Ja myślę, że jakby tak uczciwie przyjrzeć się gospodarce Francji czy Brytanii (w której powszechnie wozi się ciuchy do pralni, zamiast prać we własnej pralce, o ile wiem) to wyszłoby na moje.
Wiemy jeszcze ze szkół, że te gospodarki kręcą się na usługach, nie na produkcji.
Co jest słusznie i naukowo.
A te usługi, to w niemałej części to, co u nas robimy sami, lub w ramach pomocy rodzinnej i sąsiedzkiej.
Bo jak mam kłopoty z komputerem, nie wzywam fachowca (cena usługi + VAT), tylko tatę – informatyka. Jak trzeba naprawić kontakt, nie wzywam fachowca (+VAT), tylko robię sam, albo wołam szwagra (on po elektryku jest, choć pracuje w innej branży), meble na wieś przewiozę pożyczonym od kumpla kombi, a nie zapłacę fachowej firmie (+VAT). Obiad robi mi co dzień żona, nie jem jak każdy człowiek zachodni na mieście (+VAT).
To wszystko jest praca. Praca, która funkcjonuje na warunkach prekapitalistycznych. Wymiana barterowa, opłaty w naturze, czy jakaś inna współpraca w ramach klanu czy gromady. Jak zwał tak zwał.
Przez to całe sektory usług znikają z naszej gospodarki. Nie ma ich w PKB, nie wzbogacają budżetu państwa.
Rzecz jasna, to nie dotyczy tylko archaicznych relacji międzyludzkich.
Przecież kupując używane ubranka dziecięce na allegro, również unikam oficjalnej, opodatkowanej usługi typu “lumpex” (jaka miła nazwa, swoją drogą).
I dlatego coraz częściej się mówi o opodatkowaniu (i zapewne oskładkowaniu) sprzedaży, także drobnej, na serwisach aukcyjnych.
Gdy w ramach pomocy sąsiedzkiej ja sąsiadowi strzygę trawnik, a on myje mi samochód, z punktu widzenia fiskusa, tworzymy szarą strefę, świadcząc usługi bez obowiązkowych podatków i składek. To samo, gdy wymieniam się usługami z żoną.
Powiedzmy, że utrzymując żonę, poniekąd “płacę” jej za usługi świadczone w domu. Toż ja ją zatrudniam na czarno! Ani ZUS, ani VAT, ani kodeks pracy… Granda!
Nasi władcy z pewnością prędzej czy później się tym zajmą.
Mili Państwo, kontytnuuję swoje
Ja myślę, że jakby tak uczciwie przyjrzeć się gospodarce Francji czy Brytanii (w której powszechnie wozi się ciuchy do pralni, zamiast prać we własnej pralce, o ile wiem) to wyszłoby na moje.
Wiemy jeszcze ze szkół, że te gospodarki kręcą się na usługach, nie na produkcji.
Co jest słusznie i naukowo.
A te usługi, to w niemałej części to, co u nas robimy sami, lub w ramach pomocy rodzinnej i sąsiedzkiej.
Bo jak mam kłopoty z komputerem, nie wzywam fachowca (cena usługi + VAT), tylko tatę – informatyka. Jak trzeba naprawić kontakt, nie wzywam fachowca (+VAT), tylko robię sam, albo wołam szwagra (on po elektryku jest, choć pracuje w innej branży), meble na wieś przewiozę pożyczonym od kumpla kombi, a nie zapłacę fachowej firmie (+VAT). Obiad robi mi co dzień żona, nie jem jak każdy człowiek zachodni na mieście (+VAT).
To wszystko jest praca. Praca, która funkcjonuje na warunkach prekapitalistycznych. Wymiana barterowa, opłaty w naturze, czy jakaś inna współpraca w ramach klanu czy gromady. Jak zwał tak zwał.
Przez to całe sektory usług znikają z naszej gospodarki. Nie ma ich w PKB, nie wzbogacają budżetu państwa.
Rzecz jasna, to nie dotyczy tylko archaicznych relacji międzyludzkich.
Przecież kupując używane ubranka dziecięce na allegro, również unikam oficjalnej, opodatkowanej usługi typu “lumpex” (jaka miła nazwa, swoją drogą).
I dlatego coraz częściej się mówi o opodatkowaniu (i zapewne oskładkowaniu) sprzedaży, także drobnej, na serwisach aukcyjnych.
Gdy w ramach pomocy sąsiedzkiej ja sąsiadowi strzygę trawnik, a on myje mi samochód, z punktu widzenia fiskusa, tworzymy szarą strefę, świadcząc usługi bez obowiązkowych podatków i składek. To samo, gdy wymieniam się usługami z żoną.
Powiedzmy, że utrzymując żonę, poniekąd “płacę” jej za usługi świadczone w domu. Toż ja ją zatrudniam na czarno! Ani ZUS, ani VAT, ani kodeks pracy… Granda!
Nasi władcy z pewnością prędzej czy później się tym zajmą.
odys -- 13.03.2009 - 13:51