O tym, że trudno oprzeć sie personifikacji i uporczywości myśli, jaki to jednak w realu jest człowiek za maską awatara przekonałem się choćby na własnym przykładzie – właśnie w odniesieniu do Pana. Prawdę mówiąć, miałem zawsze wewnętrzne przekonanie (co nie znaczy że w jakikolwiek sposób związane z rzeczywistością), że to Pan N jest, że tak to ujmę, “bardziej prawdziwy”.
Nieuzasadnione, czysto intuicyjne.
W tym zakresie zgadzam się z Panem: jest tylu Panów Y, ilu jest czytelników Pańskich postów. Jest Pan zasadniczo na drugim końcu skali niż np Grzes – moim zdaniem niezwykle homogenicznie (co nie znaczy ze jednowymiarowo czy prosto) i realistycznie oceniana w społecznosci txt postać (mam wrażenie, że większość, w tym ja sam, oceniamy że Grześ jest prawdziwym Grzesiem) – a przecież to także awatar. Paradoksalnie – Grzesiowi wobec powyższego “można” niejako mniej – gdyby nagle zaczał pisać negatywnie o Michniku, nikt by w to nie uwierzył.
Dosć zabawne jest również coś innego – paru Konfederatów nacięło się jednak na próbie definiowania drugiego “ja” w społeczności. Wykreowany awatar Konfederata tak się przyjął, że próba jego zmiany, czasem w formie dualizowania postaci, wywoływała zwyczajny opór i odrzucenie. W sumie problem ma wobec tego piszący, że uszył sobie na starcie garnitur, który go teraz gniecie.
I w tym miejscu trochę bym z Panem polemizował co do możliwości poważnej zmiany człowieka – ja raczej skłaniam się ku twierdzeniu, że ludzie podlegają zmianom o charakterze ewolucyjnym, a nie opartym na przeciwieństwach. Ale to w sumie także jest kwestia indywidualna, więc kruszenie kopii nie ma sensu.
Niemniej jednak, kończy się tym, że “co wolno wojewodzie, to nie tobie kasztelanie”. Znaczy się: Pan Y mógł być zupełnie inny niz Pan N – nikomu to w żaden sposób nie przeszkadzało. Inni tyle szczęścia nie mieli. Pewnie ktoś mądry mógłby na ten teamt napisać jakąś pracę, kto wie – może nawet zrobić doktorat z psychologii siecii… ;-).
Co do kwestii wieku i więzi społecznych, to cieszę się, że skierował Pan to właśnie w tym kierunku. Siedząc przy niskim stole w cieniu drzewa i popijając obowiązkową zieloną herbatę, próbując w łamanym rosyjskim nawiązać kontakt z życzliwymi gospodarzami miałem nieoparte wrażenie, że niezwykle silnie wiążace ich więzi czynią tą społeczność praktycznie niezniszczalną.
Uporczywie po łbie kołatała mi się myśl, że dla tych ludzi nie jest ważne kto rządzi, ani co dzieje sie na giełdzie w USA czy w Rosji. Państwo było im obojętne, bowiem mieli siebie. Nie obowiązywał ich system emerytalny, bo pewną opiekę zapewniały im dzieci i sąsiedzi. Miałem pradopodobnie przy sobie więcej pieniędzy, niż oni zarabiają w rok, a jednak biło od nich takie poczucie bezpieczeństwa i siły, że to ja czułem sie wręcz pozbawiony czegoś, ubogi. Pewnie po parunastu dniach przebywania w naszej kulturze to uczucie mi przejdzie, ale w tamtych chwilach, słuchając jak mówią że to dzieci są ich największym skarbem, trudno bylo się z tym nie zgadzać. Gdy wspominali, że ich życie jest ciężkie – a jest w sposób dla nas niepojmowalny – to nie było to narzekanie, tylko stwierdzanie prawdy.
I jeszcze jedno – oni sie do ludzi uśmiechają. Żartują z siebie, są złośliwi – ale to wszystko jest podszyte serdecznością. Jak to pare razy słyszelismy – nie potrzeba sie spierać. I choć nie da się wyzbyć oceny tej społeczności jako “poczciwej”, to faktycznie człowiekowi włączało się pozytywne myślenie.
Znowu gdzieś krążąc wokoło tematu, biorę się w karby i już Pana od roboty nie odrywam… Pozwolę sobie tylko na stwierdzenie, że faktycznie Pańska odpowiedz powinna być osobną notką.
Panie Y
O tym, że trudno oprzeć sie personifikacji i uporczywości myśli, jaki to jednak w realu jest człowiek za maską awatara przekonałem się choćby na własnym przykładzie – właśnie w odniesieniu do Pana. Prawdę mówiąć, miałem zawsze wewnętrzne przekonanie (co nie znaczy że w jakikolwiek sposób związane z rzeczywistością), że to Pan N jest, że tak to ujmę, “bardziej prawdziwy”.
Nieuzasadnione, czysto intuicyjne.
W tym zakresie zgadzam się z Panem: jest tylu Panów Y, ilu jest czytelników Pańskich postów. Jest Pan zasadniczo na drugim końcu skali niż np Grzes – moim zdaniem niezwykle homogenicznie (co nie znaczy ze jednowymiarowo czy prosto) i realistycznie oceniana w społecznosci txt postać (mam wrażenie, że większość, w tym ja sam, oceniamy że Grześ jest prawdziwym Grzesiem) – a przecież to także awatar. Paradoksalnie – Grzesiowi wobec powyższego “można” niejako mniej – gdyby nagle zaczał pisać negatywnie o Michniku, nikt by w to nie uwierzył.
Dosć zabawne jest również coś innego – paru Konfederatów nacięło się jednak na próbie definiowania drugiego “ja” w społeczności. Wykreowany awatar Konfederata tak się przyjął, że próba jego zmiany, czasem w formie dualizowania postaci, wywoływała zwyczajny opór i odrzucenie. W sumie problem ma wobec tego piszący, że uszył sobie na starcie garnitur, który go teraz gniecie.
I w tym miejscu trochę bym z Panem polemizował co do możliwości poważnej zmiany człowieka – ja raczej skłaniam się ku twierdzeniu, że ludzie podlegają zmianom o charakterze ewolucyjnym, a nie opartym na przeciwieństwach. Ale to w sumie także jest kwestia indywidualna, więc kruszenie kopii nie ma sensu.
Niemniej jednak, kończy się tym, że “co wolno wojewodzie, to nie tobie kasztelanie”. Znaczy się: Pan Y mógł być zupełnie inny niz Pan N – nikomu to w żaden sposób nie przeszkadzało. Inni tyle szczęścia nie mieli. Pewnie ktoś mądry mógłby na ten teamt napisać jakąś pracę, kto wie – może nawet zrobić doktorat z psychologii siecii… ;-).
Co do kwestii wieku i więzi społecznych, to cieszę się, że skierował Pan to właśnie w tym kierunku. Siedząc przy niskim stole w cieniu drzewa i popijając obowiązkową zieloną herbatę, próbując w łamanym rosyjskim nawiązać kontakt z życzliwymi gospodarzami miałem nieoparte wrażenie, że niezwykle silnie wiążace ich więzi czynią tą społeczność praktycznie niezniszczalną.
Uporczywie po łbie kołatała mi się myśl, że dla tych ludzi nie jest ważne kto rządzi, ani co dzieje sie na giełdzie w USA czy w Rosji. Państwo było im obojętne, bowiem mieli siebie. Nie obowiązywał ich system emerytalny, bo pewną opiekę zapewniały im dzieci i sąsiedzi. Miałem pradopodobnie przy sobie więcej pieniędzy, niż oni zarabiają w rok, a jednak biło od nich takie poczucie bezpieczeństwa i siły, że to ja czułem sie wręcz pozbawiony czegoś, ubogi. Pewnie po parunastu dniach przebywania w naszej kulturze to uczucie mi przejdzie, ale w tamtych chwilach, słuchając jak mówią że to dzieci są ich największym skarbem, trudno bylo się z tym nie zgadzać. Gdy wspominali, że ich życie jest ciężkie – a jest w sposób dla nas niepojmowalny – to nie było to narzekanie, tylko stwierdzanie prawdy.
I jeszcze jedno – oni sie do ludzi uśmiechają. Żartują z siebie, są złośliwi – ale to wszystko jest podszyte serdecznością. Jak to pare razy słyszelismy – nie potrzeba sie spierać. I choć nie da się wyzbyć oceny tej społeczności jako “poczciwej”, to faktycznie człowiekowi włączało się pozytywne myślenie.
Znowu gdzieś krążąc wokoło tematu, biorę się w karby i już Pana od roboty nie odrywam… Pozwolę sobie tylko na stwierdzenie, że faktycznie Pańska odpowiedz powinna być osobną notką.
Griszeq -- 24.09.2008 - 13:29