Nie mam nic przeciwko specjalistom. Ale przecież widać gołym okiem, że hydraulik hydraulikowi nie jest równy. Różnią się poziomem architekci, terapeuci, szewcy, chemicy i malarze. Natomiast kiedy zaczyna się krytykować lekarza… to potop, trzęsienie ziemi i koniec świata. Jakby to nie byli ludzie a bogowie. A przecież oni też są różnej klasy specjalistami.
Mylę się? :)
W książce, którą już przywoływałam w tekście, “Basic Principles of Natural Hygiene” są przedstawione karty szpitalne chorych na dur brzuszny. Przerażające jest to, że z każdym dniem leczenia stan chorych pogarszał się a nikt nie zmieniał procedury. Nikt!
I to jest stały fragment gry: wszystko było zgodnie z procedurą i zasadami sztuki medycznej. A że pacjent zmarł?
Brzmi to znajomo, nawet dziś.
Ciekawostką jest jakaś, nazwijmy to, maniera, która jeśli pacjent wyzdrowieje określa medycynę “nauką”, kiedy zaś pacjent zejdzie, mówi się o “sztuce”.
Zabawne. :) Ale nie dla wszystkich.
Z drugiej strony, koledzy po fachu lekarzy konwencjonalnych odsądzani są od czci i wiary i wyśmiewa się ich jako znachorów. A przecież mają takie same dyplomy i licencje na wykonywanie zawodu. Kiedy ośmielają się mieć zastrzeżenia co do bezpieczeństwa niektórych zatwierdzonych(!) leków często wylatują z roboty. Ich pacjenci nie mogą liczyć na refundację leczenia, mimo że płacą składki zdrowotne.
Tak powinno być? Nie sądzę.
Panie Jerzy
Nie mam nic przeciwko specjalistom. Ale przecież widać gołym okiem, że hydraulik hydraulikowi nie jest równy. Różnią się poziomem architekci, terapeuci, szewcy, chemicy i malarze. Natomiast kiedy zaczyna się krytykować lekarza… to potop, trzęsienie ziemi i koniec świata. Jakby to nie byli ludzie a bogowie. A przecież oni też są różnej klasy specjalistami.
Mylę się? :)
W książce, którą już przywoływałam w tekście, “Basic Principles of Natural Hygiene” są przedstawione karty szpitalne chorych na dur brzuszny. Przerażające jest to, że z każdym dniem leczenia stan chorych pogarszał się a nikt nie zmieniał procedury. Nikt!
I to jest stały fragment gry: wszystko było zgodnie z procedurą i zasadami sztuki medycznej. A że pacjent zmarł?
Brzmi to znajomo, nawet dziś.
Ciekawostką jest jakaś, nazwijmy to, maniera, która jeśli pacjent wyzdrowieje określa medycynę “nauką”, kiedy zaś pacjent zejdzie, mówi się o “sztuce”.
Zabawne. :) Ale nie dla wszystkich.
Z drugiej strony, koledzy po fachu lekarzy konwencjonalnych odsądzani są od czci i wiary i wyśmiewa się ich jako znachorów. A przecież mają takie same dyplomy i licencje na wykonywanie zawodu. Kiedy ośmielają się mieć zastrzeżenia co do bezpieczeństwa niektórych zatwierdzonych(!) leków często wylatują z roboty. Ich pacjenci nie mogą liczyć na refundację leczenia, mimo że płacą składki zdrowotne.
Tak powinno być? Nie sądzę.
Pozdrawiam.
Magia -- 02.07.2009 - 19:29