Tak sobie policzyłam, że gdzieś tak 1/3 życia spędziłam jak dotąd na zgłębianiu tematu. Studia, staże, książki, szkolenia i te wszystkie nudne i wielu do szczęścia niepotrzebne nudziarstwa. To raz.
Dwa, że oprócz wyżej wymienionych to jeszcze mam coś co się nazywa praktyką, a co inaczej można nazwać uczeniem się od samych uzależnionych. I znowu sobie szybko policzyłam, że to są tysiące godzin przegadanych w skali tylko jednego roku. A było ich trochę więcej.
Dodaj sobie jeszcze drugie tyle przeznaczone na rozmowy z rodzinami tychże i masz mniej więcej jakiś obraz.
Reasumując to daje mi dość solidne podstawy do tego, żeby móc ocenić ile wie osoba z którą rozmawiam, albo której tekst czytam.
Z wielu powodów ludzie się różnią. Wiedza na określony temat może być jednym z kryteriów.
Twoja teza jest taka, że uzależnienie nie istnieje. Z tego wysnuwasz drugą tezę, że kwestia leczenia to pieprzenie w bambus, bo wystarczy sobie powiedzieć “NIE”.
Stawiasz pytanie:
“proszę o jakiś przykład uzależnienia, które jest nie do przezwyciężenia przy pomocy silnej woli i jednoznacznego powiedzenia sobie NIE.”
Nie ma na nie prostej odpowiedzi.
Uzależnienie to z jednej strony to wszystko co się wiąże z działaniem substancji (czy zachowania) na organizm w sensie fizjologicznym, a z drugiej skomplikowany kocioł psychologicznego bałąganu w człowieku.
Dodaj sobie do tego, że całe to uzależnienie ma charakter zaburzenia postępującego co oznacza, że z czasem jest coraz gorzej.
Dlatego u alkoholików głęboko uzależnionych następują nieodwracalne zmiany organiczne, które nie dają szans na powrót do takiej jakości życia jaką miałaby ta sama osoba rozstająca się z alkoholem odpowiednio wcześniej.
Wiesz, że u alkoholików zmienia się metabolizm?
Że u seksoholików orgazm działa na mózg podobnie jak alkohol czy narkotyki?
Że mózg uzależnionego działa inaczej na poziomie neuroprzekaźników czyli elektryki?
Przy czym samo odstawienie substancji czy odmówienie sobie jakiegoś rodzaju zachowań to tylko wstęp do zobaczenia własnego wewnętrznego spustoszenia.
Picie, ćpanie, seksohlizm, hazard czy cokolwiek innego to tylko środek do celu. To są jedynie sposoby.
Oczywiście są ludzie, którzy sobie z tym radzą sami. Jest jednak wśród nich bardzo wielu, którzy działają połowicznie – odmawiają sobie tego co robili dotąd i wydaje im się, że jest po sprawie. Najczęściej nie jest.
To jest istota uzależnienia. Dlatego niewiele ma to wspólnego z silną wolą.
Dlatego łatwiej jest skorzystać z pomocy niż zmagać się samemu.
Żeby była jasność. Ja nigdzie nie napisałam o konieczności korzystania z pomocy psychoterapeuty. Nigdzie też nie pisałam co myślę o polskim systemie pomagania uzależnionym. Ani o tym jak powinen być finansowany.
Nie zgadzam się z postawionymi przez Ciebie tezami. Tyle.
Artur
Co do tego, że ja wiem, a Tobie się wydaje.
Tak sobie policzyłam, że gdzieś tak 1/3 życia spędziłam jak dotąd na zgłębianiu tematu. Studia, staże, książki, szkolenia i te wszystkie nudne i wielu do szczęścia niepotrzebne nudziarstwa. To raz.
Dwa, że oprócz wyżej wymienionych to jeszcze mam coś co się nazywa praktyką, a co inaczej można nazwać uczeniem się od samych uzależnionych. I znowu sobie szybko policzyłam, że to są tysiące godzin przegadanych w skali tylko jednego roku. A było ich trochę więcej.
Dodaj sobie jeszcze drugie tyle przeznaczone na rozmowy z rodzinami tychże i masz mniej więcej jakiś obraz.
Reasumując to daje mi dość solidne podstawy do tego, żeby móc ocenić ile wie osoba z którą rozmawiam, albo której tekst czytam.
Z wielu powodów ludzie się różnią. Wiedza na określony temat może być jednym z kryteriów.
Twoja teza jest taka, że uzależnienie nie istnieje. Z tego wysnuwasz drugą tezę, że kwestia leczenia to pieprzenie w bambus, bo wystarczy sobie powiedzieć “NIE”.
Stawiasz pytanie:
“proszę o jakiś przykład uzależnienia, które jest nie do przezwyciężenia przy pomocy silnej woli i jednoznacznego powiedzenia sobie NIE.”
Nie ma na nie prostej odpowiedzi.
Uzależnienie to z jednej strony to wszystko co się wiąże z działaniem substancji (czy zachowania) na organizm w sensie fizjologicznym, a z drugiej skomplikowany kocioł psychologicznego bałąganu w człowieku.
Dodaj sobie do tego, że całe to uzależnienie ma charakter zaburzenia postępującego co oznacza, że z czasem jest coraz gorzej.
Dlatego u alkoholików głęboko uzależnionych następują nieodwracalne zmiany organiczne, które nie dają szans na powrót do takiej jakości życia jaką miałaby ta sama osoba rozstająca się z alkoholem odpowiednio wcześniej.
Wiesz, że u alkoholików zmienia się metabolizm?
Że u seksoholików orgazm działa na mózg podobnie jak alkohol czy narkotyki?
Że mózg uzależnionego działa inaczej na poziomie neuroprzekaźników czyli elektryki?
Przy czym samo odstawienie substancji czy odmówienie sobie jakiegoś rodzaju zachowań to tylko wstęp do zobaczenia własnego wewnętrznego spustoszenia.
Picie, ćpanie, seksohlizm, hazard czy cokolwiek innego to tylko środek do celu. To są jedynie sposoby.
Oczywiście są ludzie, którzy sobie z tym radzą sami. Jest jednak wśród nich bardzo wielu, którzy działają połowicznie – odmawiają sobie tego co robili dotąd i wydaje im się, że jest po sprawie. Najczęściej nie jest.
To jest istota uzależnienia. Dlatego niewiele ma to wspólnego z silną wolą.
Dlatego łatwiej jest skorzystać z pomocy niż zmagać się samemu.
Żeby była jasność. Ja nigdzie nie napisałam o konieczności korzystania z pomocy psychoterapeuty. Nigdzie też nie pisałam co myślę o polskim systemie pomagania uzależnionym. Ani o tym jak powinen być finansowany.
Nie zgadzam się z postawionymi przez Ciebie tezami. Tyle.
Gretchen -- 21.05.2008 - 09:18