W przeciwieństwie do Pana Jerzego Maciejowskiego ja nie mam zwyczaju ludzi diagnozować w sytuacjach pozazawodowych. (ten człowiek w końcu zmusi mnie do działań o charakterze zbliżonym do wyrusowych)
Uczciwie też muszę dodać, że ja mam zgeneralizowany wstręt do diagnozy ponieważ ona niczemu nie służy.
Wróć.
Służy, ale nie pacjentowi.
Pozdrawiam patrząc w górę...
Rozumiem, że robię tu za „czarny lud”. Pani wola. Niemniej jestem bardzo ciekawy, skąd przyszło Pani do głowy, że zajmuję się diagnozowaniem na tekstowisku. W nawiązaniu do omawianego tekstu, to pewnie jest to diagnozowanie nałogowe.
Ja nie mam urazu do diagnozy, być może, dlatego że wiem ile można osiągnąć dobrą diagnozą.
Zamierzałem napisać coś odnośnie meritum wpisu, ale przeszła mi ochota. Może Pani zdiagnozować dlaczego…
Pani Autorko!
Co Pan tak w panice na drabinę uciekasz?
W przeciwieństwie do Pana Jerzego Maciejowskiego ja nie mam zwyczaju ludzi diagnozować w sytuacjach pozazawodowych. (ten człowiek w końcu zmusi mnie do działań o charakterze zbliżonym do wyrusowych)
Uczciwie też muszę dodać, że ja mam zgeneralizowany wstręt do diagnozy ponieważ ona niczemu nie służy.
Wróć.
Służy, ale nie pacjentowi.
Pozdrawiam patrząc w górę...
Rozumiem, że robię tu za „czarny lud”. Pani wola. Niemniej jestem bardzo ciekawy, skąd przyszło Pani do głowy, że zajmuję się diagnozowaniem na tekstowisku. W nawiązaniu do omawianego tekstu, to pewnie jest to diagnozowanie nałogowe.
Ja nie mam urazu do diagnozy, być może, dlatego że wiem ile można osiągnąć dobrą diagnozą.
Zamierzałem napisać coś odnośnie meritum wpisu, ale przeszła mi ochota. Może Pani zdiagnozować dlaczego…
Jerzy Maciejowski -- 21.05.2008 - 11:33