w pewnym sensie, ten makler też jest uzależniony od tej krowy, co to jest w 2/3 złożona z krowy, a w 1/3 z buhaja.
Fajne jest, że ludzie tam jeżdżą i robią coś pożytecznego.
Sam mam dwa takie przypadki (lub potencjalne przypadki) z otoczenia:
1. Mój kolega z firmy, Irlandczyk, zastanawia się nad złożeniem aplikacji do francuskiej fundacji architektów-wolontariuszy, którzy jeżdżą w te zakątki świata, które nawiedzają kataklizmy i inne nieznane nam na codzień nieszczęścia i pomagają odbudowywać zrujnowane domy.
2. Moja przyjaciółka była rok temu na Sri Lance, na zaproszenie swojego byłego szefa- szwajcarskiego architekta, który projektował tam szkoły. Była tam też holenderska emerytowana nauczucielka, która większą częśc roku spędzała na Sri Lance ucząc dzieci. Wszystko to oczywaiście w ramach wolontariatu.
pewnie nie, Panie Lorenzo
w pewnym sensie, ten makler też jest uzależniony od tej krowy, co to jest w 2/3 złożona z krowy, a w 1/3 z buhaja.
Fajne jest, że ludzie tam jeżdżą i robią coś pożytecznego.
Sam mam dwa takie przypadki (lub potencjalne przypadki) z otoczenia:
1. Mój kolega z firmy, Irlandczyk, zastanawia się nad złożeniem aplikacji do francuskiej fundacji architektów-wolontariuszy, którzy jeżdżą w te zakątki świata, które nawiedzają kataklizmy i inne nieznane nam na codzień nieszczęścia i pomagają odbudowywać zrujnowane domy.
2. Moja przyjaciółka była rok temu na Sri Lance, na zaproszenie swojego byłego szefa- szwajcarskiego architekta, który projektował tam szkoły. Była tam też holenderska emerytowana nauczucielka, która większą częśc roku spędzała na Sri Lance ucząc dzieci. Wszystko to oczywaiście w ramach wolontariatu.
Pozdrawiam
kułak i spekulant
Bloxer -- 21.04.2008 - 18:35