Sajonaro – i tak stopnie stawiane przez panie Jole czy Hanie maja się nijak do egzaminów. Słaby wynik egzaminu nie wyklucza szóstki z matematyki, nie ma przepisu, że nie wolno postawić. Jest przepis przeciwny. Że wynik egzaminu na ocenę wpływu mieć nie może.
Wyniki statystyczne egzaminów nie spowodowały nagłego wysypy badań, których celem byłoby znalezienie powodów takich różnic. Badano to jednak na świecie. Japończycy stwierdzili znaczną zależność sukcesu edukacyjnego dzieci od wykształcenia matek(od ojców nie zależy…) – i zainwestowali w bezpłatne kształcenie kobiet, chociaż część z nich nie podejmie pracy. Niektóre z polskich badań mówią o korelacji między statusem społecznym rodziców a wykształceniem ich dzieci. Nikt nie bada poziomu kształceni nauczycieli – może też zachodzi jakaś korelacja? Nauczyciele też będą różni – jak to ludzie… Szlag mnie jednak trafił, kiedy nauczycielka fizyki, które moje dziecko tresowała, zrobiła papiery katechetki, bo jedno miało ważny wpływ na drugie – zaczęła bzdurzyć na fizyce o Bogu.
Kiedy pani w szkole prosi o to, żeby dzieci spisały część tytułów książek w domowej biblioteczce, to większość z nich woli tę biblioteczkę przynieść do szkoły, bo to wymaga mnie wysiłku, te dwie książki dużo nie ważą. Kiedy prosi o przyniesienie z domu dowolnego czasopisma – na ławkach królują kolorowe tygodniki dla idiotek. Jeśli w domu tatuś dominuje – to trafia się “Sport”.I “Autogiełda”. Tu jest problem. Nie w unifikacji egzaminów. Bo bystry dzieciak zostałby wyłowiony na nietestowym egzaminie do LO i stymulowany, tępak testy rozwiąże przeciętnie – dostanie się, tylko po co? Potem masz hodowlę zunifikowanych powielaczy cudzych poglądów.
Dobry materiał na konsumenta masowego. A naukowców to sobie zaimportujemy jak Amerykanie – z Azji… Defendo
Sajonaro – i tak stopnie
Sajonaro – i tak stopnie stawiane przez panie Jole czy Hanie maja się nijak do egzaminów. Słaby wynik egzaminu nie wyklucza szóstki z matematyki, nie ma przepisu, że nie wolno postawić. Jest przepis przeciwny. Że wynik egzaminu na ocenę wpływu mieć nie może.
Wyniki statystyczne egzaminów nie spowodowały nagłego wysypy badań, których celem byłoby znalezienie powodów takich różnic. Badano to jednak na świecie. Japończycy stwierdzili znaczną zależność sukcesu edukacyjnego dzieci od wykształcenia matek(od ojców nie zależy…) – i zainwestowali w bezpłatne kształcenie kobiet, chociaż część z nich nie podejmie pracy. Niektóre z polskich badań mówią o korelacji między statusem społecznym rodziców a wykształceniem ich dzieci. Nikt nie bada poziomu kształceni nauczycieli – może też zachodzi jakaś korelacja? Nauczyciele też będą różni – jak to ludzie… Szlag mnie jednak trafił, kiedy nauczycielka fizyki, które moje dziecko tresowała, zrobiła papiery katechetki, bo jedno miało ważny wpływ na drugie – zaczęła bzdurzyć na fizyce o Bogu.
Kiedy pani w szkole prosi o to, żeby dzieci spisały część tytułów książek w domowej biblioteczce, to większość z nich woli tę biblioteczkę przynieść do szkoły, bo to wymaga mnie wysiłku, te dwie książki dużo nie ważą. Kiedy prosi o przyniesienie z domu dowolnego czasopisma – na ławkach królują kolorowe tygodniki dla idiotek. Jeśli w domu tatuś dominuje – to trafia się “Sport”.I “Autogiełda”. Tu jest problem. Nie w unifikacji egzaminów. Bo bystry dzieciak zostałby wyłowiony na nietestowym egzaminie do LO i stymulowany, tępak testy rozwiąże przeciętnie – dostanie się, tylko po co? Potem masz hodowlę zunifikowanych powielaczy cudzych poglądów.
defendo -- 27.04.2008 - 10:11Dobry materiał na konsumenta masowego. A naukowców to sobie zaimportujemy jak Amerykanie – z Azji…
Defendo