Gretchen w Publicznej Służbie: Badania

Gdzieś tak w okolicach czerwca, to jest ten ciepły miesiąc zwiastujący lato, podniosła się wrzawa gdyż kadry odkryły, że niejaka Gretchen ma nieważne badania lekarskie, z przeproszeniem okresowe. Okropnie się wszyscy przejęli z wyjątkiem mnie samej.

Było ciepło, współpracownicy już za chwilę szli na urlopy. Miałam być ja, to znaczy ja cały czas i ci co akurat z urlopu powracali, by się wymienić z innymi na urlop idącymi.

Odłożyłam sprawę na jutro i minęły cztery miesiące. W rezultacie musiałam pokornie głowę schyliwszy poprosić o kolejne skierowanie.

Przysięgłam pani Monice, co u nas w kadrach siedzi, że tym razem już pójdę.

I poszłam, bo słowna ze mnie jest osoba.

Wchodzę do rejestracji wielkiej jak sala balowa choć poza rozmiarem nic nie wskazywało na to, żeby jakikolwiek bal mógł się tam odbyć. W okienku siedzi jedna pani i rozmawia przez telefon komórkowy, a w kącie za nią stoi druga pani i rozmawia przez telefon komórkowy.

Czekam z uśmiechem, odrobinę przewidując co będzie, i z tego powodu się nie odzywam, nie stukam w okienko.

Chwila wydłuża się niepokojąco. Pani bliżej nie nawiązuje ze mną nawet wzrokowego kontaktu, co jest dobrą strategią, bo przecież gdyby nawiązała to dałaby sygnał, że mnie widzi.

Stoję jak niewidzialna więc i słyszę, że pani udziela porady komuś innemu w sprawie zagotowania wrzątku, ostudzenia go w objętości pół szklanki i dodania łyżki sody oczyszczonej. Tym preparatem trzeba, przy pomocy wacika, coś posmarować i potem sprawdzać czy zmiękło. To wszystko koniecznie na kilka godzin przed wizytą u doktora.

Druga pani, ta z kąta, stoi tyłem do całej reszty pomieszczenia w tym do mnie, i coś mówi do córki.

Generalnie wyczuwa się w powietrzu, że panie ważne sprawy mają do załatwienia.

Minęło chyba z pięć minut. Mój dobry nastrój się utrzymuje, ale nie wiedzieć czemu palce zaczynają delikatnie bębnić w pulpit, czy jak nazwać to coś. W sklepie to byłaby lada zapewne, no ale nie jesteśmy w sklepie.

Pani z kąta żegna się z córunią i nagle… Ach tak, zauważyła mnie! Podchodzi i pyta w jakiej sprawie tak tkwię i głowę zawracam.

Na to ja tryumfalnie, że do naszego lekarza przyszłam i gabinet jest zamknięty, i nie wiem co dalej.

Pani jest naszym pracownikiem? – skąd ta zmiana w twarzy i głosie i dlaczego ją przewidziałam? – Och, to chwileczkę.

I ta pani z kąta przerywa rozmowę pani z okienka. Naprawdę. Przerywa rozmowę o namoczonym gaziku. Muszę być kimś naprawdę ważnym.

Już wiem, że mam iść na górę.

Piękno tej przychodni poraża mnie do szpiku kości, choć staram się iść tak, żeby niczego nie dotknąć. Trochę to przypomina skansen i może miałoby swój urok, gdyby skansenem było rzeczywiście.

Pukam do gabinetu.

Dzień dobry panie doktorze – mówię uśmiechnięta pogodnie – nazywam się Gretchen i byliśmy na dzisiaj umówieni.

Pan doktor, starszy pan, nie uśmiecha się, ale też nie przypomina swojego poprzednika, który miał fizjonomię monstrum Frankensteina wyjętego z formaliny.

Po odnalezieniu mojej karty, doktor patrzy w nią chwilkę. Prycha pogardliwie, schyla się do szuflady, wyjmuje nową i zaczyna się.

- Pani się nazywa… adres… wykształcenie ma panie wyższe? psycholog?

- wyższe, ale nie psycholog

- nie? to co?

Doktor się trochę zirytował, że nie zgadł, a ja tradycyjnie już w takich sytuacjach, zastanawiam się jak wybrnąć...

- socjolog – podejmuję stanowczą decyzję

- so-cjo-log – pisze doktor – pesel, miejsce zatrudnienia, wiek…

To się udało przepisać.

- choruje pani na coś?

- nie

- przyjmuje pani jakieś leki?

- nie

- miała pani urazy głowy?

- nie

- porażenia, niedowłady?

- nie

- wątroba, nerki, żołądek

- działają

- operacje?

- miałam

- rodziła pani?

- nie

- pani to zupełnie jak moja córka. Wy to teraz najpierw studia, śmudia a potem są kłopoty. Co robi druga połowa?

- jest prawnikiem

- aaaach, unikam prawników jak mogę

- tak panie doktorze, prawnicy też unikają lekarzy – wzbijam się na wyżyny błyskotliwej konwersacji

- za rok będziemy już panią nazywać starą pierwiastką, więc niech się pani pospieszy – odbija piłeczkę doktor

- cierpi pani na depresję?

- nie

- choroby psychiczne?

- nie

- niiic?

Czy to tak po mnie widać?

- no jakoś nie – uśmiecham się promiennie

- pali pani?

- palę

- ile papierosów na dobę?

- o Jezu…

- “Nie wzywaj imienia Pana Boga swego nadaremno” Ile?

- to nie nadaremno panie doktorze, jak pan mi takie pytania zadaje…

- dobrze, proszę się rozebrać od pasa w górę

Oddychać, nie oddychać i się okazuje, że w porządku. Ciśnienie w porządku. Patrzy na mnie odchylając się leciutko do tyłu i mówi, że tu też w porządku. Nie wiem doprawdy co ma na myśli, ale grunt że w porządku.

Omiatając mnie spojrzeniem z większego jeszcze dystansu, doktor tonem refleksyjnym stwierdza:

- jak rzucimy palenie to przytyjeeemy

- może nie?

- ja przytyłem osiemnaście kilogramów, ale ja rzuciłem palenie po zawale, a pani rzuci z powodu ciąży

Przez chwilę poczułam się jak u wróżki.

Nie czekając na pozwolenie ubieram się. Chyba w dobrym momencie, bo doktor nie protestuje.

- Wypiszę panie skierowanie na badanie poziomu cholesterolu i może na cukier?

- może być i na cukier

- Cholesterol to musi pani zbadać, bo mam tu wpisane, że pani stanowisko pracy związane jest z wysokim poziomem stresu

- z czym? ja nie mam żadnego stresu na stanowisku – ledwie powstrzymałam wybuch śmiechu

- proszę pani, u nas w kadrach te panie są bardzo kreatywne, lekarzom wpisują brak zagrożeń, a jak przyszła do mnie archiwistka to miała wpisane zagrożenie bakteriologiczne- w głosie doktora daje się wyczuć wyraźna kpiąca nutka

- to jakoś dziwinie… – odpowiadam w zadumie

- ale co pani poradzi?

- no nic, ale zrobię te badania. Potem mam do pana wrócić?

- oczywiście. Z wynikami proszę przyjść

- dziękuję panie doktorze

Jaka ja grzeczna.

Doktor wstaje, podaje mi swoją dłoń i żegna się ze mną dość nawet radosnym zdrówka życzę.

Wynurzam się z tego ponurego miejsca prosto w piękny, słoneczny świat. Idę sobie pomalutku, nigdzie się nie spieszę.

Mam kolejne skierowania i rosnącą nadzieję, że o nich nie zapomnę. W sumie to nawet jestem ciekawa jak tam mój cukier i cholesterol.

No i te nowe przygody, jak wycieczka w nieznane rejony. Nigdy nie wiadomo co się zdarzy.

Z pewnością jednak nie okaże się czy jestem zdrowa i nadająca się do pracy.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Gretchen

a może życie i wyniki Cię zaskoczą i się okaże że jesteś nadająca się?

:))

prezes,traktor,redaktor


A blogowanie..

..ukryte przed doktorem, to pies?
Pszę Gretchen?

I jeszcze pare innych nałogów, tak samo ukrytych?
Co?
:)


Serdeczne gratulacje, Panie Gretchen,

z okazji przejścia pierwszego etapu (pierwszej wizyty?). Bo przecieź mogła Pani nie przejść, nieprawdaż? Na przykład nie dojść.

Pozdrawiam serdecznie

PS. A kiedy ciąg dalszy tego thrillera, bo nie wątpię, że nastąpi?


Maxie

Żeby to jeszcze dało się przewidzieć do czego nadająca się...

Z drugiej strony to przecież lubię niespodzianki więc poczekam, popatrzę...

:)))))


Panie Igło

Grzecznie odpowiadałam na pytania.

Doktór o blogi nie pytał, ani o inne nałogi.

Tylko o te papierosy.

To zeznałam.

Może jeszcze zapyta jak pójdę nazad ?

:)


Gretchen

jako posłuszny OB. powinnaś sama się przyznać do nałogów doktórowi nie

znanych :)

prezes,traktor,redaktor


Panie Lorenzo

Bardzo dziękuję.

Weszłam, a nawet wyszłam o własnych siłach. I jeszcze się dowiedziałam, że w porządku.

Teraz czaję się przed przystąpieniem do etapu drugiego.

Jak przejdę to będzie dalszy ciąg.

Bo jak nie… to dopiero będzie thriller.

Pozdrawiam Pana jeszcze cała i nieświadoma w zakresie cholesterolowym, i cukrowym.


Max

A kto Ci powiedział, że ja jestem posłuszny? :)

Całkiem jestem nieposłuszny.

Doktór nie pyta to się nie dowie.

O!

:)))


Szanowna Gretchen

Bo przyuważył pożółkłe opuszki nie przykryte tymi no,... no jak im tam, no ..przyklejonymi paznokciami..?

A ja , w pani wieku, to całkiem inne nałogi miałem, jak na ten przykład, chodzenie do Bolka z koleżankami, np na tosta..

I nazad..

A, że się pani nie przyznaje ( do onych nałogów ), to trudno, w moim wieku to i tak tylko późnonocne programy tv pozostają.
Proszę być twardą i broń panie niespolegliwą.
W zetknięciu ze służbą zdr., rzecz jasna. Nie żeby tam, jakie takie, bele co?
Tera, to młode kobitki, to takie mietkie w sobie są, kurde.
Co za czasów doczekalim?


Gretchen,

we wtorek, na, za przeproszeniem, źródłach audiowizualnych oglądałam film Ziarnika Nowy z 1969, o robotniku, który stara się o przyjęcie do fabryki.

Albo nic się nie zmienia, albo bardzo powoli. Ciągle w kadrach te panie są bardzo kreatywne :)

pozdrawiam


Panie Igło

Plastikowe paznokcie to się tipsy nazywają.

Moje są wystarczająco długie i wzorzyste, żeby przkryć wszelkie zażółcenia.

Za dobre słowo w sprawie młodości entuzjastycznie dziękuję.

Choć co do niektórych Pańskich spostrzeżeń to jednak mam zdanie odrębne, przynajmniej jeśli o mnie chodzi.

Co nie oznacza, że… A nie, o tym to może kiedy indziej.

Pozdrawiam Pana niespolegliwie
:)


Pino

Zmienia się, ale nie u nas w Publicznej Służbie.

U nas jest jak dawniej bywało .

Dla mnie to wielce jest pouczająca sytuacja i coś, jakby dana możliwość życia w innych czasach.

Nie to co moi znajomi: nowoczesne biura, windy, ekrany ciekłokrystaliczne, lunche, brunche, feng-shui…

Tak to każdy może pracować. A ja tutaj w Służbie siermiężnej.

Moralnym zwycięzcą jestem :))

Na stanowisku związanym z wysokim poziomem stresu, bez przerwy na lunch.

Poprzedni lekarz medycyny pracy nie dał mi skierowania na żadne badania, bo na jego oko to ja młoda i zdrowa.

Więc może jednak i u nas jakiś tam postępik jest.

:)


Szanowna Gretchen

W poprzednim wpisie zapomniałem dopi(s)ać – a Matki Polki gdzie ? – kurde.

Lunch – to pszę panią, kanapki są.
Polecam, żytnią, bułkę + masło, + plasterek dobrej kiełbasy,+ plasterek kiszonego ogórka.
A nie te, tam fasolowo, kartoflane sałatki zaprawione majonezą + filecik z rybki.

Młode & zdrowe, TXT popiera i promuje.


Pani Gretchen,

no proszę, jaki ładny tekst. I zaangażowany. I prawdopodobnie śmieszny. Ale to sprawdzę później, jak mnie otępienie odejdzie.

Bardzo mi się podoba walor edukacyjny, to mianowicie, że na większość pytań odpowiadała Pani twardo – nie.

To zdrowe jest. Dziecku Pani tekst zalecę, żeby w nim postawę asertywną sobie ugruntowywało, którą mam za ważną dla młodzieży żeńskiej.

I za taką postawę, oraz jej propagowanie, dziękuję Pani serdecznie. No.

Pozdrawiam też, przy okazji

PS Jedno tylko pytanie, napędzone przynawykniętą postawą badawczą się we mnie urodziło: jakiej to mianowicie specjalności był ten łapiduch. Bo tak z dialogu, to on mi na specjalistę od medycyny pracy nie wyglądal. Wiem coś o tym, bo systematycznie badaniu takiemu jestem poddawany, choć przyznam ze wstydem, że większość procedur przechodzę zaocznie. No ale w moim wieku pacjentów, to już i lekarze nie sątacy prędcy, żeby zaraz oglądać...


Panie Igło

W sprawie Matek Polek to ja kompetentna nie jestem, ale w naszej Służbie trochę ich jest. To tak dla pokrzepienia Pańskiego serca zatroskanego.

Lunch? Wiem od znajomych, że on się zaczyna od wyjścia z pracy, pójścia gdzieś, zjedzenia czegoś smacznego niekoniecznie z majezonem, a kończy po około godzinie powrotem do pracy.

Jedzenie w pędzie czegokolwiek to nie jest lunch.

Ja ostatnio to głównie śliwki i jabłka, niekiedy tekturkę z pomidorem, jak mam czas pokroić pomidora. Dzisiaj, na przykład weźmy, miałam.

Same dobre wiadomości…


Panie Yayco

A to proszę polecić jak najbardziej. Może się młodej osobie przyda? Kto wie?

Nie wiem czy on jest śmieszny, nie mam doniesień od czytelników w tej sprawie. Może jak Pan do siebie dojdzie to Pan mi powie.

Doktór istotnie ma podstawową specjalizację inną zgoła. Jak mi powiedział, zrobił dodatkowe papiery na lekarza medycyny pracy.

Co do zasady jest on ginekologiem Panie Yayco.

Ale aż tak szczegółowo oglądać mnie nie chciał.

Pozdrawiam Pana mając nadzieję, że się Pana podejrzenia potwierdziły


W zasadzie tak, choć brałem

pod uwagę specjalizację położniczą. I marginalnie – pediatrię.

Ale to faktycznie najpełniej tłumaczy.

Chyba śmieszne, bo się śmiałem. Ale to mogło być też nerwowe.

Pozdrawiam, udając się do obowiązków kuchennych


Panie Yayco

W sprawie czy śmieszne zrobiłam eksperyment.

Dałam tekst do przeczytania szefowej mojej ulubionej i ona straszliwie się chichra.

Nie wiem czy będziemy w stanie zajęcia poprowadzić w tej sytuacji.

U niej to na nerwowe nie wygląda.

Pozdrawiam Pana również rozradowana.


To mnie Pani uspokoiła,

bo to lepiej, że nie nerwowe.

Zwłaszcza przy takiej tematyce.

Pozdrawiam pośpiesznie, bo pilnuję sosu


W takim razie bardzo się cieszę

Spokój jest najważniejszy, ale to już mówiłam.

Mój troszkę przygasł i uśmiech z mego lica znika, bo ZNOWU UKRADLI MI TEKST!

Do tego jeszcze umieścili go na pierwszej stronie tej pożal się Boże gazetki.

Najzabawniejsze, że tak ostatecznie to go ukradli sporemu wydawnictwu.

Wiem, że sama sobie i u siebie (tym razem) wątki mieszam, ale nie mogę już.

A jak nie mogę to, to może wpłynąć na moje zdrowie, a jak wpłynie to Doktór mnie do pracy nie dopuści.

A bez pracy nie ma kołaczy.

Co za świat…

No luuuudzie!


Pani Gretchen, nie nerwowo,

bo ten tam kozak Igła nie zrozumie i z nerwów co zrobi?

Kto Pani ukradł? Co Pani ukradziono?

Gdzie umieścili (bo może byśmy sobie przeczytali, na przykład).

Pani jest chyba przesadnie przywiązana do prawa autorskiego. Ja co prawda też jestem, ale normalnie to ludzie w nosie mają. Złodziejstwo droga Pani i tyle.

Ale proszę tak nie krzyczeć, bo ludzie pomyślą, że się znowu Pani szklanką skaleczyła.

Pozdrawiam mitygująco, acz z ogromną dozą współczucia


Pan sobie jaja robi Panie Yayco

A ja faktycznie jestem przywiązana do prawa autorskiego.

Mój tekst, opublikowano bez mojej zgody. Niby pierwsza strona, nawet z maleńkiej gazetce to coś, ale naprawdę można zapytać o zgodę.

I tylko tyle.

Troszkę mną szarpnęło.

Cholera.

No, ale świat jest jaki jest.

Prawda? Prawda.

Pozdrawiam Pana uczciwie


Gre

Masz prawo zażądać odopublikowania twojego tekstu. Takie prawo.
Nie poinformowano cię wcześniej, ani później.
To oni mają w tym momencie za uszami.
Prawnie.

Podobną sytuację miałem jakiś czas temu, gdy szef lubińskiej instytucji kultury zamówił u mnie tekst, po czym opublikował, a gdy zażądałem honorarium, pisał zbiorcze maile gdzie się da, w których szkalował mnie.

Cztery lata trwało, nim poznał, co to prawa autorskie.

Ale krwi napsuł.

W tym był dobry. I jest.

Nie odpuszczaj.

www.pomocdlarenaty.pl


Pani Gretchen,

zdaje się, że jest Pani otoczona przez prawników.

Niech Pani z tego skorzysta.

To zawsze jest dziwna wojna.

W końcu żyjemy w kraju w którym ludzie rezygnują z honorariów, żeby publikować i nikogo nie martwi to, że ludzie wymieniaą się oprogramowaniem, albo filmami.

Ja nie robię sobie jaj. Ja mam w domu podręcznik prawa autorskiego, który sam w sobie jest przykładem złamania prawa autorskiego. Naprawdę.

Współczuję Pani i pozdrawiam


Mad

Prawa autorskie do tego tekstu przekazałam wydawnictwu.

Wystarczy, że zadzwonię jutro i powiem im kradziejom o tym. Wymieniając nazwę wydawnictwa.

No.


Panie Yayco

Zamiast otoczona przczytałam osaczona . Dziwne jakieś.

Ale prawdę Pan mówi, że całkiem jest ich sporo. W tym zaprzyjaźniona mecenas z podyplomowymi studiami w interesującym mnie zakresie.

Nie mówię, że jestem bezradna.

Tylko zawsze mnie cholera bierze.

Mogę to zawsze wepchnąć do worka niezwykła medialna popularność Gretchen ...


Sama Pani

musi decydować.

Jak zawsze.

Pozdrowienia


Gretchen

ja bym ich wziął na przetrzymanie, a później odsetkami, odestkami i administracyjnie

no i byś za młodu rentierem została :)

prezes,traktor,redaktor


Max

A Ty wiesz, że gdyby zapytali to ja bym nawet grosika od nich nie chciała?

Widać nie jestem pazerna. Na kasę.

Rentierem za młodu ?

Piękna wizja, piękna :))


Panie Yayco

Widzi Pan, taki los współczesnej kobiety. Sama decyduje…

Dawniej było pięęęęknie. W szczególności nie mogłabym nic napisać, nikt by tego nie publikował pieniądze płacąc, nikt by nie ukradł.

Spokój.

I komu to przeszkadzało?


Zadaje Pani pytania, głebokie i odnoszące się do

palących kwestii.

Na dodatek dla mnie interesujących, bo podpuszczany przez Pana Griszqa , myślę czasem niezobowiązująco o Wyznaniach byłego seksity. Ale pewnie tego nie napiszę, a jeśli już, to pod innym tytułem.

Natomiast w jednej kwestii będę się opierał: dawniej faktycznie było gites!

Pozdrowienia


Panie Yayco

Takie oto pytania zadaję ja.

Nie zawsze spotykają się one ze zrozumieniem społecznym, no nie zawsze.

Jak Pan się daje podpuszczać, to ja już nic nie poradzę. Aż boję się myśleć co Pan mógłby tam w tym dziwnym tekście napisać.

Wpadłam w dysonans poznawczy przez Pana: w końcu będzie się Pan opierał czy nie?

Pozdrawiam zaciekawiona


Pani Gretchen,

a komu, albo ewentualnie czemu, mianowicie, bo nie zrozumiałem do końca?

Panu Griszqowi? No nie wiem jak dlługo dam radę, bo on mnie na razie grzecznie prosi, ale takiemu na przykład Igle Kozakowi to już bardziej jednoznaczne przedstawiał propozycje resocjalizacyjne.

A temat jest pociągający. W końcu mógłbym opublikować moją starą anegdotę socjologiczną. Tę o pisuarach.

Przepraszam, że ja o takich rzeczach u Pani. Wstyd mi.

Ale będę sę bronił, że to przez prowokację damską.

Pozdrawiam uniżenie, powoli wycofując się w ukłonach


Panie Yayco

Bo to zdanie ma jakąś wewnętrznie sprzeczną treść dla mnie:

Natomiast w jednej kwestii będę się opierał: dawniej faktycznie było gites!

Ten entuzjazm mi nie pasuje do opierania się.

Griszqowi to oprzeć się Panu będzie trudno z powodu, że on jest wytrwały jakoś. Co zasadniczo dobrze o mężczyźnie świadczy.

Wstydzić się nie ma co. Znam słowo pisuar, a nawet wiem do czego on służy.

Chociaż nie używam.

Pozdrawiam Pana bez wycofywania się


Pani Gretchen,

cieszę się, że Pani nie używa. Czasami myślę,że i bez tego to zaszło za daleko.

Co zaś do opierania, to proszę sobie wybrać: albo to jest literówka, albo skrót myślowy.

Literówka jest oczywista, prawda?

Ale jeśli nie literówka, to skrót myślowy, zapewne. Bo ja zasadniczo za postępem jestem i nowoczesnością, oraz lubię gadżety.

Ale względem relacji płciowych, to powiem Pani, że dawniej faktycznie było gites!

Pozdrawiam serdecznie

PS Ale to chyba była literówka


Hm, tekst jest śmieszny

i dobry, choć właściwie taki krótki, znaczy te odpowiedzi krótkie w tym dialogu.
Ja w ogóle mam wrażenie, że te badania okresowe to zbyteczne są (a przynajmniej tak częste jak sa czyli co 2 lata),szczególnie, że nawet gdybym był na coś chory, to w czasie 10-minutowej pogawędki z lekarzem to nie wyjdzie.

Takie pozorne to jest dla mnie…

No, ale cóż, obowiazek.


Panie Yayco

W gruncie rzeczy to ja się też cieszę.

Zresztą dla mnie za wysoko wieszają i ja nie doskoczę.

Napisał Pan kolejne zdumiewające dla mnie zdanie:

“Bo ja zasadniczo za postępem jestem i nowoczesnością, oraz lubię gadżety.”

Gadżety ??? Jakiego rodzaju, bo naprawdę się zaciekawiłam.

Pozdrawiam Pana napięta jak struna, w oczekiwaniu na odpowiedź


Technologiczne droga Pani, technologiczne.

Na przykład przed chwilą wziąłem taką grubą książkę, bo musiałem , po wymianie baterii, nastawić swój zegarek. Taki duży, czarniutki. On poza tym jest jeszcze kompasem , barometrem, termometrem oraz budzikiem. I jeszcze czym, co to ja nie umiem tego ustawić. I stoperem, gdybym zwariował.

Przy czym żadnej z tych funkcji nie wykonuje prawidłowo.

A Pani o czym pomyślała?

Pozdrawiam zaintrygowany


Grzesiu

Jak miło Cię widzieć :)

Odpowiedzi krótkie są, bo krótkie były. Relacjonuję uczciwie.

Badania okresowe są moim zdaniem niekoniecznie zbyteczne, ale nie w takim kształcie.

Mają nakaz badania to badają. Z minimalnym nakładem sił.

Zawsze to jednak jest inspirujące do pisania.

:)))


A! Technologiczne...

O tych właśnie myślałam.

Pięknie się składa.

Pozdrawiam jako zegarka nieużywająca


Co do pisuara...

przy którym coś tam gmera pan Yayco, to ja wiem jedno.
Trza uważać jak się manewruję przyrządem i suwakiem.
Uważając na dodatek aby nie upuścić książki z prawem autorskim.

A babcia klozetowa i tak skasuje.
Niezależnie od stopnia zaangażowania a nawet statusu.

Noo.

A szanowna Gr niech się nie da tak rozprowadzać, bez napalonych wieczorową porą chłopów.
Potem i tak się wyprą wszystkiego.

Nie to co ja, Kozak.


Panie Igło

Ja się na tych męskich sprawach nie wyznaję, ale wierzę na słowo.

Ja może jeszcze bardzo stara nie jestem Panie Igło, ale już też nie tak młoda żeby dać się złapać.

Jakkolwiek.

No.

:)


Pani Gretchen

Twórcy należy się wynagrodzenie.

Jak opublikowali bez zgody twórcy to razy dwa, a gdy zrobili to umyślenie to razy trzy.

Nie ma dyskusji. Płaczą i płacą. Trzeba było nie kraść.

Może Pani z tego zrezygnować ale dobrze chyba wiedzieć na przyszłość.

pozdrawiam zawodowo


Panie Arturze

Dziękuję za poradę profesjonalisty.

Cieszę się niezmiernie, że Pan zajrzał do mnie. Może się Pan czuć zaproszony przy okazji i bez okazji.

Z tamtymi jakoś się rozprawię, bo mimo że to taka sobie zwykła gazetka, nawet bezpłatna to nie lubię jak ktoś sobie pozwala.

Się ludziom wydaje, że jak coś jest (też) w sieci to sobie można kopiować do woli.

Jak ja tego nie lubię.

W roli zmory czuję się słabo, ale nie ja zaczęłam.

Pozdrawiam Pana nadal dziękczynnie.


Pani Gretchen

W roli zmory czuję się słabo

Wielu ludzi tak się czuje. Ale tylko na początku. Później idzie hm… z górki

za zaproszenie serdecznie dziękuje


Panie Igło

Muszę zaprotestować.

Lunch to nie żadne kanapki tylko ciepłe danie. Dwa dania. Pierwsze to krem pieczarkowy a na drugie to pulpety z kulkami ziemniaczanymi i sosem niejasnego pochodzenia.

Lunch jada się nieodmiennie na stojąco, za pomocą sztućców, w przypadku dania drugiego za pomocą noża i widelca. Jedną ręką trzyma się talerz, a drugą operuje się nożem i widelcem jednocześnie.

W efekcie wszyscy spożywający są albo poplamieni kremem albo/i sosem albo głodni, bo nie chcieli być poplamieni.

pozdrawiam traumatycznie


Panie Arturze

Niby z górki… wiem…

Domowy Mecenas właśnie mi jeszcze kilka spraw wyłożył. Co ja niby sama wiem, ale…

O żesz, cholera jasna!

Nie ma co się tu rozmiękczać. W końcu mój komórkowy numer jest w sieci dostępny, mogli zadzwonić.

A jak ktoś durny to niech się uczy. No.

Plan jest.

Zabieram się za wykonanie jutro.

Zaraportuję co i jak.

Ma Pan rację – było nie kraść.

Pozdrawiam Pana bojowo :)


Pani Gretchen

Ma Pani w domu mecenasa? O kurcze!

pozdrawiam zbity z tropu nieco


Panie Arturze,

Pan się jeszcze nie zorientował?

To jeszcze niech się Pan skupi na zdaniu: “ja niby sama wiem” i problemach Pani Gretchen z określeniem zawodu. No.

Niech Pan uważa, bo kobieta jest mobile qual piuma al vento i nawet jeśli z zamiaru nie zełże, to i tak Panu prawdy nie powie.

Pozdrawiam zasadniczo z lekką domieszką utylitaryzmu


Panie Yayco

Pan się jeszcze nie zorientował?

No nie zorientowałem się.

Widać, jak to mówił nieśmiertelny, bo reanimowany por. Borewicz dupa ze mnie nie detektyw.

pozdrawiam zdezorientowany z mocną domieszką zakłopotania


Panie Arturze

To ja jeszcze dorzucę, że jakiś czas temu pisałam do Pana u Pana, że koniec końców okaże się, że jesteśmy jedna sitwa oraz układ.

I proszę.

Pozdrawiam Pana jak najbardziej

:))


Panie Arturze,

z kobietami to nie ma co nawet próbować, żeby zrozumieć, moim zdaniem.

Choć faktycznie, może być, że Pani Gretchen kręci. Gdyby mnie ktoś zapytał, to ja bym powiedział,że ona nie jest socjologiem, ale wiem, że ona by wtedy powiedziała, że ja tym bardziej.

Więc co począć na to?

Pozdrawiam terapeutycznie pijąc herbatę


Panie Yayco

Oczywiście, że kręcę jak zawsze.

Na pocieszenie mogę jedynie Panu (i sobie) powiedzieć, że niekiedy sama się czuję zagubiona jak świnie w kosmosie , czemu dałam niejaki wyraz w tekście.

Mimo to Pana pozdrawiam


Szanowna Pani,

jestem bezradny.

Niech zatem przemówią świnie:

Pozdrawiam


Panie Yayco

dziękuje- wszak najlepsze lata życia mi to przypomina :)

a moją firurką Faziego bawi się mój syn :)

prezes,traktor,redaktor


Panie Yayco

Popłakałam się, naprawdę. Ze śmiechu ma się rozumieć.

Mam niejasne wrażenie, że Miss Piggy jest mi osobowościowo dość bliska. Co więcej nie mogę teraz otrząsnąć się z myśli, że stanowi ona pierwowzór znanej postaci Bridget Jones.

Żeby zatrzeć wrażenie ekshibicjonistycznych wyznań coś, co dla odmiany kojarzy mi się z Panem.


Szanowna Pani,

ja nigdy nie grałem w koszykówkę, musiała mnie Pani z kimś pomylić.

W ogóle to Pani sposób korzystania z internetu wydaje mi się nadmiernie intensywny.

Proponuje spokojniejsze podejście:

Pozdrawiam w tym guście


Panie Maxie,

jak nie, jak tak.

To jeszcze się wypowiem w sprawie wspólnej waluty:

Pozdrowienia


Max

Specjalnie dla Ciebie ode mnie.

Z zapytaniem co to jest firurka ?

:)


Gretchen

no figurka, rzecz jasna

a niech to!

:)

prezes,traktor,redaktor


Panie Yayco

Pana trudno pomylić z kimś innym, sam Pan może sobie wybrać czy uzna Pan to za komplement, bo z Panem to nigdy nie wiadomo.

Co do tej intensywności to jednak muszę się z Panem zgodzić, ale tym razem to Pana wina jest.

Więc proszę:


Max

Zaczyna mi brakować środków wyrazu, więc tym razem tak:


No tak, Pani Gretchen,

ja rozumiem, że taki styl Pani nie pasuje.

Za luźny w sobie jest.

Prawnicy i inni tacy, to elegancko chodzą poubierani, nierzadko do filharmonii, albo do opery. I w muszce nawet.

A kobieta, jak wyżej zaznaczyłem jest mobile qual piuma al vento, co pozwolę sobie zilustrować:

Pozdrawiam


Panie Yayco

Co do kobiety, to bywa też i tak:


Pani Gretchen, przypomniała mi Pani

moje młode lata. Milion lat przed nasza erą, albo jeszcze dawniej.

Teraz pora na chwilę wyciszenia.

Pozdrawiam serdecznie


Proszę Pana

Ponieważ to co się tu odbywa, to jest jakiś zupełny już odjazd w nieznane, to ja sobie pozwolę jednak.

Nie wiem, czy to zadziała wyciszająco, choć mnie wycisza.


I tak wespół w zespół, Panie Gretchen,

by żądz moc móc wzmóc… Uff, wyszło…
Ukłony niskie zasyłam


Lorenzo

nawet dwa razy:)

prezes,traktor,redaktor


No proszę

nie było mnie trochę, a tu co się wyprawia?

Tak jakoś hmm… świątecznie


No jak wespół w zespół, Maxie,

to co najmniej stereofonicznie:)

@ Pani Gretchen, gdyby Pani była łaskawa… bo mi wiedzy brakuje

Pozdrowienia


Panie Lorenzo

Takie stereo tylko przyjemność mi sprawiło.

A Panie Lorenzo chętnie będę łaskawa, tylko ja tu wpadłam jak po ogień i nie wiem w jakiej mianowicie sprawie Pana wspierać.

Pozdrawiam lekko nierozgarnięta


Ach Ach Panie Lorenzo!

Zajarzyłam! – jak mówi młodzież...

Idę szukać.

Zaraz wracam.

Pozdrawiam oczywiście


Et Voila!

Nic nie powiem :)


Pani Gretchen,

w ramach równouprawnienia zwrócę się do Pani szczerze.

Panu Lorenzo, choć uczynił to z włąściwą sobie delikatnością, szlo o to, że tylko Pani może usunąć jego podwójny wpis.

Albo to ja jestem głupek. Co się z dnia na dzień uprawdopodabnia.

Pozdrawiam


Panie Yayco

A popatrz Pan jak różnie można to samo zrozumieć, co dla mnie jest żadnym odkryciem za to efekty piękne.

Pan Lorenzo, mam nadzieję, przyjdzie i rozstrzygnie.

A poza tym co? Brzydki utwór?


Utwór?

Niebrzydki.

A ktoś narzekał?

Pozdrowienia stateczne


To nieporozumienie spowodowane gonitwą za ogniem, Pani Gretchen,

jest uroczym dodatkiem do szarości dnia powszedniego. Ścisły i dociekliwy umysł Pana Yayco odnalazł prawdziwą, rzekłbym przyziemną przyczynę mej prośby.

Pani natomiast, z wrodzonym sobie wdziękiem, odpowiedziała piosenką przenosząc debatę na wyżyny, które przedstawicielom płci brzydszej są zazwyczaj niedostępne. No, może poza paroma wyjątkami.

Pięknie się kłaniam w podziękowaniu za p. Michnikowskiego


Pani Gretchen!

Trzy lata temu przeszedłem taką procedurę od początku, aże do samego końca. Wyszło, że jestem zdrowy jak koń (mój przyjaciel weterynarz zawsze się z tego określenia okrutnie nabija!). Po miesiącu miałem pierwszy atak, a chwilę później operowano mnie z marszu, bo liczyły sie już nie minuty, lecz sekundy. Medycy w szpitalu uniwersyteckim powiedzieli, że stan organizmu wskazywał, że choroba musiała się rozwijać około 10 lat. W tym czasie zaliczyłem kilka kontroli okresowych.Niestety, w cenę biletu
http://tekstowisko.com/analityk/57004.html
wliczono usługi o wysokiej jakości. Jednak ich poziom jest taki, że niestety, aby mieć przyzwoitą opiekę lekarską, trzeba do tego interesu porządnie dopłacić.

Serdecznie pozdrawiam!

tarantula


Panie Lorenzo

Skorzystałam z wiedzy i usunęłam, choć z żalem.

Pozdrawiam Pana ciesząc się, że jednak jedno pozostało.


Panie Tarantulo

Jako osoba w grupie wysokiego ryzyka, specjalnie dla Pana zacytuję niecytowany w tekście fragment dialogu.

Miejsce: Przychodnia w Warszawie

Czas: początek XXI wieku

Osoby: Doktór – ginekolog z uprawnieniami medycyny pracy, jednak na codzień pracujący jako ginekolog

Gretchen – pacjentka

- Jakieś choroby w rodzinie? Psychiczne?

- Nie

- Cukrzyca?

- Nie

- Nowotwory

- Tak

- O! Kto?

- Mama

- No… no… Jaki to nowotwór?

- Piersi

- Piersi… kiedy pani robiła USG?

- Ykhmmm…

- Na co pani czeka? Mamy taką dobrą specjalistyczną poradnię chorób sutka…

- Naprawdę?

- Tak…

- To mogłabym pójść.

- Ale potrzebuje pani skierowania od lekarza. Może być też skierowanie od nas, więc może się pani zapisać na wizytę.

Chwila entuzjazmu mi przeszła jak ręką odjął. Siedzę przed lekarzem, który mógłby wziąć trzecią karteczkę i dać mi to skierowanie, prawda? Ale gdzie tam.

Teraz to on jest lekarzem medycyny pracy. W innych sprawach przyjmuje w innym gabinecie, piętro niżej.

Pójdę gdzie indziej.

Cholera.


Pani Gretchen

Kilka lat temu wydało mi się, że mam jakiś zawał. No to w panice przemieściłem się byłem do doktora skąd odesłano mnie do innego, a następnie odsyłano tyle razy, w różne miejsca, że jakbym ten zawał miał to bym go nie przeżył.

Dlatego przestałem szukać ratunku, słusznie jak widać mniemając, że jakbym ten zawał rzeczywiście miał to bym już go nie przeżył, a że żyję jednak, to go nie mam (coś mi się dzisiaj na sylogizmy zebrało, widać.

pozdrawiam hipochondrycznie


Panie Arturze

Mógł Pan go mieć. Zdarza się wielu ludziom zawał przechodzić, czasem niemal o tym nie wiedząc.

Tylko ślad zostaje…

A następnym razem, którego z pewnością nie będzie, to na Pogotowie się dzwoni, a nie szwęda po doktorach to tu, to tam. No.

Pozdrawiam Pana wstrząsając delikatnie.


Panie Arturze,

nie chciałem tego opisywać w okolicach Brodna, ale kilka lat temu zdarzyła mi się dziwna historia.

Najpierw mnie rozbolał brzuch. Potem zacząłem się wić z bólu. Temperatura skoczyła na 40.

Nie muszę się borykać z publiczną służbą w takich sprawach.

Karetka przyjechała szybko i bez gadania.

Nic nie stwierdzono.

Tyle że ja w zasadzie coraz mniej żyłem. Pociłem się zimnym potem i coś tam jęczałem.

Znieśli mnie te parę pięter do karetki i w karetce mi przeszło.

Więc już trochę bardziej dla prędkości, niż z potrzeby, włączyli lampki i syrenę i sobie pojechaliśmy kawałek. Dość daleko, ale mnie się nie śpieszyło.

W przychodni zrobiono mi co się dało: EKG i inne takie, co ja nie wiem jak się nazywają. Prześwietlenie, USG i co tam mieli.

Zajęło im to z godzinę. Nic nie znaleźli.

Do tej pory nie wiem, czemu zacząłem zdychać.

Podobno najbardziej podejrzany był zimny sok pomarańczowy.

Obawiam się, że czekając na normalne pogotowie bym zdechł.

Przez sok pomarańczowy.

Pozdrawiam


Pani Gretchen

Mógł Pan go mieć.

Tak wiem. Jeszcze ze szkoły pomaturalnej, gdzie uciekłem w obawie przed armią.

Ale nie miałem, bo później próbę wysiłkową robiłem. To histeria na szczęście.

A do doktora to szybciej w tej mojej histerii dotarłem niż by pogotowanie miało dojechać. Czyli, jak to mawiał pewien jegomość, co to spadał z wieżowca, do pewnego momentu szlo dobrze. Tylko epilog był taki sobie.

pozdrawiam z wdzięcznością z wykazaną troskę


Panie Yayco

ja wiem że nie ma z czego ale mnie się to tylko z tym skojarzyło

pozdrawiam prosząc o wybaczenie

prezes,traktor,redaktor


Panie Arturze

No to całe szczęście, a nawet dwa. Pierwsze, że to nie był zawał, a drugie, że Pan jednak sprawdził after .

I niech się Pan słucha pracownika Publicznej Służby: pogotowie ze zgłoszeniem zawału. Sam Pan widzi, że dotarł Pan szybko uzyskawszy nic.

Pozdrawiam Pana polecając się na przyszłość.


Panie yayco

Gorączka jak wiadomo była czegoś objawem. Reakcją na zimny sok? Coś nie bardzo chce mi się wierzyć ale się nie znam więc nie będę gadał autorytatywnie.

Tu doktor House by chyba tylko mógł pomóc, o ile by oczywiście istniał. Ale serial jest dobry i to jeden z tych dwóch, co oglądam.

pozdrawiam bez zaufania do zimnego soku


Panie Arturze,

muszę się przyzna, że dla mnie to żadna różnica, czego to były objawy.

Ja się na tym nie znam.

I nie muszę.

Pozdrawiam


Pani Gretchen

Będę pamiętał tylko, że ja obok szpitala mieszkam. Położniczego ale zawsze. Szybciej tam będę na piechotę niż dojadą ze Śródmieścia.

Miałem zapytać Pani Gretchen.

Jak tam egzekucja?

Egzekucja praw oczywiście. Autorskich majątkowych.


Panie Arturze,

Pan taki nieuważny ostatnio…

Majątkowe, to zgodnie z zeznaniem, pani Gretchen nie przysługują.

Zostały jej jedynie osobiste,.

Pozdrawiam


Panie yayco

muszę się przyzna, że dla mnie to żadna różnica, czego to były objawy.

Możliwe. Ale proszę mi wierzyć na słowo, bo pisać mi o tym nie bardzo wypada, lepiej wiedzieć.

pozdrawiam


Panie Arturze

No nie wytrzymię...

W szpitalu położniczym to właśnie Pana odeślą. To jest właśnie choroba tego systemu.

I jeszcze jedno. Przy podejrzeniu choćby zawału nie można łazić no to gdzie Pan polazł. Jak słowo daję, nie wytrzymię.

Egzekucja odbędzie się w poniedziałek (jej rozmiary nie są dokładnie do przewidzenia) gdyż musiałam dzisiaj sobie nowy paszport załatwić, a i Pan Yayco mnie w te Muppety wciągnął.

Tak mnie to rozśmieszyło, że nie byłabym w stanie być należycie poważna i stanowcza.

Zatem zaraportuję w poniedziałek.

Pozdrawiam Pana nalegając nieustająco


Pani Gretchen

No dobrze, dobrze nie będę łaził bo nie będę miał zawału. O.

Co do egzekucyji to w istocie na wesoło nie bardzo da się przeprowadzić, ja w każdym razie, wesołego komornika to nigdzie nie widziałem, więc słusznie Pani uczyniła, egzekucję do poniedziałku odraczając.

pozdrawiam wykonawczo


Panie Arturze,

ja od tego mam lekarzy.

Pozdrawiam


Panie yayco

ja od tego mam lekarzy.

Tkwi Pan w błędzie. Wcale Pan nie ma.

Mówiąc poważnie, największym koszmarem w obyczajach polskiej służby zdrowia jest brak informacji. Obyczajach właśnie, bo prawo pacjenta i jego najbliższych do informacji jest nawet wpisane w specjalną ustawę. A jakże – o prawach pacjenta albo coś...

Tylko jak Pan doskonale wie, w ustawy to sobie można różne rzeczy wpisać i co z tego?

A jakże często nie zna Pan nawet diagnozy, której nie można nawet zweryfikować u innego źródła. O terapii już nie mówię. podobnie jak o fałszowanej w razie potrzeby dokumentacji medycznej czy blokowaniu dostępu do niej, ale dalej już o tym gadać nie będę bo to nie wszystkich te uwagi dotyczą i w żaden sposób nie mam zamiaru generalizować

Dlatego wiedzieć jest lepiej.

pozdrawiam upierając się przy swoim


Panie Arturze

Z pewnością nie będzie Pan miał, ale niech Pan tylko sobie to zatrzyma w kąciku jakimś, pełnym pajęczyn.

Wesołego komornika też nie widziałam, ale uczciwie mówię, że nie widziałam ich zbyt wielu.

Nastawię się poważnie w ten poniedziałek. Głosem mówić będę stanowczym choć opanowanym, a treść mej wypowiedzi rzeczowa będzie nadzwyczaj.

Pozdrawiam Pana, nastawiając się już dziś.


To i ja się uprę

Nie ma objawów bez przyczyn.

Nie ma i już.

Jakaś diagnoza musiała być faktycznie. Chyba, że wpisali reakcja na sok pomarańczowy , ale wątpię jakoś.

Ta historia jest dość wstrząsająca muszę przyznać.

Pozrdrawiam obu Panów.


Pani Gretchen

Dziękuje za pozdrowienia, ja także Panią pozdrawiam i kciuki trzymam egzekucyjnie.


Panie Arturze

Nie ma za co dziękować.

Opowiem co i jak.

Spokoju przez najbliższe dni życzę Panu.


Panie Arturze,

ja nie korzystam z usług służby zdrowia.

Ja mam od tego lekarzy.

Pozdrawiam


Panie Yayco

Pan to teraz już opowiada naprawdę.

Ale gratuluję pierwszego setnego komentarza w mojej blogowej historii :)


Ja nic nie opowiadam

ja nie mam kontaktów ze służbą zdrowia.

I mam zamiar taki stan podtrzymywać.

Ale już nie będę tymi historiami Państwa jasnej perspektywy zanieczyszczał.

Dobranoc


Panie Yayco

to Pan czy generator komentarzy?

:)))

prezes,traktor,redaktor


Panie Maxie,

a jak mam odpowiadać, skoro moim rozmówcom wystarcza proste niedopuszczanie do głowy myśli, że piszę prawdę?

Pozdrowienia


Panie Yayco

żartuję nocnie

a prywatnie to powiem tyle,

nie korzystam z usług:)

prezes,traktor,redaktor


Panie yayco

Ależ wiemy, wiemy Panie yayco.

Od tego ma Pan lekarzy.

pozdrawiam światecznie


Subskrybuj zawartość