“nałogi nie istnieja obiektywnie, istnieją tylko w takim stopniu, w jakim sami ludzie nadaja im rangę “
No widzisz a ja się z tym zgodzić nie mogę. Istnieją obiektywnie, jak najbardziej.
Jakis argument za?
Najpierw przecież ludzie łazili po wsiach i miastach w pijanym widzie, potem ktoś się tym zainteresował “badawczo”, potem to poobserwował, opisał i nazwał. Nie było odwrotnie.
zgadza się, tyle że to nie jest argument za obiektywnym istnieniem nałogów- jako choroby.
Ludzie się w sprawie swojego uzależnienia oszukują latami. Zawsze znajdą coś co im pozwoli zweryfikować negatywnie swoje podejrzenie co do tego jak duży jest mój problem z tym czy z tamtym.
oczywiście, co nadal nie jest argumentem przemiawiającym za obiektywnym istnieniem nałogów jako choroby
Kłamstwo (także, jeśli nie przede wszystkim w odniesieniu do siebie) idzie pod rączkę z uzależnieniem. Z czasem trzymają się za tę rączkę coraz silniej.
warto byłoby uzasadnić najpierw sam fakt istnienia uzależnienia. Jako czegoś, co nie jest właśnie kłamstwem. Doprecyzuję- chodzi mi o kłamstwo, które “uzależniony” aplikuje sam sobie wytwarzając wokół siebie i w sobie cos na kształt uzależnieniowego matrixa. W tym co napisałaś słowo “uzaleznienie” jest zbędne.
Trudno ten węzeł rozplątać.
nie mówię, że nie. Z kłamstwa, a zwłaszcza kłamstwa wielopiętrowego wyjśc trudno. Ale nie jest to przecież żadna choroba, tylko zwykły wstyd i takie tam.
Sam o tym napisałeś.
jasne, ale ja neguję sam fakt istnienia uzaleznienia jako choroby. Widze je jako oszukiwanie samego siebie i słabą wolę.
Chyba jest w nas naturalna tendencja do zamykania oczy na problemy, uciekania od nich.
wiadomo, kupa ludzi tak ma. Ci, którzy tak nie mają z reguły lepiej sobie radzą w życiu
Człowiek uzależniony przesuwa granicę bardzo długo, niekiedy zbyt długo.
No co ty wciąz z tym uzaleznieniem? Przecież to jest opis kłamcy okłamującego samego siebie
Wiesz ile razy ja słyszałam, głównie od żon i matek, że ten ich uzależniony mąż/syn/żona/córka, mówi że terapeuci to idioci?
na pewno mase razy. Nie wątpię
Ilu moich uzależnionych pacjentów dopiero po jakimś czasie przyznaje, że tak myśleli?
zgadza się
I dobrze, ale to najczęściej nie służy niczemu poza przedłużeniem sobie picia czy co tam kto akurat woli.
czyli tkwią w kłamstwie. Zobacz- to wszystko ma przyczynę w ich słabości. Kazdym zdaniem to potwierdzasz. Tu nie ma mowy o jakiejś chorobie. Tu nie ma mowy o czynnikach niezaleznych od człowieka- jak wirusy, bakterie, urazy mechaniczne. To zwykła dupowatość. Słabość.
Jeśli ktoś jest w stanie pomóc sobie sam to super. Natomiast żeby sobie pomóc to trzeba zrobić kilka rzeczy.
zgadza się, super jest pomóc sobie samemu. Tak jest najlepiej. Jesli ktoś chce komuś pomóc sam z siebie i ktos pomocy chce- to też super. O ile reszta podatników nie musi się do tego dorzucać. Bo o ile jakoś tam pokretnie można tłumaczyć, że trzeba ratować Nowaka, ktory dostał raka, o tyle tłumaczenie, że trzeba z alkoholizmu wyciagac za nasza kase Kowalskiego kupy sie nie trzyma. No i Kowalski jest na dobra sprawę stracony (statystycznie) dla ludzkości. Wręcz jest szkodliwy- powiela postawę słabą, roszczeniową, zaraża innych bezradnością
Trzeba zacząć.
Trzeba to wszystko odstawić i pracować nad soba, żeby nie wrócić.
Jeśli ktoś tylko mówi, że może a nadal nic się nie zmienia to jest to przekonujące?
Dla mnie nie.
zrozumiala sprawa
P.S. czy zdarzylo ci sie mieć do czynienia z alkoholikeim (ale takim, który przeszedl już cienką czerwona linię, który “wyleczył się” ale nie jest abstynentem- tzn. ma picie pod kontrolą i normalnie korzysta z alko jak każdy?
Gretchen
“nałogi nie istnieja obiektywnie, istnieją tylko w takim stopniu, w jakim sami ludzie nadaja im rangę “
No widzisz a ja się z tym zgodzić nie mogę. Istnieją obiektywnie, jak najbardziej.
Jakis argument za?
Najpierw przecież ludzie łazili po wsiach i miastach w pijanym widzie, potem ktoś się tym zainteresował “badawczo”, potem to poobserwował, opisał i nazwał. Nie było odwrotnie.
zgadza się, tyle że to nie jest argument za obiektywnym istnieniem nałogów- jako choroby.
Ludzie się w sprawie swojego uzależnienia oszukują latami. Zawsze znajdą coś co im pozwoli zweryfikować negatywnie swoje podejrzenie co do tego jak duży jest mój problem z tym czy z tamtym.
oczywiście, co nadal nie jest argumentem przemiawiającym za obiektywnym istnieniem nałogów jako choroby
Kłamstwo (także, jeśli nie przede wszystkim w odniesieniu do siebie) idzie pod rączkę z uzależnieniem. Z czasem trzymają się za tę rączkę coraz silniej.
warto byłoby uzasadnić najpierw sam fakt istnienia uzależnienia. Jako czegoś, co nie jest właśnie kłamstwem. Doprecyzuję- chodzi mi o kłamstwo, które “uzależniony” aplikuje sam sobie wytwarzając wokół siebie i w sobie cos na kształt uzależnieniowego matrixa. W tym co napisałaś słowo “uzaleznienie” jest zbędne.
Trudno ten węzeł rozplątać.
nie mówię, że nie. Z kłamstwa, a zwłaszcza kłamstwa wielopiętrowego wyjśc trudno. Ale nie jest to przecież żadna choroba, tylko zwykły wstyd i takie tam.
Sam o tym napisałeś.
jasne, ale ja neguję sam fakt istnienia uzaleznienia jako choroby. Widze je jako oszukiwanie samego siebie i słabą wolę.
Chyba jest w nas naturalna tendencja do zamykania oczy na problemy, uciekania od nich.
wiadomo, kupa ludzi tak ma. Ci, którzy tak nie mają z reguły lepiej sobie radzą w życiu
Człowiek uzależniony przesuwa granicę bardzo długo, niekiedy zbyt długo.
No co ty wciąz z tym uzaleznieniem? Przecież to jest opis kłamcy okłamującego samego siebie
Wiesz ile razy ja słyszałam, głównie od żon i matek, że ten ich uzależniony mąż/syn/żona/córka, mówi że terapeuci to idioci?
na pewno mase razy. Nie wątpię
Ilu moich uzależnionych pacjentów dopiero po jakimś czasie przyznaje, że tak myśleli?
zgadza się
I dobrze, ale to najczęściej nie służy niczemu poza przedłużeniem sobie picia czy co tam kto akurat woli.
czyli tkwią w kłamstwie. Zobacz- to wszystko ma przyczynę w ich słabości. Kazdym zdaniem to potwierdzasz. Tu nie ma mowy o jakiejś chorobie. Tu nie ma mowy o czynnikach niezaleznych od człowieka- jak wirusy, bakterie, urazy mechaniczne. To zwykła dupowatość. Słabość.
Jeśli ktoś jest w stanie pomóc sobie sam to super. Natomiast żeby sobie pomóc to trzeba zrobić kilka rzeczy.
zgadza się, super jest pomóc sobie samemu. Tak jest najlepiej. Jesli ktoś chce komuś pomóc sam z siebie i ktos pomocy chce- to też super. O ile reszta podatników nie musi się do tego dorzucać. Bo o ile jakoś tam pokretnie można tłumaczyć, że trzeba ratować Nowaka, ktory dostał raka, o tyle tłumaczenie, że trzeba z alkoholizmu wyciagac za nasza kase Kowalskiego kupy sie nie trzyma. No i Kowalski jest na dobra sprawę stracony (statystycznie) dla ludzkości. Wręcz jest szkodliwy- powiela postawę słabą, roszczeniową, zaraża innych bezradnością
Trzeba zacząć.
Trzeba to wszystko odstawić i pracować nad soba, żeby nie wrócić.
Jeśli ktoś tylko mówi, że może a nadal nic się nie zmienia to jest to przekonujące?
Dla mnie nie.
zrozumiala sprawa
P.S. czy zdarzylo ci sie mieć do czynienia z alkoholikeim (ale takim, który przeszedl już cienką czerwona linię, który “wyleczył się” ale nie jest abstynentem- tzn. ma picie pod kontrolą i normalnie korzysta z alko jak każdy?