Czy ja wiem? Ta niemoc oczywiście nie jest ogólna, w sensie, że jakaś bezosobowa. Zawsze sprowadza się do niemocy u konkretnych ludzi.
To jednak IMHO wcale nie oznacza, że nie wolno mówić o niej jako o przypadłości społecznej, skoro rzecz dotyczy kondycji społeczeństwa, manifestującej się całkiem fizycznie poprzez takie fakty jak nieobecność “instynktu obywatelskiego” czy też skłonność do tworzenia “brzydoty bez ducha” w architekturze.
Oczywiście tu nie chodzi o jakieś oderwane od rzeczywistości porównania (pisał o tym niedawno Pan Yayco, przy okazji omawiania zasadniczych różnic w fundamentach tradycji życia społecznego w USA i w Polsce, które to różnice czynią porównania bezprzedmiotowymi).
Tych, którzy się wkurzają nie tylko werbalnie, jest chyba zawsze mniejszość. Chodzi pewnie o to, żeby to była mniejszość o wystarczającej sile przebicia, by zainicjować realne zmiany.
Tych, którzy wkurzają się tylko werbalnie, jest oczywiście zawsze wielu, bo to wkurzanie się jest nie tylko bezkosztowe, ale w dodatku terapeutyczne. Ludzie lubią dać sobie “upust”. I na tym zakończyć. Wspominałem o tym niedawno u Pana Lorenzo i w tekście o przyszłości TXT. Terapia, w tym grupowa, to jest coś, co jest u wielu uczestników blogosfery celem samym w sobie. Nie widzę w tym nic złego zresztą. Problemy powstają natomiast wtedy, gdy spotyka się człowiek zorientowany na terapię z człowiekiem zorientowanym obywatelsko, któremu na czymś pozytywnym, poza swoim samopoczuciem, zależy.
Gdy dodać do tego zawodowych i amatorskich propagandzistów, sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, bo narasta dezorientacja i frustracja uczestników.
Zupełnie podobnie jest z życiem publicznym.
Zawsze będą tacy, których stać najwyżej na bunt werbalny. Zawsze bedą tacy, którzy wybiorą ciepłe kapcie niż ryzyko oberwania pałką od zomowca.
I zawsze będą tacy, którzy nie tylko zachowają zdrowy kręgosłup moralny, nie tylko znajdą w sobie dość odwagi, by otworzyć okno i krzyknąć na całe gardło “dosyć tego!”, ale też będzie im się chciało codziennie tworzyć swój kraj także wtedy, gdy już nie będzie potrzeby iść z kamieniami na ZOMO.
Na tym polu, tego działania ze zmysłem obywatelskim w czasach pokoju, mamy nieprawdopodobne braki. Dlatego właśnie dowolna kreatura jest w stanie zajść wysoko w polityce i samorządach. Kreatury nieomylnie wyczuwają naszą niemoc i korzystają z niej. Tak długo, jak długo na to przyzwalamy.
Pani Ustronno
(czy ja dobrze odmieniam? wolę zapytać)
Czy ja wiem? Ta niemoc oczywiście nie jest ogólna, w sensie, że jakaś bezosobowa. Zawsze sprowadza się do niemocy u konkretnych ludzi.
To jednak IMHO wcale nie oznacza, że nie wolno mówić o niej jako o przypadłości społecznej, skoro rzecz dotyczy kondycji społeczeństwa, manifestującej się całkiem fizycznie poprzez takie fakty jak nieobecność “instynktu obywatelskiego” czy też skłonność do tworzenia “brzydoty bez ducha” w architekturze.
Oczywiście tu nie chodzi o jakieś oderwane od rzeczywistości porównania (pisał o tym niedawno Pan Yayco, przy okazji omawiania zasadniczych różnic w fundamentach tradycji życia społecznego w USA i w Polsce, które to różnice czynią porównania bezprzedmiotowymi).
Tych, którzy się wkurzają nie tylko werbalnie, jest chyba zawsze mniejszość. Chodzi pewnie o to, żeby to była mniejszość o wystarczającej sile przebicia, by zainicjować realne zmiany.
Tych, którzy wkurzają się tylko werbalnie, jest oczywiście zawsze wielu, bo to wkurzanie się jest nie tylko bezkosztowe, ale w dodatku terapeutyczne. Ludzie lubią dać sobie “upust”. I na tym zakończyć. Wspominałem o tym niedawno u Pana Lorenzo i w tekście o przyszłości TXT. Terapia, w tym grupowa, to jest coś, co jest u wielu uczestników blogosfery celem samym w sobie. Nie widzę w tym nic złego zresztą. Problemy powstają natomiast wtedy, gdy spotyka się człowiek zorientowany na terapię z człowiekiem zorientowanym obywatelsko, któremu na czymś pozytywnym, poza swoim samopoczuciem, zależy.
Gdy dodać do tego zawodowych i amatorskich propagandzistów, sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, bo narasta dezorientacja i frustracja uczestników.
Zupełnie podobnie jest z życiem publicznym.
Zawsze będą tacy, których stać najwyżej na bunt werbalny. Zawsze bedą tacy, którzy wybiorą ciepłe kapcie niż ryzyko oberwania pałką od zomowca.
I zawsze będą tacy, którzy nie tylko zachowają zdrowy kręgosłup moralny, nie tylko znajdą w sobie dość odwagi, by otworzyć okno i krzyknąć na całe gardło “dosyć tego!”, ale też będzie im się chciało codziennie tworzyć swój kraj także wtedy, gdy już nie będzie potrzeby iść z kamieniami na ZOMO.
Na tym polu, tego działania ze zmysłem obywatelskim w czasach pokoju, mamy nieprawdopodobne braki. Dlatego właśnie dowolna kreatura jest w stanie zajść wysoko w polityce i samorządach. Kreatury nieomylnie wyczuwają naszą niemoc i korzystają z niej. Tak długo, jak długo na to przyzwalamy.
s e r g i u s z -- 25.03.2008 - 20:06