Dobrze się gada, ale trochę obok.
Zauważ dwie sprawy:
1. handel wymienny rzeczy codziennie użytecznych. Czyli chleb itp. towary.
Tu masz w pełni racje. Tylko zauważ, że trzeba było paradygmatu (ja tu nie górnolotnie o Bogu i Ojczyźnie, tylko na zasadzie, że Nicpoń potrzebuje chleba, a Wojtas ryby. I nie ma co sie tu oszukiwać, bo jak dostanę nieświeżą to pójdę z pałą i vice wersa). Tu to jest para-pałą-dygmat.
paradygmat to jest w sensie kulturowym zbiór pewnych pojęć opisujących współną rzeczywistośc i odnoszących sie/wywodzących ze wspólnego pnia ontologicznego. To, o czym mówisz, to jest reakcja na wydarzenie. I zauważ, że reakcja, która jest złośc/rozgoryczenia/chęć odwetu za to, że sie zostało wystrychnietym na dudka jest wspólna wszystkim ludziom, niezaleznie od paradygmatu w którym funkcjonuja.
Ale rozwój przez handel to się zaczyna jeśli Wojtas był w Chinach i widział tam jedwab (1000 lat temu, i przywiózł trochę), a Nicpoń jak zobaczył to też chce mieć. No to na początek gotów jest dać za to cały staw z rybami, ale później zaczyna dumać; może samemu tam pojechać, a może to na grobli morwy posadzić.
zgadza sie- gdzie tu wiec oszustwo?
No i to jest rozwój. A zaczął się od pożądliwości. I teraz warto ustalić zasady na jakich przywozić jedwab, i na jakich zasadach wymieniać na ryby.
czy do tych ustalen potrzebne ci jest panstwo, ze swoimi wygórowanymi opłatami za tę “usługę”, czy nie wystarczy do tego, żebyśmy sie wspólnie umowili, zas panstwo tylko będzie pilnować, byśmy tych umów dobrowolnie zawartych dotrzymywali? Chcacemu nie dzieje sie krzywda. Jesli ja za twój jedwab dam caly staw, a później mi sie odwidzi, to tu państwo nic do roboty nie ma, ani tu żadnego oszustwa nie ma. W chwili umawiania się byliśmy zgodni. jesteśmy dorośli i odpowiadamy za to co robimy.
I tu twierdzę, że paradygmat jest potrzebny. Bo nie będzie miło jak moim paradygmatem będzie wepchnąć zetlały jedwab, a Twoim śmierdzące ryby.
troche metlik pojęciowy z tym paradygmatem wprowadziles. Ale mniejsza o niego.
To, o czym mówisz to konflikt interesów w sytuacji, w której obaj chcemy sie oszukac. OK, co w tym złego, że chcemy sie oszukac wzajemnie i co tu ma do roboty państwo na tym etapie? Jeśli sie umówimy, że ty mi dostarczasz jedwab jakości A a ja ci dostarczam ryby świezości A i po wymianie wychodzi nam na to, że jedwab jest jakości B a świezość ryb jakości B, to albo wracamy do siebie i oblewając sie rumieńcem odkrecamy biznes za obupólna zgoda, albo idziemy do sądu by sprawdził nasza umowę i to jak sie z niej wywiazalismy.
Natomiast jest pewne, że po takim zabiegu ani ty u mnie nie kupisz juz nigdy ryb i poszukasz sobie innego dostawcy, a ja juz nie kupie nigdy u ciebie jedwabiu i bede szukal innego kooperanta. To chyba jasne, nie? Handel, wymiana towarowa, żeby kwitnąć i sie rozwijac musi sie opierac na etyce. Zreszta, o moralności wolnego rynku wylano juz tony atramrntu.
Już nie mówiąc o znanym powiedzeniu “Strzeżcie się Greków, którzy przynoszą dary”, bo to inne rozwinięcie.
jasne i nie na temat, bo ten text “timeo Danaos..” odnosi sie do sytuacji zupełnieinnej.
A jesli chodzi o pieniądze, dolary one, to też naszym rozwojem będzie, aby się drugi raz na to samo nie nabrać. A Chińczycy się nabrali chyba, że zrobili to celowo.
tzn? bo nie wiem o co chodzi? Obrazic się chcesz na dolary? O co? Przeciez jesteś już duzy i wiesz, że dolar nie ma pokrycia w zlocie juz od kilkudziesieciu lat a amerykanski rząd może de facto dowolnie kreowac jakość dolara na rynku, w zalezności od swojego widzi mi się. Nikt ci nie kaze inwestowac w dolce. Możesz swoje oszczędności trzymac w zlocie. Mozesz zarabiac na róznicach kursów. Co tu ma do rzeczy oszustwo rynku? Gdzie ono jest? Kto tu jest oszustem poza rządem?
Wojtasie
Dobrze się gada, ale trochę obok.
Zauważ dwie sprawy:
1. handel wymienny rzeczy codziennie użytecznych. Czyli chleb itp. towary.
Tu masz w pełni racje. Tylko zauważ, że trzeba było paradygmatu (ja tu nie górnolotnie o Bogu i Ojczyźnie, tylko na zasadzie, że Nicpoń potrzebuje chleba, a Wojtas ryby. I nie ma co sie tu oszukiwać, bo jak dostanę nieświeżą to pójdę z pałą i vice wersa). Tu to jest para-pałą-dygmat.
paradygmat to jest w sensie kulturowym zbiór pewnych pojęć opisujących współną rzeczywistośc i odnoszących sie/wywodzących ze wspólnego pnia ontologicznego. To, o czym mówisz, to jest reakcja na wydarzenie. I zauważ, że reakcja, która jest złośc/rozgoryczenia/chęć odwetu za to, że sie zostało wystrychnietym na dudka jest wspólna wszystkim ludziom, niezaleznie od paradygmatu w którym funkcjonuja.
Ale rozwój przez handel to się zaczyna jeśli Wojtas był w Chinach i widział tam jedwab (1000 lat temu, i przywiózł trochę), a Nicpoń jak zobaczył to też chce mieć. No to na początek gotów jest dać za to cały staw z rybami, ale później zaczyna dumać; może samemu tam pojechać, a może to na grobli morwy posadzić.
zgadza sie- gdzie tu wiec oszustwo?
No i to jest rozwój. A zaczął się od pożądliwości. I teraz warto ustalić zasady na jakich przywozić jedwab, i na jakich zasadach wymieniać na ryby.
czy do tych ustalen potrzebne ci jest panstwo, ze swoimi wygórowanymi opłatami za tę “usługę”, czy nie wystarczy do tego, żebyśmy sie wspólnie umowili, zas panstwo tylko będzie pilnować, byśmy tych umów dobrowolnie zawartych dotrzymywali? Chcacemu nie dzieje sie krzywda. Jesli ja za twój jedwab dam caly staw, a później mi sie odwidzi, to tu państwo nic do roboty nie ma, ani tu żadnego oszustwa nie ma. W chwili umawiania się byliśmy zgodni. jesteśmy dorośli i odpowiadamy za to co robimy.
I tu twierdzę, że paradygmat jest potrzebny. Bo nie będzie miło jak moim paradygmatem będzie wepchnąć zetlały jedwab, a Twoim śmierdzące ryby.
troche metlik pojęciowy z tym paradygmatem wprowadziles. Ale mniejsza o niego.
To, o czym mówisz to konflikt interesów w sytuacji, w której obaj chcemy sie oszukac. OK, co w tym złego, że chcemy sie oszukac wzajemnie i co tu ma do roboty państwo na tym etapie? Jeśli sie umówimy, że ty mi dostarczasz jedwab jakości A a ja ci dostarczam ryby świezości A i po wymianie wychodzi nam na to, że jedwab jest jakości B a świezość ryb jakości B, to albo wracamy do siebie i oblewając sie rumieńcem odkrecamy biznes za obupólna zgoda, albo idziemy do sądu by sprawdził nasza umowę i to jak sie z niej wywiazalismy.
Natomiast jest pewne, że po takim zabiegu ani ty u mnie nie kupisz juz nigdy ryb i poszukasz sobie innego dostawcy, a ja juz nie kupie nigdy u ciebie jedwabiu i bede szukal innego kooperanta. To chyba jasne, nie? Handel, wymiana towarowa, żeby kwitnąć i sie rozwijac musi sie opierac na etyce. Zreszta, o moralności wolnego rynku wylano juz tony atramrntu.
Już nie mówiąc o znanym powiedzeniu “Strzeżcie się Greków, którzy przynoszą dary”, bo to inne rozwinięcie.
jasne i nie na temat, bo ten text “timeo Danaos..” odnosi sie do sytuacji zupełnieinnej.
A jesli chodzi o pieniądze, dolary one, to też naszym rozwojem będzie, aby się drugi raz na to samo nie nabrać. A Chińczycy się nabrali chyba, że zrobili to celowo.
tzn? bo nie wiem o co chodzi? Obrazic się chcesz na dolary? O co? Przeciez jesteś już duzy i wiesz, że dolar nie ma pokrycia w zlocie juz od kilkudziesieciu lat a amerykanski rząd może de facto dowolnie kreowac jakość dolara na rynku, w zalezności od swojego widzi mi się. Nikt ci nie kaze inwestowac w dolce. Możesz swoje oszczędności trzymac w zlocie. Mozesz zarabiac na róznicach kursów. Co tu ma do rzeczy oszustwo rynku? Gdzie ono jest? Kto tu jest oszustem poza rządem?
Artur M. Nicpoń -- 05.03.2008 - 21:42