Pewnie nie tylko ja tak mam, ale skoro już mam, postanowiłem się tym czymś podzielić. Od zawsze nie potrafię się zmusić do oglądania/czytania filmów/książek, które są bardzo sławne, bardzo chwalone, bardzo rozreklamowane. Za każdym razem, gdy coś takiego się pojawi, odczuwam niechęć tak wielką, że aż apriorycznie wykluczającą przyjemność z lektury lub oglądania. Po takie dzieła najczęściej nie sięgam w ogóle, bo bezsensowny uraz jest zbyć silny. A jeśli w ogóle sięgam, to dopiero wtedy, gdy już wszyscy o nich zapomną.
Kilka razy zdarzyło mi się jednak przyjemne zaskoczenie. „Pulp fiction”, „Tańczący z wilkami”, „Forrest Gump”, „Lista Schindlera” – w każdym z tych filmów coś mi się spodobało, czym byłem autentycznie zdziwiony. Czasem była to siła opowieści, czasem piękne zdjęcia, czasem pomysły formalne ekipy filmowej, czasem jeszcze co innego. Za każdym razem byłem zdziwiony w bardzo przyjemny sposób.
W czasie, kiedy nie było mnie w sieci, znowu spotkało mnie coś podobnego. I to w najbardziej nieoczekiwany sposób. Mój pierworodny złapał gdzieś w szkole szkodliwego – jak mi się wówczas wydawało – wirusa potteromanii. Kupiłem mu pierwszą część cyklu, przypuszczając, ze marnuję pieniądze, bo wcześniej nie dawał się namówić na czytanie książek grubych i w dodatku bez obrazków. Okazało się, że połknął ją w kilka dni. Byłem wzruszony, bo była to w końcu jego pierwsza w życiu prawdziwa powieść. Kupiłem więc z ochotą część drugą, poganiany przez napalonego młodego. Ale w tym momencie pojawił się problem, bo latorośl zażyczyła sobie, żeby tata również znał jego książkę w celu prowadzenia rodzinnej dyskusji na jej temat (mama już znała). No i musiałem się przemóc.
I zacząłem czytać (głównie nocami przy niepierworodnej). I po kilkudziesięciu stronach przyzwyczajania się do alternatywnej rzeczywistości okazało się, że to się daje czytać! I że gdybym był dzieckiem, to napaliłbym się na całą serię nie gorzej niż w przypadku Pana Samochodzika czy Tomka Wilmowskiego. I odnalazłem w sobie to dziecko, i napaliłem się niewąsko, i przeczytałem wszystkie książki o Harrym Potterze, ścigając się z synem i okłamując go, że nie zabrnąłem w lekturze dalej niż on.
Byłem tym zaskoczony bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, bo w jakość „Harrego Pottera” wierzyłem jeszcze mniej niż w wartość poprzednich przedmiotów moich zaskoczeń. A okazało się, że toto jest napisane niezwykle sprawnie. I idealnie wycelowane w gust małoletnich. Żadnych zbędnych słów, sporo kulturowego kalkowania, proste, acz nie prostackie psychologicznie postacie, mnóstwo przykuwających uwagę przygód – czego więcej można wymagać od literatury dziecięco-młodzieżowej? Oczywiście, jeśli ktoś przyłoży do produktów pani Rowling miarę, powiedzmy, sienkiewiczowską, to zadowolony raczej nie będzie, ale mówimy w końcu o książkach dla dzieci. A w takiej kategorii to ja mogę spokojnie każdemu zarekomendować te bajania o czarodziejach.
komentarze
Ostatnio
rozmawiałem z kumpelą i ona też to mówiła no i opowiedziała mi koniec:)
A tak ogóle to nawołujesz do czytania ksiażek satanistycznych.
galopujący major -- 16.03.2008 - 23:26Hm, to ja takie zaskoczenie miałem
przy ,,Władcy pierścieni”, nigdy nie czyutałem i nie lubiłem fantasy i SF ( w przeciwieństwie do tzw. fantastyki grozy czy horrorów, które uwielbiałem od zawsze).
Więc i ,,Władcę” traktowałem jako jakieś bajeczki, bzdury i takie tam, w końcu sięgnąłem i 3 noce wyrwane z życiorysu 9wprawdzie nie całe, bo gdzies koło 3, 4 w nocy się spać kładłem) i żałowałem, że się tak szybko kończy.
I sięgnąłem po Tolkiena inne choć to już nie było to.
No, ale za to innych objawien nie ma, i rzeczy popularnych, wszędzie chwalonych i nowości raczej nie czytam, zresztą ostatnio nie czytam nic, ale jak czytam, to wolę sam odkrywać.
A np. wszyscy zachwalali mi ,,Alchemika” Coehlo, przeczytałem, no i gniot totalny w sumie.
Pzdr
grześ -- 16.03.2008 - 23:40galopujący majorze
Tak? No popatrz, jaki ze mnie nieodpowiedzialny tatuś. Jeszcze się cieszę jak głupi, że mi dziecko chętnie, dużo i szybko czytało. Ta nieświadomość to pewnie przez nieodkrycie w sobie skutków tak obfitego kontaktu z satanizmem.
Pozdr.
popisowiec -- 16.03.2008 - 23:43grzesiu
To ja całkiem podobnie – jako nastolatek ze trzy razy do “Hobbita” podchodziłem. bezskutecznie. Nie umiałem zaakceptować inności (rasista byłem, znaczy). Jakoś tak ze trzy lata temu musiałem tego “Hobbita” przeczytać i okazało się, że mi się podoba. Ale dopiero po jakichś 50-70 stronach.
Akurat jakoś w tym samym czasie pojawiły się filmy Jacksona i porównałem sobie wizualną stronę własnych i jego wyobrażeń. Okazały się bardzo zbieżne. Ale gdybym tego “Hobbita” nie przemęczył, pewnie bym filmów nie tknął. No tak już mam.
Pozdr.
popisowiec -- 16.03.2008 - 23:49Cóż
Sam jako zawzięty czytelnik fantastyki wszelakiej przeczytałem z przyjemnością całą sagę o Potterze. I mogę powiedzieć jedno – Rowling naprawdę umiejętnie połączyła powieść fantasy, opowieść detektywistyczną i powieść o dorastaniu w jedno. Naprawdę przyjemnie się to czyta. A jeśli dzięki temu młodzież przekona się, że książki potrafią być fascynujące – tym lepiej.
Niestety, działa tutaj podobne zjawisko, które miało miejsce przy okazji premiery filmów Jacksona na podstawie “Władcy Pierścieni”. Niektórzy, zirytowani ofensywą marketingową wokół samego dzieła, skłonni są przerzucać ową krytykę na samo dzieło (argumentując mniej więcej tak: skoro wokół tego jest taka kampania reklamowa, znaczy, że sama książka jest nic nie warta). Są to zresztą z reguły osoby, które po rzeczoną książkę nigdy nie sięgnęły i uważają to za powód do chluby. Cóż, jak ktoś lubi się bawić w kontrkulturowego buntownika, jego sprawa…
Piotr Wilkin -- 17.03.2008 - 01:11Eeetam
ja na ten czas delektuję się “Oranżadą” Jerzego Jarniewicza. Ta ma ci dopiero smak i jaka świeżość
MarekPl -- 17.03.2008 - 07:51Ukłony
Dobrze Cie widzieć:)
zauważę jedynie że potteromania odpycha od tej serii wiele inteligentnych osób, przez właśnie otoczkę, może to i naiwne i głupie ale tak jest
na przykład ja
pozdr
max
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 17.03.2008 - 14:56P.Wilkinie
Cała młodzież to się raczej nie przekona, co najwyżej ta jej niewielka część, która sięgnie po książkę z własnej woli, bez przymusu. Ale Potter rzeczywiście świetnie się nadaje do zarażania literaturą. Mój ośmiolatek najlepszym dowodem.
Marketing naprawdę potrafi zniechęcić do sięgnięcia po książkę czy udania się do kina. Tyle że w końcu trzeba się zreflektować, bo ocenianie czegokolwiek przed zapoznaniem się z tym czymś to w końcu niewąska głupota.
Pozdr.
popisowiec -- 18.03.2008 - 17:47Panie Maxie
złam się Pan!
Moje dziecko, to nawet siostrze religii nauczającej pożyczało te książki (w pogłoskach o ścislej homogenizacji umysłów, u nas – rzymskich katolików, wiele jest przesady).
Co gorsza, to ostatni z filmów też jest niezły. Niw w kategorii: dla dzieci, ale w ogolności
yayco -- 18.03.2008 - 18:04Ależ z przyjemnością się złamię
jak tylko skończę zapalnowane lektury na najbliższe dwa- trzy miesiące, bo
pomimo
umiejętności wyszkolonej szybkiego czytania (kursy itp) to kilka miesięcy w
kajeciku czytelniczym mam zabukowane i jakoś np. “Bakunowy faktor” Johna Bartha
nie chce czekać(a czeka od dwóch lat:)) , ba podejrzewam że nawet oprotestowałby “bezkolejkowość”,
a na to pozwolić sobie nie mogę:)
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 18.03.2008 - 20:18Marku Olżyński
Chętnie kiedyś spróbuję. Ale Potter w swojej kategorii jest naprawdę niezły. Tak uważam.
Pozdr.
popisowiec -- 18.03.2008 - 20:40max
Właściwie to właśnie o tym pisałem. Przecież i mnie potteromania (jak każda mania) skutecznie zniechęciła do sięgnięcia po książkę. Gdyby nie syn i jego upór, pewnie jeszcze długo albo nigdy nie zajrzałbym go Hogwartu. Co i Tobie polecam. Nie zawiedziesz się. O ile oczywiście weźmiesz poprawkę na gatunek.
Też się cieszę, że znowu możemy zamienić słowo. Dopiekł mi ten niebyt.
Pozdr.
popisowiec -- 18.03.2008 - 20:48Maxie
Bakunowy faktor jest wielką powieścią.
Nie powinien czekać. Ale trzeba mieć nań nieco czasu.
yayco -- 18.03.2008 - 20:56yayco
Dobrze by było, aby się złamał. Nie ominęłaby go przyjemność.
A co do rzymskich katolików, czyli nas – procent widzących we wszystkim zagrożenie odpowiedników talibów na szczęście nie jest wysoki.
Pozdr.
popisowiec -- 18.03.2008 - 21:02popisowiec
to opisze skrajny przypadek z dzisiejszego wieczoru odnośnie katolików (czyli mnie też), wuj Dżony stwierdził że traktat jest be, bo geje beda mogli w kościele (!!!!!) brać ślub…
p.s łamanie kołem nawet nie pomoże jestem na 443 stonie “Bakunowego” a spora droga przede mną, ale o tym w kometarzu do Panan Yayco
:)
p.s 2, naprawdę super że jesteś
:)
max -- 18.03.2008 - 21:13Prezes , Traktor, Redaktor
Panie Yayco
uwierzysz że podświadomie czułem że ktoś to już przeczytał z tekstowiczan(?)
mam wydanie Czytelnika z 1980, stron I tom 876, drugi ok. 500. Zakupiłem na
portalu aukcyjnym za 20 pln z banalnego powodu: zgubiłem wydanie z 1996
wydanego przez Muzę, łatwiejsze w czytaniu ale w trakcie przeprowadzki zaginął
pierwszy tom :( a bez niego ani rusz.
Swoją drogą czy pamięta Pan genialna wymianę zdań pomiedzy paniami,
polegającam na co wymyśleniszym nazwaniu profesji drugiej? u mnie 7 stron
bitych obelg:)) aż mnie korci coby przepisać:)
gadałem kiedyś o tym z referentem Bulzackim, wielce ciekawa sprawa (dla mnie)
p.s piszę jakbym się znał, ale faktycznie to interesuje mnie Barth i to co stworzył
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 18.03.2008 - 21:30max
To nie musi być skrajny przypadek związany z katolicyzmem. To jest efekt działalności zawodowych kłamców zwanych politykami i bezrefleksyjnie ich cytujących dziennikarzy telewizyjnych. Rzuca się kłamliwą tezę, powołując na anonimowych ekspertów, powtarza miesiącami do znudzenia i ludzie zaczynają ulegać, bo im się to podprogowo do mózgów przedarło.
No jestem. Mam nadzieję, że już na stałe. Ale pewności żadnej.
Pozdr.
popisowiec -- 18.03.2008 - 21:45Panie Maxie
ja mam to z Muzy.
Co do Bartha, to Bakunowy faktor mam za arcydzieło. Formy, języka i co rzadkie – tłumaczenia.
Bardzo podobały mi się Pływająca opera i Opowiadać dalej.
Natomiast Ostatniej podroży Sindbada Żeglarza nie skończyłem. Choroba duszy mnie dopadła i już nigdy nie chciałem do tego wrócić.
Zresztą wydane paskudnie i literki malutkie …
PS A Harrego lubię. Może dlatego, że w moim wieku na mody się już nie reaguje. Ani pozytywnie, ani negatywnie.
yayco -- 18.03.2008 - 21:48no tak
w zasadzie zakręcilem politycznie w watku literackim…
:)
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 18.03.2008 - 21:52Panie Yayco
Opowiadac dalej też mam, następne w kolejce, a przygoda z Bakunowym zaczęła się bardzo niewinnie. W radiu BIS chyba lat temu 100 czytali kilka kawałków i po prostu uklękłem, poraziło mnie dlatego kupiłem i czytam…powolutku niestety:)
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 18.03.2008 - 22:00Ja to kiedyś
zabralem na wakacje po prostu
Nad ciepłe morze.
To się lepiej czyta, jak nic nie przeszkadza…
yayco -- 18.03.2008 - 22:33Panie Popisowcze,
to najczęściej jest zwykła głupota.
Jak człowiek słyszy, że ukazał się siódmy tom przygód Małego Czarodzieja to ma pewność, że mówi to idiota(ka), który(a) nie wie o czym mówi.
A że w naszym dziwnym kraju wszystko się upolitycznia, to inna jest kwestia. Tez zabawna. I z książki dla młodzieży, buduje się barykadę.
yayco -- 18.03.2008 - 22:38max, yayco
Tak sobie gawędzicie o tym “Bakunowym faktorze”, że mnie ciekawość i ochota ogarnęła. Tym bardziej, że książka ma wielką zaletę – nie kończy się zbyt szybko. Bardzo takie lubię. :) Powiedzcie mi tylko, czy jej wartość mieści się głównie w kwestiach formalnych, czy też fabuła im dorównuje? No i czy przykuwa?
Pozdr.
popisowiec -- 18.03.2008 - 22:49popisowiec
fabuła jest równie genialna -pisze to po jednej trzeciej książki:)
skrót na google gdzieś jest
“ W ostatnich latach siedemnastego stulecia, wśród fircyków i głupców z londyńskich kawiarń znaleźć było można długonogiego, nerwowego chudzielca, nazwiskiem Ebenezer Cooke, bardziej ambitnego niż zdolnego, a mimo to bardziej zdolnego niż ostrożnego, który, podobnie jak towarzysze jego swawoli- a każdy z nich powinien był kształcić się w Oxfordzie lub Cambridge – stwierdził, że ciekawsze są igraszki z dźwiękiem angielszczyzny niż ślęczenie nad jej sensem, i miast sposobić się do trudów nauki, wyuczył się klecenia wierszy, szlifując, zgodnie z panująca modą, arkusze kupletów, w których pelno było Jowiszów i Jupiterów, zgryźliwie dźwięczących rymów i napiętych jak struna porównań, naciąganych do granic wytrzymałości”
lecę, pozdrawiam:)
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 18.03.2008 - 23:10max
Skoro tak, chyba wybiorę się do biblioteki. Dam znać, jeśli znajdę i przeczytam. Ciekawa w sumie rzecz – być może dzięki sieci przeczytam książki, po które pewnie bym nigdy nie sięgnął. To w sumie paradoks jest, bo sieć zajmuje mnóstwo czasu i odciąga od wielu spraw, w tym czytania.
Pozdr.
popisowiec -- 20.03.2008 - 10:09