1) Doprawdy nie wiem w jaki sposób wpis psia jego Maciejowskiego jest na temat a mój nie, lecz rozumiem, że Pani czujne oko rozróżnia takie subtelności…
2) Czyż doprawdy Pani nie rozumie jak działają takie agancje, jak FDA? Z całym szacunkiem, ale FDA nie będzie wojowało z partią demokratyczną o przestarzałe plomby amalgamatowe. Po co? Gdyby zaistniała sytuacja miała miejsce 30 lat temu, to FDA miałaby solidne przesłanki dla obrony nikomu tak naprawdę nie szkodzących plomb amalgamatowych – ale dzisiaj? Kiedy plomby polimerowe są po prostu lepsze, trwalsze, zapewniają większą eststykę itd? Dlaczego ktoś w FDA miałby się narażać na gniew zaangażowanego kongresmena?
Podobnie jest poliwęglanowymi buteleczkami dla dzieci. FDA znów bada sprawę, która była już sto razy badana i ma po wakacjach wydać kolejną opinię. Jeśłi ta będzie podobna jak w Kanadzie – de facto zaszkodzi to interesom jednej firmy (Avent). Poliwęglan – jako taki z rynku nie zniknie i będzie nadal używany jako ważne tworzywo konstrukcyjne. Buteleczki będzie się robić polisulfonu lub poliamidu-12 – będą ze trzy razy droższe niż te z poliwęglanu, lecz co z tego – przecież i tak ludzie je kupią, bo są potrzebne a jest to wydatek jednorazowy. Gdyby alternatywą było wyłącznie szkło – być może byłoby o co kruszyć kopię, lecz wobec obecności na rynku funkcjonalnych produktów alternatywnych – czy FDA będzie chciała ryzykować spór z eko-lewicującą administracją Obamy tylko po to, żeby bronić buteleczek z PC? – osobiście w to wątpię.
Droga Pani – tak naprawdę, to ciekawie robi się wówczas, gdy nie ma powszechnie dostępnych technologii alternatywnych. Wówczas FDA musi odpowiedzialnie i autorytatywnie rozstrzygnąć, czy ryzyko spowodowane wprowadzeniem danej substancji do obrotu nie jest aby większe od korzyści z jej stosowania.
Ja np. bardzo jestem ciekawy, czy w najbliższych latach – w związku z planowanym powrotem do szerokiego wykorzystania energetyki jądrowej – zmienione zostaną absurdalne przepisy dotyczące dopuszczalnych poziomów promieniotwórczości w otoczeniu obiektu jądrowego w trakcie jego użytkowania oraz po decommissioningu.
Obecne przepisy są po względem logiki wewnętrznie sprzeczne. Np. w jednym miejscu zakładają, że nie istnieją bezpieczne dawki minimalne – co oznacza, że ludzie nie mają mechanizmu kompensacji szkodliwego działania promieniowania tła, lecz w innym odnoszą dopuszczalne poziomy spowodowane użytkowaniem obiektu jądrowego do poziomu tła sprzed jego budowy – tak, jakby właśnie ludzie byli przystosowani do tła, w którym żyją. Powoduje to absurdy, w postaci takich, że dopuszczalne poziomy promieniowania w pobliżu takiego np. Świerku są kilkakrotnie niższe od promieniowania tła w Zakopanem. Prowadzi to do horrendalnego wzrostu kosztów eksploatacji i decommissioningu i powinno być niebawem zmienione. Ponieważ istnieje bardzo silna motywacja ekonomiczna i polityczna Z OBUSTRON – walka będzie musiała oprzeć się o rzetelne argumenty naukowe i naukową ocenę ryzyka a nie o jakieś mżonki gospodyń domowych, które boją się “chemii i atomów”.
Tutaj mamy realną płaszczyznę sporu. Ludzie z jednej strony mogą słuchać ekologów i płacić za prąd jakieś kosmiczne ceny, lub mogą zracjonalizować przepisy dotyczące ochrony radiologicznej i płacić znacznie mniej. Mogą też – jest również taka opcja – przestać z prądu korzystać w ogóle i wrócić do starożytnego stylu życia albo mogą wreszcie popełnić zbiorowe samobójstwo lub przestać się rozmnażać i pozwolić od siebie Matce Ziemi odetchnąć. Po stronie “eko” znajdujemy cały wachlarz poglądów na to, jak należy świat zbawiać...
Pozdrawiam panią i życzę naprawdę dużo zdrowia ;-)
@Magia
1) Doprawdy nie wiem w jaki sposób wpis psia jego Maciejowskiego jest na temat a mój nie, lecz rozumiem, że Pani czujne oko rozróżnia takie subtelności…
2) Czyż doprawdy Pani nie rozumie jak działają takie agancje, jak FDA? Z całym szacunkiem, ale FDA nie będzie wojowało z partią demokratyczną o przestarzałe plomby amalgamatowe. Po co? Gdyby zaistniała sytuacja miała miejsce 30 lat temu, to FDA miałaby solidne przesłanki dla obrony nikomu tak naprawdę nie szkodzących plomb amalgamatowych – ale dzisiaj? Kiedy plomby polimerowe są po prostu lepsze, trwalsze, zapewniają większą eststykę itd? Dlaczego ktoś w FDA miałby się narażać na gniew zaangażowanego kongresmena?
Podobnie jest poliwęglanowymi buteleczkami dla dzieci. FDA znów bada sprawę, która była już sto razy badana i ma po wakacjach wydać kolejną opinię. Jeśłi ta będzie podobna jak w Kanadzie – de facto zaszkodzi to interesom jednej firmy (Avent). Poliwęglan – jako taki z rynku nie zniknie i będzie nadal używany jako ważne tworzywo konstrukcyjne. Buteleczki będzie się robić polisulfonu lub poliamidu-12 – będą ze trzy razy droższe niż te z poliwęglanu, lecz co z tego – przecież i tak ludzie je kupią, bo są potrzebne a jest to wydatek jednorazowy. Gdyby alternatywą było wyłącznie szkło – być może byłoby o co kruszyć kopię, lecz wobec obecności na rynku funkcjonalnych produktów alternatywnych – czy FDA będzie chciała ryzykować spór z eko-lewicującą administracją Obamy tylko po to, żeby bronić buteleczek z PC? – osobiście w to wątpię.
Droga Pani – tak naprawdę, to ciekawie robi się wówczas, gdy nie ma powszechnie dostępnych technologii alternatywnych. Wówczas FDA musi odpowiedzialnie i autorytatywnie rozstrzygnąć, czy ryzyko spowodowane wprowadzeniem danej substancji do obrotu nie jest aby większe od korzyści z jej stosowania.
Ja np. bardzo jestem ciekawy, czy w najbliższych latach – w związku z planowanym powrotem do szerokiego wykorzystania energetyki jądrowej – zmienione zostaną absurdalne przepisy dotyczące dopuszczalnych poziomów promieniotwórczości w otoczeniu obiektu jądrowego w trakcie jego użytkowania oraz po decommissioningu.
Obecne przepisy są po względem logiki wewnętrznie sprzeczne. Np. w jednym miejscu zakładają, że nie istnieją bezpieczne dawki minimalne – co oznacza, że ludzie nie mają mechanizmu kompensacji szkodliwego działania promieniowania tła, lecz w innym odnoszą dopuszczalne poziomy spowodowane użytkowaniem obiektu jądrowego do poziomu tła sprzed jego budowy – tak, jakby właśnie ludzie byli przystosowani do tła, w którym żyją. Powoduje to absurdy, w postaci takich, że dopuszczalne poziomy promieniowania w pobliżu takiego np. Świerku są kilkakrotnie niższe od promieniowania tła w Zakopanem. Prowadzi to do horrendalnego wzrostu kosztów eksploatacji i decommissioningu i powinno być niebawem zmienione. Ponieważ istnieje bardzo silna motywacja ekonomiczna i polityczna Z OBU STRON – walka będzie musiała oprzeć się o rzetelne argumenty naukowe i naukową ocenę ryzyka a nie o jakieś mżonki gospodyń domowych, które boją się “chemii i atomów”.
Tutaj mamy realną płaszczyznę sporu. Ludzie z jednej strony mogą słuchać ekologów i płacić za prąd jakieś kosmiczne ceny, lub mogą zracjonalizować przepisy dotyczące ochrony radiologicznej i płacić znacznie mniej. Mogą też – jest również taka opcja – przestać z prądu korzystać w ogóle i wrócić do starożytnego stylu życia albo mogą wreszcie popełnić zbiorowe samobójstwo lub przestać się rozmnażać i pozwolić od siebie Matce Ziemi odetchnąć. Po stronie “eko” znajdujemy cały wachlarz poglądów na to, jak należy świat zbawiać...
Pozdrawiam panią i życzę naprawdę dużo zdrowia ;-)
Zbigniew P. Szczęsny -- 12.07.2009 - 12:48