Jeśli chcesz rzeczywiście wiedzieć skąd, to ja mam pewną niezbyt wyszukaną hipotezę. Ale że nie ma sensu dolewać oliwy do ognia, pozwolę sobie pozostać w przekonaniu, że wiesz skąd się wzięły.
Well,
ja do Ciebie i Ty do mnie walimy na ty, i nie ma w tym nic dziwnego.
Ale do pana Yayco i do Ererki zwracam się z zachowaniem form grzecznościowych, choć tylko w pierwszym przypadku ze wzajemnością. I nie da się ukryć, w ciut innym kontekście.
Jakoś tak jest, że różnica wieku, plus pewien styl powodują, że czułbym się nieswojo czyniąc inaczej. Zazwyczaj, gdy ktoś podpisuje się imieniem i nazwiskiem, a mogę wywnioskować iż jest np. równolatkiem moich rodziców — taka forma mi się narzuca. Rzecz jasna, bywają wyjątki. Zwłaszcza, gdy ktoś pisuje pod pseudonimem i jeszcze z iście młodzieńczym zadziorem. Np. Igła. Z nim takie oficjalne formy nie do końca mi pasują.
To w ogóle jest problem naszej polskiej kultury. Tradycyjna grzeczność rzeczywiście nie zawsze pasuje do pędzącej masowej kultury. A przecież wyrzucić ją w całości — byłoby niepowetowaną stratą. I stąd te nieustanne niezręczności. Dłoń całować, czy uścisnąć, walić po imieniu, czy grzecznie i na dystans — często się plączę z tą formą, jak bohaterowie Gombrowicza.
Można się jednak jak Ędward Ącki z takich form jedynie natrząsać. Można. Można uznać wszystkich w grzeczności zaplątanych za kabotynów i pyszałków. Można wreszcie, dopiec komuś do żywego, zaznaczając, że z Panem już nie jesteśmy po imieniu. Elegancko, w rękawiczkach — a o ileż skuteczniej niż dać zwyczajnie po ryju.
Możesz apelować o to, by było normalnie. Ale niestety, normalnie z tym u nas nie będzie.
I szczerze mówiąc, nie kwestia form tu jest kluczowa, a dobrej lub złej woli.
Tak sobie tu popisałem, chyba zastępczo, zamiast notki, bo temat mi już chadzał po głowie. Nie pomyśl sobie tylko, że Cię próbowałem jakoś pouczać czy coś...
Madzie
Jeśli chcesz rzeczywiście wiedzieć skąd, to ja mam pewną niezbyt wyszukaną hipotezę. Ale że nie ma sensu dolewać oliwy do ognia, pozwolę sobie pozostać w przekonaniu, że wiesz skąd się wzięły.
Well,
ja do Ciebie i Ty do mnie walimy na ty, i nie ma w tym nic dziwnego.
Ale do pana Yayco i do Ererki zwracam się z zachowaniem form grzecznościowych, choć tylko w pierwszym przypadku ze wzajemnością. I nie da się ukryć, w ciut innym kontekście.
Jakoś tak jest, że różnica wieku, plus pewien styl powodują, że czułbym się nieswojo czyniąc inaczej. Zazwyczaj, gdy ktoś podpisuje się imieniem i nazwiskiem, a mogę wywnioskować iż jest np. równolatkiem moich rodziców — taka forma mi się narzuca. Rzecz jasna, bywają wyjątki. Zwłaszcza, gdy ktoś pisuje pod pseudonimem i jeszcze z iście młodzieńczym zadziorem. Np. Igła. Z nim takie oficjalne formy nie do końca mi pasują.
To w ogóle jest problem naszej polskiej kultury. Tradycyjna grzeczność rzeczywiście nie zawsze pasuje do pędzącej masowej kultury. A przecież wyrzucić ją w całości — byłoby niepowetowaną stratą. I stąd te nieustanne niezręczności. Dłoń całować, czy uścisnąć, walić po imieniu, czy grzecznie i na dystans — często się plączę z tą formą, jak bohaterowie Gombrowicza.
Można się jednak jak Ędward Ącki z takich form jedynie natrząsać. Można. Można uznać wszystkich w grzeczności zaplątanych za kabotynów i pyszałków. Można wreszcie, dopiec komuś do żywego, zaznaczając, że z Panem już nie jesteśmy po imieniu. Elegancko, w rękawiczkach — a o ileż skuteczniej niż dać zwyczajnie po ryju.
Możesz apelować o to, by było normalnie. Ale niestety, normalnie z tym u nas nie będzie.
I szczerze mówiąc, nie kwestia form tu jest kluczowa, a dobrej lub złej woli.
Tak sobie tu popisałem, chyba zastępczo, zamiast notki, bo temat mi już chadzał po głowie. Nie pomyśl sobie tylko, że Cię próbowałem jakoś pouczać czy coś...
Pozdro.
odys -- 13.10.2008 - 20:37