“nałogi nie istnieja obiektywnie, istnieją tylko w takim stopniu, w jakim sami ludzie nadaja im rangę “
No widzisz a ja się z tym zgodzić nie mogę. Istnieją obiektywnie, jak najbardziej.
Najpierw przecież ludzie łazili po wsiach i miastach w pijanym widzie, potem ktoś się tym zainteresował “badawczo”, potem to poobserwował, opisał i nazwał. Nie było odwrotnie.
Ludzie się w sprawie swojego uzależnienia oszukują latami. Zawsze znajdą coś co im pozwoli zweryfikować negatywnie swoje podejrzenie co do tego jak duży jest mój problem z tym czy z tamtym.
Kłamstwo (także, jeśli nie przede wszystkim w odniesieniu do siebie) idzie pod rączkę z uzależnieniem. Z czasem trzymają się za tę rączkę coraz silniej.
Trudno ten węzeł rozplątać.
Sam o tym napisałeś.
Chyba jest w nas naturalna tendencja do zamykania oczy na problemy, uciekania od nich.
Człowiek uzależniony przesuwa granicę bardzo długo, niekiedy zbyt długo.
Wiesz ile razy ja słyszałam, głównie od żon i matek, że ten ich uzależniony mąż/syn/żona/córka, mówi że terapeuci to idioci?
Ilu moich uzależnionych pacjentów dopiero po jakimś czasie przyznaje, że tak myśleli?
I dobrze, ale to najczęściej nie służy niczemu poza przedłużeniem sobie picia czy co tam kto akurat woli.
Jeśli ktoś jest w stanie pomóc sobie sam to super. Natomiast żeby sobie pomóc to trzeba zrobić kilka rzeczy.
Trzeba zacząć.
Trzeba to wszystko odstawić i pracować nad soba, żeby nie wrócić.
Jeśli ktoś tylko mówi, że może a nadal nic się nie zmienia to jest to przekonujące?
Artur
“nałogi nie istnieja obiektywnie, istnieją tylko w takim stopniu, w jakim sami ludzie nadaja im rangę “
No widzisz a ja się z tym zgodzić nie mogę. Istnieją obiektywnie, jak najbardziej.
Najpierw przecież ludzie łazili po wsiach i miastach w pijanym widzie, potem ktoś się tym zainteresował “badawczo”, potem to poobserwował, opisał i nazwał. Nie było odwrotnie.
Ludzie się w sprawie swojego uzależnienia oszukują latami. Zawsze znajdą coś co im pozwoli zweryfikować negatywnie swoje podejrzenie co do tego jak duży jest mój problem z tym czy z tamtym.
Kłamstwo (także, jeśli nie przede wszystkim w odniesieniu do siebie) idzie pod rączkę z uzależnieniem. Z czasem trzymają się za tę rączkę coraz silniej.
Trudno ten węzeł rozplątać.
Sam o tym napisałeś.
Chyba jest w nas naturalna tendencja do zamykania oczy na problemy, uciekania od nich.
Człowiek uzależniony przesuwa granicę bardzo długo, niekiedy zbyt długo.
Wiesz ile razy ja słyszałam, głównie od żon i matek, że ten ich uzależniony mąż/syn/żona/córka, mówi że terapeuci to idioci?
Ilu moich uzależnionych pacjentów dopiero po jakimś czasie przyznaje, że tak myśleli?
I dobrze, ale to najczęściej nie służy niczemu poza przedłużeniem sobie picia czy co tam kto akurat woli.
Jeśli ktoś jest w stanie pomóc sobie sam to super. Natomiast żeby sobie pomóc to trzeba zrobić kilka rzeczy.
Trzeba zacząć.
Trzeba to wszystko odstawić i pracować nad soba, żeby nie wrócić.
Jeśli ktoś tylko mówi, że może a nadal nic się nie zmienia to jest to przekonujące?
Dla mnie nie.
Gretchen -- 26.05.2008 - 13:10