Z jednej strony zło, wynikające z niedostatków ludzkich instytucji, rozpoznawalne, a zatem na swój sposób oswojone, z drugiej strony zło nieznane i anonimowe, z którym trudno się zmierzyć.
Myślę, ze to fałszywa alternatywa.
Ani bowiem to pierwsze nie jest takie znane, ani to drugie nie jest tak anonimowe jak Pan to przedstawia.
Uważam zresztą, że nie ma takiej alternatywy.
Nie ma żadnego zakładu.
Nie ma żadnego albo-albo.
Nikt przecież nie mówi o przekazaniu wszystkiego w ręce obywateli. Mój skromny przecież tekst też nie dotyczy reorganizacji legislacji tylko wprowadzenia do niej tej odrobiny czynnika społecznego, która jest w niej zupełnie nieobecna. Nie chodzi o społeczne stanowienie prawa tylko o patrzenie ustawodawcy na ręce. Naprawdę pomysł taki wywołuje u Pana tak daleko idące obawy, że pisze wręcz Pan o utracie kontroli? Przez kogo? Kto w chwili obecnej sprawuje na tyle skuteczną kontrolę, że zło, o którym Pan pisze, jest tak łatwo rozpoznawalne?
Jeśli nawet tak jest, jeśli w istocie można ustalić kto jest autorem projektu ustawy, kto miał wpływ na jej treść, czyje interesy kryją się za tym, czy innym, rozwiązaniem prawnym, to czy jest tak, że z tak rozpoznanym i nazwanym złem (bo przyjmijmy roboczo, że jest to w tym przypadku zło) rzeczywiście możemy sobie poradzić?
Aby nie sięgać daleko – wszyscy wiedzą, że za ostatnimi nowelizacjami prawa autorskiego stoi potężny lobbing przemysłu rozrywkowego. Wiadomo komu i o co chodzi. Wiadomo też, że przyjmowane na skutek tej presji rozwiązania są szkodliwe i niebezpieczne dla rozwoju kultury, tylko dlatego, że przemysł rozrywkowy nie może poradzić sobie ze zjawiskiem kopiowania i rozpowszechniania utworów przez Internet. I co z tego, że wiadomo? Nic. Tak czy inaczej szkodliwe, jednoznacznie złe rozwiązania są “przepychane” przez parlamenty, także i przez polski, w tym ostatnim przypadku w sposób już zupełnie bezczelny, bo poprzez delegację popularnego muzyka do Senatu, gdzie już zupełnie bezwstydnie, forsuje on takie rozwiązania, z których osobiście czerpie korzyści majątkowe.
Czy opisane zjawisko jest o tyle mniej niebezpiecznego tylko dlatego, że się odbywa przy pełnym oświetleniu? Moim zdaniem jest niebezpieczne dlatego, że jest dokonywane jawnie, bez tej odrobiny hipokryzji jaka towarzyszy zazwyczaj nieetycznym zachowaniom, że jest oswojone właśnie, że jest w ten sposób akceptowane. W taki sposób patologia staje się normą tak samo jak korupcja stała się normą w służbie zdrowia. Nie jesteśmy w stanie jej skutecznie wyplenić właśnie dlatego, że się z nią oswoiliśmy i się na nią zgodziliśmy.
P.S. Czy w Polsce jest społeczeństwo obywatelskie?
Wątpię tak samo jak i Pan. A czy ma powstać? Czy chcielibyśmy tego?
Jeśli tak, to wiemy, że będzie to żmudny proces, rozłożony na lata całe, choć chyba niekoniecznie na całe tysiąclecie. Mamy przecież pewne wzorce. Wie Pan, myślę, że cały ten ruch wolnego oprogramowania nie zjawił się w Ameryce przypadkowo, mało tego, jestem przekonany, że w innym miejscu niż USA nie miał szans się pojawić. Ale o tym może następnym razem.
Panie yayco
Pisze Pan o alternatywie.
Z jednej strony zło, wynikające z niedostatków ludzkich instytucji, rozpoznawalne, a zatem na swój sposób oswojone, z drugiej strony zło nieznane i anonimowe, z którym trudno się zmierzyć.
Myślę, ze to fałszywa alternatywa.
Ani bowiem to pierwsze nie jest takie znane, ani to drugie nie jest tak anonimowe jak Pan to przedstawia.
Uważam zresztą, że nie ma takiej alternatywy.
Nie ma żadnego zakładu.
Nie ma żadnego albo-albo.
Nikt przecież nie mówi o przekazaniu wszystkiego w ręce obywateli. Mój skromny przecież tekst też nie dotyczy reorganizacji legislacji tylko wprowadzenia do niej tej odrobiny czynnika społecznego, która jest w niej zupełnie nieobecna. Nie chodzi o społeczne stanowienie prawa tylko o patrzenie ustawodawcy na ręce. Naprawdę pomysł taki wywołuje u Pana tak daleko idące obawy, że pisze wręcz Pan o utracie kontroli? Przez kogo? Kto w chwili obecnej sprawuje na tyle skuteczną kontrolę, że zło, o którym Pan pisze, jest tak łatwo rozpoznawalne?
Jeśli nawet tak jest, jeśli w istocie można ustalić kto jest autorem projektu ustawy, kto miał wpływ na jej treść, czyje interesy kryją się za tym, czy innym, rozwiązaniem prawnym, to czy jest tak, że z tak rozpoznanym i nazwanym złem (bo przyjmijmy roboczo, że jest to w tym przypadku zło) rzeczywiście możemy sobie poradzić?
Aby nie sięgać daleko – wszyscy wiedzą, że za ostatnimi nowelizacjami prawa autorskiego stoi potężny lobbing przemysłu rozrywkowego. Wiadomo komu i o co chodzi. Wiadomo też, że przyjmowane na skutek tej presji rozwiązania są szkodliwe i niebezpieczne dla rozwoju kultury, tylko dlatego, że przemysł rozrywkowy nie może poradzić sobie ze zjawiskiem kopiowania i rozpowszechniania utworów przez Internet. I co z tego, że wiadomo? Nic. Tak czy inaczej szkodliwe, jednoznacznie złe rozwiązania są “przepychane” przez parlamenty, także i przez polski, w tym ostatnim przypadku w sposób już zupełnie bezczelny, bo poprzez delegację popularnego muzyka do Senatu, gdzie już zupełnie bezwstydnie, forsuje on takie rozwiązania, z których osobiście czerpie korzyści majątkowe.
Czy opisane zjawisko jest o tyle mniej niebezpiecznego tylko dlatego, że się odbywa przy pełnym oświetleniu? Moim zdaniem jest niebezpieczne dlatego, że jest dokonywane jawnie, bez tej odrobiny hipokryzji jaka towarzyszy zazwyczaj nieetycznym zachowaniom, że jest oswojone właśnie, że jest w ten sposób akceptowane. W taki sposób patologia staje się normą tak samo jak korupcja stała się normą w służbie zdrowia. Nie jesteśmy w stanie jej skutecznie wyplenić właśnie dlatego, że się z nią oswoiliśmy i się na nią zgodziliśmy.
P.S. Czy w Polsce jest społeczeństwo obywatelskie?
Wątpię tak samo jak i Pan. A czy ma powstać? Czy chcielibyśmy tego?
Artur Kmieciak -- 22.09.2008 - 21:33Jeśli tak, to wiemy, że będzie to żmudny proces, rozłożony na lata całe, choć chyba niekoniecznie na całe tysiąclecie. Mamy przecież pewne wzorce. Wie Pan, myślę, że cały ten ruch wolnego oprogramowania nie zjawił się w Ameryce przypadkowo, mało tego, jestem przekonany, że w innym miejscu niż USA nie miał szans się pojawić. Ale o tym może następnym razem.