Jeśli korzystają z dostępnych środków prawnych (aż do skargi konstytucyjnej włącznei), to jest ok.
Jeżeli czekają, aż ich koledzy politycy (w tym przypadku może to, choć nie musi dotyczyć także sędziów Trybunału) zmienią prawo – to działają mimo prawa, psując je przez polityzację (jakby jej było mało i bez tego).
Jeżeli odmawiają stosowania się do nakazów prawa ich dotyczących – łamią prawo.
Innymi słowy: dopóki biegną terminy, to może pan Geremek (et consortes) mówić i robić co chcą. Wolność słowa, czy cóś...
Nam się to może podobać, albo nie, ale – z prawnego punktu widzenia – nie ma tu sprawy.
Ale jak termin się skończy (gdyby taki na przykład N zwlekał – a nie zwlekał – to jego termin składania oświadczenia zakończyłby się 23 marca), a oświadczenie nie zostałoby złożone, to stanowić to będzie naruszenie prawa. I oznaczałoby (na przykład) wygaśnięcie mandatu z mocy prawa.
To (zachowując, właściwe proporcje) jak ze stanem wojennym. Jak ktoś chce go bronić i uzasadniać – proszę bardzo, wolna wola i ewentualny śmiech gawiedzi. Ale żadna aksjologia nie zmieni faktu, że wprowadzono go z naruszeniem tzw. Konstytucji PRL, nie był zatem legalnym aktem władzy państwowej, a zamachem stanu. Bo zamachy stanu legalne nie bywają. Z definicji.
Odrębną jest kwestią, czy władze polskie ugną się pod ewentualną presją zagranicy, inspirowaną przez krajowych wrogów lustracji.
Jeśli tak – hańbaż im! (1)
I krecha na najbliższych wyborach.
(1) Nie ma to nic wspólnego z moją oceną ustawy lustracyjnej, którą mam za kiepską. Ale jakoś nie widzę, żeby ktoś chciał ją poprawiać.
Dziś pytanie, dziś odpowiedź.
Jeśli korzystają z dostępnych środków prawnych (aż do skargi konstytucyjnej włącznei), to jest ok.
Jeżeli czekają, aż ich koledzy politycy (w tym przypadku może to, choć nie musi dotyczyć także sędziów Trybunału) zmienią prawo – to działają mimo prawa, psując je przez polityzację (jakby jej było mało i bez tego).
Jeżeli odmawiają stosowania się do nakazów prawa ich dotyczących – łamią prawo.
Innymi słowy: dopóki biegną terminy, to może pan Geremek (et consortes) mówić i robić co chcą. Wolność słowa, czy cóś...
Nam się to może podobać, albo nie, ale – z prawnego punktu widzenia – nie ma tu sprawy.
Ale jak termin się skończy (gdyby taki na przykład N zwlekał – a nie zwlekał – to jego termin składania oświadczenia zakończyłby się 23 marca), a oświadczenie nie zostałoby złożone, to stanowić to będzie naruszenie prawa. I oznaczałoby (na przykład) wygaśnięcie mandatu z mocy prawa.
To (zachowując, właściwe proporcje) jak ze stanem wojennym. Jak ktoś chce go bronić i uzasadniać – proszę bardzo, wolna wola i ewentualny śmiech gawiedzi. Ale żadna aksjologia nie zmieni faktu, że wprowadzono go z naruszeniem tzw. Konstytucji PRL, nie był zatem legalnym aktem władzy państwowej, a zamachem stanu. Bo zamachy stanu legalne nie bywają. Z definicji.
Odrębną jest kwestią, czy władze polskie ugną się pod ewentualną presją zagranicy, inspirowaną przez krajowych wrogów lustracji.
Jeśli tak – hańbaż im! (1)
I krecha na najbliższych wyborach.
(1) Nie ma to nic wspólnego z moją oceną ustawy lustracyjnej, którą mam za kiepską. Ale jakoś nie widzę, żeby ktoś chciał ją poprawiać.
yayco -- 28.01.2008 - 13:15