Nie gadamy o czymś na boku. Dla pomagania wszystko jedno czy nazwiesz to tak czy siak.
wbrew pozorom nie
Zgadzamy się, że problem jako taki w życiu różnych ludzi istnieje.
nie do końca- nałogi nie istnieja obiektywnie, istnieją tylko w takim stopniu, w jakim sami ludzie nadaja im rangę
I zgadzamy się w kilku jeszcze innych punktach. Dość ważnych moim zdaniem.
to fakt, przecież nie gadamy po to, żeby sie ze soba nie zgadzać dla zasady, prawda?
Wiem, że nie napisałeś tekstu o Gretchen i jej pracy, ale trudno mi odpowiadać w imieniu jakiegoś systemu czy środowiska.
tym bardziej sie dziwię, że wzięłaś to tak do siebie. To tak jakbym ja odpowiadal w swoim imieniu wtedy, gdy ktoś coś źle napisze o błedach w hodowli koni
Zwłaszcza, że głównie się z nim nie zgadzam.
to wprowadza nas, chwalic Boga, na wyższy poziom dysputy
Nie mam potrzeby nazywania tego uzależnieniem/nałogiem czy chorobą.Jestem przekonana, że to może być szkodliwe. Dla ludzi.
Że można się tym zasłaniać a tym samym pogrążać.
otóż to
Zdarza mi się słyszeć od moich pacjentów, że jak już się dowiedzieli, że są alkoholikami to pili dalej no bo przecież są alkoholikami więc muszą he he.
to troche tak, jak z tymi puszczalskimi, które sie bardziej puszczać zaczynają, gdy sie o ich puszczaniu robi glośno- żeby ludzie nadaremno nie gadali ;) Sama taka diagnoza może dzialac jak zerwanie ostatnich więzów z przyzwoitoscią.
Bez wątpienia jednak powtarzalność ich doświadczeń, niesamowity wspólny mianownik niezależny od środowiska i sytuacji życiowej każe widzieć pewne prawidłowości.
zrozumiałe. Mimo wszystko nasze organizmy w znacznym stopniu są do siebie podobne, takoż alkohol jest substancja w miarę wszędzie tak samą. Nie ma więc dziwne, że efekty daje podobne. Dziwne by było, gdyby takich podobieństw nie było.
To coś jak podobieństwo w odmienności.
dokładnie
Ja bym powiedziała, że do zmiany potrzebna jest wola – może być słaba na początek. Grunt żeby się wzmacniała.
zrozumiała sprawa. Trudno od kogos, kto jest wycieńczony ciagłym zatruwaniem sie i pływaniem w zaświatach wymagac od początku wielkiej silnej woli. Pomijam już tu fakt, że trzeba mieć słabą, by się do takiego stadium doprowadzić. Ważne sa niewielkie choćby sukcesy, ale nastepujące jeden po drugim.
“Spolecznośc słaba, słabych ludzi skutkuje potrzeba róznych terapeutów. Społecznośc w której dominuje przekonanie, że człowiek sam musi sobie pomóc i nie ma prawa oczekiwac na to, że go ktos będzie niańczyl to społeczność w ktorej taki problem jest marginalny. Zresztą, zauważ sama, że od kiedy te wszystkie “nałogi” zaczęły byc traktowane jako problemy cywilizacyjne z którymi trzeba sie zmagac, od wtedy jest tych problemów wiecej a nie mniej. Akcja i reakcja.”
Badania pokazują, że procent ludzi uzależnionych jest podobny w każdym społeczeństwie. To jest ciekawe w sumie. Mimo wzelkich różnic wynik jest podobny.
alez przeciez my mamy w tej chwili społeczeństwa raczej jednorodne i w gruncie rzeczy mocno lewicowe. Przetresowane po lewicowemu. Wiec nie ma sie co dziwić, e te badania wychodza podobnie. Ciekawość, bo nie wiem, sa jakies zestawienia z np. Chinami? Bo tu mozęmy (choć w coraz mniejszym stopniu) mowic o kulturze odmiennej od naszej.
Ja nie widzę w terapii niańczenia. Widzę trudną orkę z samym sobą. Dlatego pisałam, że trzeba mieć do tego jaja. Zmierzyć się z własnymi demonami jest ciężko. To znaczy nie spróbować się zmierzyć, ale na serio wziąć je za twarz i pognać.
jasne, to jest bardzo trudne, ja nie przeczę. Bo czlowiek ma w takich razach naturalna tendencje do oszukiwania samego siebie. Co najciekawsze- doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że sam sie oszukuje. Ale ulega słabosci. Albo nie. Zreszta, czlowiek nie lubi sytuacji bezalternatywnych. Jeśli ma np. rzucić palenie, to rzuca na zawsze. Sama świadomość tego, że juz nigdy wiecej jest porazająca.
Dlatego w sięgnięciu po terapię widzę raczej przejaw siły a nie słabości
widzimy to inaczej w zwiazku z tym. Ja w tym widze rozpacz czlowieka przekonanego o własnej bezsile. Człowiek silny przede wszystkim nie wpada w nałóg, który go z dnia na dzień wyniszcza do tego stopnia, że jest z tym problem.
Co do tej akcji i reakcji.
Pewnie trochę tak jest, pewnie wielu ludziom wygodniej jest rodmuchiwać czy może raczej rozszerzać znaczenia pojęć.
jasne
To co idzie do ludzi to hasełko, naskórkowy bełkot.
Widzę to głównie w odniesieniu do depresji, bo tak zaraz chętnie się ludzie do uzależnienia nie przyznają. A do depresji już chętniej. Ci co ją naprawdę mają wiedzą jaka jest różnica.
wierzę. Natomiast nie wiem, czym jest depresja. Nigdy nie miałem. Inaczej- pare razy byłem w takich sytuacjach, w których sam po sobie widziałem poczatki czegoś, czemu jeśli by tylko pozwolic rozkwitnąć mogłoby byc bardzo trudne do zwalczenia. No ale ja to przekuwalem natychmiast w aktywność. Wiec istoty depresji nigdy sam nie dotknąłem. Natomiast mialem wielokrotny kontakt z osobami w depresji. I to cięzkiej. Paskudny stan na własne zyczenie. A wystarczy wyjsc z domu…
Natomiast jest też i taka prawidłowość, że ludzie chorzy psychicznie wolą by zdiagnozować im uzależnienie. Łatwiej im to udźwignąć.
pewnie tak, tyle ze to eskapizm
Coś mi się jeszcze po głowie kołacze ale nie chce się sprecyzować...
luz, nigdzie sie nie spieszy. Tymczasem dziękuje za rozmowę. I lecę na imprezę, gdzie będziemy oddawac sie przeróżnym “nałogom” ;)))
Gretchen
Nie gadamy o czymś na boku. Dla pomagania wszystko jedno czy nazwiesz to tak czy siak.
wbrew pozorom nie
Zgadzamy się, że problem jako taki w życiu różnych ludzi istnieje.
nie do końca- nałogi nie istnieja obiektywnie, istnieją tylko w takim stopniu, w jakim sami ludzie nadaja im rangę
I zgadzamy się w kilku jeszcze innych punktach. Dość ważnych moim zdaniem.
to fakt, przecież nie gadamy po to, żeby sie ze soba nie zgadzać dla zasady, prawda?
Wiem, że nie napisałeś tekstu o Gretchen i jej pracy, ale trudno mi odpowiadać w imieniu jakiegoś systemu czy środowiska.
tym bardziej sie dziwię, że wzięłaś to tak do siebie. To tak jakbym ja odpowiadal w swoim imieniu wtedy, gdy ktoś coś źle napisze o błedach w hodowli koni
Zwłaszcza, że głównie się z nim nie zgadzam.
to wprowadza nas, chwalic Boga, na wyższy poziom dysputy
Nie mam potrzeby nazywania tego uzależnieniem/nałogiem czy chorobą.Jestem przekonana, że to może być szkodliwe. Dla ludzi.
Że można się tym zasłaniać a tym samym pogrążać.
otóż to
Zdarza mi się słyszeć od moich pacjentów, że jak już się dowiedzieli, że są alkoholikami to pili dalej no bo przecież są alkoholikami więc muszą he he.
to troche tak, jak z tymi puszczalskimi, które sie bardziej puszczać zaczynają, gdy sie o ich puszczaniu robi glośno- żeby ludzie nadaremno nie gadali ;) Sama taka diagnoza może dzialac jak zerwanie ostatnich więzów z przyzwoitoscią.
Bez wątpienia jednak powtarzalność ich doświadczeń, niesamowity wspólny mianownik niezależny od środowiska i sytuacji życiowej każe widzieć pewne prawidłowości.
zrozumiałe. Mimo wszystko nasze organizmy w znacznym stopniu są do siebie podobne, takoż alkohol jest substancja w miarę wszędzie tak samą. Nie ma więc dziwne, że efekty daje podobne. Dziwne by było, gdyby takich podobieństw nie było.
To coś jak podobieństwo w odmienności.
dokładnie
Ja bym powiedziała, że do zmiany potrzebna jest wola – może być słaba na początek. Grunt żeby się wzmacniała.
zrozumiała sprawa. Trudno od kogos, kto jest wycieńczony ciagłym zatruwaniem sie i pływaniem w zaświatach wymagac od początku wielkiej silnej woli. Pomijam już tu fakt, że trzeba mieć słabą, by się do takiego stadium doprowadzić. Ważne sa niewielkie choćby sukcesy, ale nastepujące jeden po drugim.
“Spolecznośc słaba, słabych ludzi skutkuje potrzeba róznych terapeutów. Społecznośc w której dominuje przekonanie, że człowiek sam musi sobie pomóc i nie ma prawa oczekiwac na to, że go ktos będzie niańczyl to społeczność w ktorej taki problem jest marginalny. Zresztą, zauważ sama, że od kiedy te wszystkie “nałogi” zaczęły byc traktowane jako problemy cywilizacyjne z którymi trzeba sie zmagac, od wtedy jest tych problemów wiecej a nie mniej. Akcja i reakcja.”
Badania pokazują, że procent ludzi uzależnionych jest podobny w każdym społeczeństwie. To jest ciekawe w sumie. Mimo wzelkich różnic wynik jest podobny.
alez przeciez my mamy w tej chwili społeczeństwa raczej jednorodne i w gruncie rzeczy mocno lewicowe. Przetresowane po lewicowemu. Wiec nie ma sie co dziwić, e te badania wychodza podobnie. Ciekawość, bo nie wiem, sa jakies zestawienia z np. Chinami? Bo tu mozęmy (choć w coraz mniejszym stopniu) mowic o kulturze odmiennej od naszej.
Ja nie widzę w terapii niańczenia. Widzę trudną orkę z samym sobą. Dlatego pisałam, że trzeba mieć do tego jaja. Zmierzyć się z własnymi demonami jest ciężko. To znaczy nie spróbować się zmierzyć, ale na serio wziąć je za twarz i pognać.
jasne, to jest bardzo trudne, ja nie przeczę. Bo czlowiek ma w takich razach naturalna tendencje do oszukiwania samego siebie. Co najciekawsze- doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że sam sie oszukuje. Ale ulega słabosci. Albo nie. Zreszta, czlowiek nie lubi sytuacji bezalternatywnych. Jeśli ma np. rzucić palenie, to rzuca na zawsze. Sama świadomość tego, że juz nigdy wiecej jest porazająca.
Dlatego w sięgnięciu po terapię widzę raczej przejaw siły a nie słabości
widzimy to inaczej w zwiazku z tym. Ja w tym widze rozpacz czlowieka przekonanego o własnej bezsile. Człowiek silny przede wszystkim nie wpada w nałóg, który go z dnia na dzień wyniszcza do tego stopnia, że jest z tym problem.
Co do tej akcji i reakcji.
Pewnie trochę tak jest, pewnie wielu ludziom wygodniej jest rodmuchiwać czy może raczej rozszerzać znaczenia pojęć.
jasne
To co idzie do ludzi to hasełko, naskórkowy bełkot.
Widzę to głównie w odniesieniu do depresji, bo tak zaraz chętnie się ludzie do uzależnienia nie przyznają. A do depresji już chętniej. Ci co ją naprawdę mają wiedzą jaka jest różnica.
wierzę. Natomiast nie wiem, czym jest depresja. Nigdy nie miałem. Inaczej- pare razy byłem w takich sytuacjach, w których sam po sobie widziałem poczatki czegoś, czemu jeśli by tylko pozwolic rozkwitnąć mogłoby byc bardzo trudne do zwalczenia. No ale ja to przekuwalem natychmiast w aktywność. Wiec istoty depresji nigdy sam nie dotknąłem. Natomiast mialem wielokrotny kontakt z osobami w depresji. I to cięzkiej. Paskudny stan na własne zyczenie. A wystarczy wyjsc z domu…
Natomiast jest też i taka prawidłowość, że ludzie chorzy psychicznie wolą by zdiagnozować im uzależnienie. Łatwiej im to udźwignąć.
pewnie tak, tyle ze to eskapizm
Coś mi się jeszcze po głowie kołacze ale nie chce się sprecyzować...
luz, nigdzie sie nie spieszy. Tymczasem dziękuje za rozmowę. I lecę na imprezę, gdzie będziemy oddawac sie przeróżnym “nałogom” ;)))