mam podobne spostrzeżenia co do nienawiści. Tyle tylko, że mam świadomość pewnej przepaści między moim – i Twoim – pokoleniem a pokoleniem choćby moich rodziców (ur. w latach 40) czy dziadków.
Krzywd nie da się tak po prostu zapomnieć, nie każdy jest w stanie wybaczyć – i mówienie, że w imię wspólnej Europy, miłości chrześcijańskiej czy innych wartości tak trzeba jest czczym gadaniem. To okrągłe słowa wypowiadane za ogół, a emocje tkwią w każdym z tych pokrzywdzonych – tyle że oni są niemedialni, niewygodni i niepolityczni.
Kiedy mówię np. o ludziach, którzy do końca życia zasypiają z kromką chleba pod poduszką, widzę uśmieszki, kiedy oczywistym staje się przyczyna takiego zachowania – widzę niedowierzanie.
Czasem zastanawiam się, jaką historię opowiedziałby taki człowiek. Czy byłabym w stanie wysłuchać jej do końca?
Dlatego warto mówić o pojedynczych losach – o Jurku Bitschamie, o rotmistrzu Witoldzie Pileckim, o ojcu Maksymilianie Kolbem czy księdzu Jerzym Popiełuszce.
Można przywoływanie tych postaci potraktować jako sianie nienawiści i to – o zgrozo – także w stosunku do własnego narodu. Czy naprawdę Twoim zdaniem nie należy o nich mówić?
Zgódźmy się – oni nie funkcjonują jako ludzie z krwi i kości w świadomości zbiorowej, są zaledwie (i to nie wszyscy) jednowymiarowymi symbolami , może nawet nieco wstydliwymi, nie na te czasy.
Możemy udawać, że ich wszystkich nie było i dziwić się postępowaniu ks. Isakowicza-Zaleskiego, ale ja cenię jego postawę i jestem mu za nią wdzięczna.
Grzesiu,
mam podobne spostrzeżenia co do nienawiści. Tyle tylko, że mam świadomość pewnej przepaści między moim – i Twoim – pokoleniem a pokoleniem choćby moich rodziców (ur. w latach 40) czy dziadków.
Krzywd nie da się tak po prostu zapomnieć, nie każdy jest w stanie wybaczyć – i mówienie, że w imię wspólnej Europy, miłości chrześcijańskiej czy innych wartości tak trzeba jest czczym gadaniem. To okrągłe słowa wypowiadane za ogół, a emocje tkwią w każdym z tych pokrzywdzonych – tyle że oni są niemedialni, niewygodni i niepolityczni.
Kiedy mówię np. o ludziach, którzy do końca życia zasypiają z kromką chleba pod poduszką, widzę uśmieszki, kiedy oczywistym staje się przyczyna takiego zachowania – widzę niedowierzanie.
Czasem zastanawiam się, jaką historię opowiedziałby taki człowiek. Czy byłabym w stanie wysłuchać jej do końca?
Dlatego warto mówić o pojedynczych losach – o Jurku Bitschamie, o rotmistrzu Witoldzie Pileckim, o ojcu Maksymilianie Kolbem czy księdzu Jerzym Popiełuszce.
Można przywoływanie tych postaci potraktować jako sianie nienawiści i to – o zgrozo – także w stosunku do własnego narodu. Czy naprawdę Twoim zdaniem nie należy o nich mówić?
Zgódźmy się – oni nie funkcjonują jako ludzie z krwi i kości w świadomości zbiorowej, są zaledwie (i to nie wszyscy) jednowymiarowymi symbolami , może nawet nieco wstydliwymi, nie na te czasy.
Możemy udawać, że ich wszystkich nie było i dziwić się postępowaniu ks. Isakowicza-Zaleskiego, ale ja cenię jego postawę i jestem mu za nią wdzięczna.
Agnieszka -- 06.01.2008 - 12:12