Przypominiało mi się, jak wtedy w drodze do Jugosławii trzeba było zatankować na Węgrzach. No i taka różnica między PRL a WRL była, że u nas beznyny zawsze starczyło dla wojska, na ogół dla komunikacji miejskiej, a z beznzyną dla prywatnego użytku sami wiecie jak było. A na Węgrzech, przynajmniej wtedy, kłopotu nie było. Było za to zjawisko, które wcześniej widziałem tylko na amerykańskich filmach – jak się człowiek zatrzymuje żeby zatankować, to podbiega dzieciak umyć szybę i dostać parę groszy. Problem polegał na tym, że w naszej skarpecie wycieraczki się nie podnosiły. Nie dlatego, żeby były zepsute (zepsute były drzwi od strony kierowcy, w związku z czym cały czas były przywiązane sznurkiem do fotela), taki po prostu był zamysł techniczny. Zdziwioną twarz dziewczyny szapriącej za wycieraczkę mam do dzisiaj. W ogóle gdzie żeśmy się nie zatrzymali, ludzie zaczynali się przyglądać.
Jeszcze co do wycieraczek
Przypominiało mi się, jak wtedy w drodze do Jugosławii trzeba było zatankować na Węgrzach. No i taka różnica między PRL a WRL była, że u nas beznyny zawsze starczyło dla wojska, na ogół dla komunikacji miejskiej, a z beznzyną dla prywatnego użytku sami wiecie jak było. A na Węgrzech, przynajmniej wtedy, kłopotu nie było. Było za to zjawisko, które wcześniej widziałem tylko na amerykańskich filmach – jak się człowiek zatrzymuje żeby zatankować, to podbiega dzieciak umyć szybę i dostać parę groszy. Problem polegał na tym, że w naszej skarpecie wycieraczki się nie podnosiły. Nie dlatego, żeby były zepsute (zepsute były drzwi od strony kierowcy, w związku z czym cały czas były przywiązane sznurkiem do fotela), taki po prostu był zamysł techniczny. Zdziwioną twarz dziewczyny szapriącej za wycieraczkę mam do dzisiaj. W ogóle gdzie żeśmy się nie zatrzymali, ludzie zaczynali się przyglądać.
TNM -- 16.08.2008 - 20:06