“Coś za uszami” może np. oznaczać sprawozdanie (pisemne) po powrocie z wakacji za granicą, które “urzędnik” kazał (czy jak niektorzy wolą, poprosił) napisać od ręki, przy oddawaniu paszportu. Gdzie pani była, czy widziała pani coś co mogłoby nas zainteresować, a u kogo się pani zatrzymała, itp. Pisze pół kartki na odczepnego, bez żadnych informacji…
15 lat później ta sama osoba jest jedną najlepszych redaktorek prasy niezależnej, przez jej ręce przechodzi mnóstwo materiałów za które ubecja dałaby wiele…
Mija jeszcze 15 lat i okazuje się, że ta odważna kobieta jest zajadłym przeciwnikiem lustracji. Boi się, że tamto “sprawozdanie” w jakiś sposób ją skompromituje.
Inny przykład.
Ubole wzywają studenta na rozmowę. Do kawiarni. Wiemy o panu wszystko – słyszy na powitanie. Potem pada propozycja. Student odmawia, ale podpisuje kwit, że zachowa rozmowę w tajemnicy.
W stanie wojennym działa w strukturach “S”, jest odważny i aktywny.
Gdy nadchodzi czas lustracji, jest przeciwny. Boi się, że ci, co “wiedzą wszystko” zanotowali w jego aktach epizod romansu z żoną swojego profesora.
Generalnie, wydaje mi się, że takich ludzi jest sporo. I chyba jestem w stanie ich zrozumieć, a także ocenić wyżej od tych najgłośniej domagających się prawdy, którzy sami w ramach walki z komuną zajmowali się głównie organizowaniem sobie dodatkowych kartek na benzynę, słodycze, czy gorzałę.
Wszystko wskazuje na to, że jest też grupa ludzi, którzy kiedyś rzeczywiście podpisali współpracę, ale w godzinie próby wykazali się odwagą i bezkompromisową postawą. Oni też nie chcą lustracji i nie umieją zrozumieć, że dobrowolne ujawnienie przeszłości przyniosłoby im więcej pożytku niż szkody.
Koledzy Boniego z podziemia do dziś są gotowi ręczyć za niego głową...
To tyle, na gorąco. Jeżeli otworzysz dyskusję na ten temat u siebie – jestem do dyspozycji.
Aniu,
“Coś za uszami” może np. oznaczać sprawozdanie (pisemne) po powrocie z wakacji za granicą, które “urzędnik” kazał (czy jak niektorzy wolą, poprosił) napisać od ręki, przy oddawaniu paszportu. Gdzie pani była, czy widziała pani coś co mogłoby nas zainteresować, a u kogo się pani zatrzymała, itp. Pisze pół kartki na odczepnego, bez żadnych informacji…
15 lat później ta sama osoba jest jedną najlepszych redaktorek prasy niezależnej, przez jej ręce przechodzi mnóstwo materiałów za które ubecja dałaby wiele…
Mija jeszcze 15 lat i okazuje się, że ta odważna kobieta jest zajadłym przeciwnikiem lustracji. Boi się, że tamto “sprawozdanie” w jakiś sposób ją skompromituje.
Inny przykład.
Ubole wzywają studenta na rozmowę. Do kawiarni. Wiemy o panu wszystko – słyszy na powitanie. Potem pada propozycja. Student odmawia, ale podpisuje kwit, że zachowa rozmowę w tajemnicy.
W stanie wojennym działa w strukturach “S”, jest odważny i aktywny.
Gdy nadchodzi czas lustracji, jest przeciwny. Boi się, że ci, co “wiedzą wszystko” zanotowali w jego aktach epizod romansu z żoną swojego profesora.
Generalnie, wydaje mi się, że takich ludzi jest sporo. I chyba jestem w stanie ich zrozumieć, a także ocenić wyżej od tych najgłośniej domagających się prawdy, którzy sami w ramach walki z komuną zajmowali się głównie organizowaniem sobie dodatkowych kartek na benzynę, słodycze, czy gorzałę.
Wszystko wskazuje na to, że jest też grupa ludzi, którzy kiedyś rzeczywiście podpisali współpracę, ale w godzinie próby wykazali się odwagą i bezkompromisową postawą. Oni też nie chcą lustracji i nie umieją zrozumieć, że dobrowolne ujawnienie przeszłości przyniosłoby im więcej pożytku niż szkody.
Koledzy Boniego z podziemia do dziś są gotowi ręczyć za niego głową...
To tyle, na gorąco. Jeżeli otworzysz dyskusję na ten temat u siebie – jestem do dyspozycji.
Pozdrawiam,
merlot -- 24.11.2008 - 14:01