Spróbuję powtórzyć odpowiedź, która poleciała w przysłowiowy kosmos (Błąd 404 czy inne cholerstwo).
Gretchen
Nie mam poczucia, żebym napisała o wychowywaniu dzieci.
Spokojnie, ja także nie mam ani nie miałem poczucia, żebyś o tym napisała.
O ile umiem czytać, wezwałać dyletentów, by skorzystali z dobrej okazji by siedzieć cicho. I ja to poparłem, a nawet dalej poszedłem. I co mnie spotyka? Czarna niewdzięczność & podejrzliwość.
Co więcej, wcale nie mam przekonania do tego zapisu o pracownikach socjalnych, idzie mi o to, że żeby o czymś rozsądnie dyskutować to trzeba najpierw rozumieć, co się czyta. Że do tego potrzebna jest jakaś wiedza, znajomość tematu, a nie bicie piany.
Postulat ze wszech miar słuszny, wart skodyfikowania, np.: Osoby chcące zabrać publicznie głos krytyczny wobec ustawy lub rozporządzenia, winny się legitymować wyższym wykształceniem oraz uprawnieniami zawodowymi w adekwatnej dziedzinie. Stosowne zaświadczenia należy przedstawić właściwej komisji GUKPiW (ustawa z dnia… o kontroli publikacji i widowisk)
Twój sarkazm jest więc trochę obok moich intencji…
OK, przyznaję, wypowiadam się nieco złośliwie — ale to Ty zaczęłaś. Ja jedynie podtrzymuję konwencję językową. Przez wpół żartem, przez wpół serio bawię Panią galanterią...
... ale zapytam Cię idąc jego (tego sarkazmu) tropem: uważasz, że nie istnieją tacy rodzice, którzy krzywdzą własne dzieci? I to krzywdzą w taki sposób, że narażają ich życie na realne niebezpieczeństwo?
Mógłbym odbić piłeczkę pytając, czy Ty uważasz, że dzięki nowemu prawu tacy rodzice przestaną istnieć? Ale to także jest pytanie z rodzaju retorycznych.
Pani minister raczyła była osobiście wypowiedzieć się, że wprowadzane przez nią rozwiązania to nie tylko poprawianie zwalczania patologii. To ma być fundamentalna zmiana społeczna, zmiana całego modelu wychowawczego. Niestety, nie potrafię teraz przytoczyć stosownego cytatu, bowiem podcast z audycji, gdzie padły te słowa jest na razie niedostępny.
To właśnie mnie niepokoi.
Bo ja z wiekiem coraz bardziej obawiam się rewolucji. Ktoś zwrócił uwagę, że taka obawa jest proporcjonalna do tego, co masz do stracenia. Otóż w rubryczce rodzina i dzieci tej ankiety mogę wpisać całkiem sporo. Jak dla mnie — wszystko.
I, bardzo przepraszam, ale nic mnie nie obchodzi, czy broniąc swojego wszystkiego robię to wystarczająco fachowo i czy jakieś uczone elity nie będą się z tego śmiać.
Gretchen
Spróbuję powtórzyć odpowiedź, która poleciała w przysłowiowy kosmos (Błąd 404 czy inne cholerstwo).
Nie mam poczucia, żebym napisała o wychowywaniu dzieci.
Spokojnie, ja także nie mam ani nie miałem poczucia, żebyś o tym napisała.
O ile umiem czytać, wezwałać dyletentów, by skorzystali z dobrej okazji by siedzieć cicho. I ja to poparłem, a nawet dalej poszedłem. I co mnie spotyka? Czarna niewdzięczność & podejrzliwość.
Co więcej, wcale nie mam przekonania do tego zapisu o pracownikach socjalnych, idzie mi o to, że żeby o czymś rozsądnie dyskutować to trzeba najpierw rozumieć, co się czyta. Że do tego potrzebna jest jakaś wiedza, znajomość tematu, a nie bicie piany.
Postulat ze wszech miar słuszny, wart skodyfikowania, np.:
Osoby chcące zabrać publicznie głos krytyczny wobec ustawy lub rozporządzenia, winny się legitymować wyższym wykształceniem oraz uprawnieniami zawodowymi w adekwatnej dziedzinie. Stosowne zaświadczenia należy przedstawić właściwej komisji GUKPiW (ustawa z dnia… o kontroli publikacji i widowisk)
Twój sarkazm jest więc trochę obok moich intencji…
OK, przyznaję, wypowiadam się nieco złośliwie — ale to Ty zaczęłaś. Ja jedynie podtrzymuję konwencję językową. Przez wpół żartem, przez wpół serio bawię Panią galanterią...
... ale zapytam Cię idąc jego (tego sarkazmu) tropem: uważasz, że nie istnieją tacy rodzice, którzy krzywdzą własne dzieci? I to krzywdzą w taki sposób, że narażają ich życie na realne niebezpieczeństwo?
Mógłbym odbić piłeczkę pytając, czy Ty uważasz, że dzięki nowemu prawu tacy rodzice przestaną istnieć? Ale to także jest pytanie z rodzaju retorycznych.
Pani minister raczyła była osobiście wypowiedzieć się, że wprowadzane przez nią rozwiązania to nie tylko poprawianie zwalczania patologii. To ma być fundamentalna zmiana społeczna, zmiana całego modelu wychowawczego. Niestety, nie potrafię teraz przytoczyć stosownego cytatu, bowiem podcast z audycji, gdzie padły te słowa jest na razie niedostępny.
To właśnie mnie niepokoi.
Bo ja z wiekiem coraz bardziej obawiam się rewolucji. Ktoś zwrócił uwagę, że taka obawa jest proporcjonalna do tego, co masz do stracenia. Otóż w rubryczce rodzina i dzieci tej ankiety mogę wpisać całkiem sporo. Jak dla mnie — wszystko.
I, bardzo przepraszam, ale nic mnie nie obchodzi, czy broniąc swojego wszystkiego robię to wystarczająco fachowo i czy jakieś uczone elity nie będą się z tego śmiać.
odys -- 07.02.2009 - 21:40