Wykonałam właśnie takie ćwiczenie: przeczytałam swój post starając się zrobić to tak, jakbym nie znała kontekstu.
I masz rację Griszq (chyba rzeczywiście trudno będzie się nam pokłócić), bez wiedzy o tym skąd wzięła się ta rozmowa w samolocie nie da się zrozumieć wszystkiego czy też jakiejś ważnej części.
Sądzę, że zrobiłam to prawie świadomie. Ze strachu.
Co do tego, że “smutne to jak cholera”. Ja się już tak przyzwyczaiłam do takiego spojrzenia, że nie wydaje mi się to smutne. Albo, może prawdziwiej będzie w ten sposób, zaakceptowałam ten smutek. Jest częścią mnie.
I wierz mi, że tylko niekiedy, w gruncie rzeczy bardzo rzadko staje się dominujący. Ostatnio jest, ale wiem że to minie.
W oczach innych jestem radosna i pogodna. Źródło optymizmu.
I znowu wracam do tego od czego zaczęliśmy.
Jaka jest prawda? I taka, i taka.
Wszystko zależy od tego kto patrzy i co chce zobaczyć.
Griszeq
Wykonałam właśnie takie ćwiczenie: przeczytałam swój post starając się zrobić to tak, jakbym nie znała kontekstu.
I masz rację Griszq (chyba rzeczywiście trudno będzie się nam pokłócić), bez wiedzy o tym skąd wzięła się ta rozmowa w samolocie nie da się zrozumieć wszystkiego czy też jakiejś ważnej części.
Sądzę, że zrobiłam to prawie świadomie. Ze strachu.
Co do tego, że “smutne to jak cholera”. Ja się już tak przyzwyczaiłam do takiego spojrzenia, że nie wydaje mi się to smutne. Albo, może prawdziwiej będzie w ten sposób, zaakceptowałam ten smutek. Jest częścią mnie.
I wierz mi, że tylko niekiedy, w gruncie rzeczy bardzo rzadko staje się dominujący. Ostatnio jest, ale wiem że to minie.
W oczach innych jestem radosna i pogodna. Źródło optymizmu.
I znowu wracam do tego od czego zaczęliśmy.
Jaka jest prawda? I taka, i taka.
Wszystko zależy od tego kto patrzy i co chce zobaczyć.
Gretchen -- 14.04.2008 - 12:11