Pierwsza, że ja w okolicach sukiennic, to ostatni raz byłem ze trzydzieści lat temu nazad. Tamże mnie mieszkanka królewskiego miasta, wodą z kałuży oblała bo kobietę w zabytkowym miejscu, publicznym i krakowskim zacząłem całować. To moja żona jest, więc spokojnie o tym piszę. Od tego czasu zabytkowe miasto Kraków omijam, bo od kwaśności wody w kałuży sweterek szetlandzki (starsi ludzie wiedzą, co to byl za rarytet)mi się wypalił w dwóch miejscach, co mam za złe. Więc nie mnie tam, w tym Krakowie, Pan widział, za cudzą kobietą goniącego. Niebylica.
Druga zaś uwaga ma charakter przyczynkarski i w tym się zasadza, że jak raz piwo piję. Z Bohemii zaimportowane. Rezané jest ono, bom sobie ciemne z jasnym, wedle tamtejszej mody sprokurował w jedność.
A Neapol idzie przeżyć. Żadne tam mecyje…
Co zresztą samo w sobie, z perspektywy Grochowa, o dekadencję zahacza…
Panie Griszequ,
dla naprostowania Pańskich myśli, uwag dwie.
Pierwsza, że ja w okolicach sukiennic, to ostatni raz byłem ze trzydzieści lat temu nazad. Tamże mnie mieszkanka królewskiego miasta, wodą z kałuży oblała bo kobietę w zabytkowym miejscu, publicznym i krakowskim zacząłem całować. To moja żona jest, więc spokojnie o tym piszę. Od tego czasu zabytkowe miasto Kraków omijam, bo od kwaśności wody w kałuży sweterek szetlandzki (starsi ludzie wiedzą, co to byl za rarytet)mi się wypalił w dwóch miejscach, co mam za złe. Więc nie mnie tam, w tym Krakowie, Pan widział, za cudzą kobietą goniącego. Niebylica.
Druga zaś uwaga ma charakter przyczynkarski i w tym się zasadza, że jak raz piwo piję. Z Bohemii zaimportowane. Rezané jest ono, bom sobie ciemne z jasnym, wedle tamtejszej mody sprokurował w jedność.
A Neapol idzie przeżyć. Żadne tam mecyje…
Co zresztą samo w sobie, z perspektywy Grochowa, o dekadencję zahacza…
yayco -- 12.03.2008 - 16:44