pochlebiam sobie, że wolny jestem od wszelakich lewicowych chiliazmów i społecznych pseudo mesjanizmów.
Zawsze jest jakaś podkultura (zwykle nie jedna), charakteryzująca się inną strukturą potrzeb i inną strukturą spożycia. Można się oburzać na abnegację kulturalną gminu, można się wzdragać na samą myśl o gustach kulturowych nowoczesnej klasy próżniaczej. Zawsze sobie, a nie innym, wystawiamy w taki sposób świadectwo.
Co do szkoły, to ja mam to w nosie. Nie mogę się martwić wszystkim. Zwłaszcza na wiosnę.
I jeszcze dodam, że nie chce żeby wszyscy czytali to co ja i słuchali tego co ja.
Uciekanie od masowych gustów spowodowała, że będąc w bardzo już zaawansowanym wieku (bo było to zaledwie kilkanaście lat temu), uzyskałem prawo jazdy. Nie chciałem słuchać wciąż o majteczkach w kropeczki, oraz odrzucałem, jako bałamutną społeczniem tezę, że wszyscy Polacy to jedna rodzina. Było by dziwne, gdybym w odwecie kazał wszystkim słuchać jak Michael Kamen dyryguje orkiestrą z San Francisco, albo So what’s new Brubecka.
Ludzie są różni. Potrzeby się zmieniają. Proszę wybaczyć te banały, ale obawiam się, że XIX wieczny ideał powszechnej alfabetyzacji jest dzisiaj ahistoryczną mżonką.
I jeszcze jedno. Uważam, że pisanie jest głównie dla piszącego. Jeżeli czytająca publiczność nie wychwytuje aluzji i umyka jej znaczna cześć sensu, to autor nie powinien się tym przejmować. Gdybym (z całą świadomością tego, jak marnym jestem twórcą) gonił za popularnością, to pisałbym dla pieniędzy. Obawiam się, że żadnego blogowiska nie było by na mnie wtedy stać.
Pozdrawiam z wieży (z kości słoniowej)
PS Nie jestem wielkim znawcą literatury niemieckojęzycznej, ale przeżyłem kiedyś okres fascynacji literaturą szwajcarską. Zauważyłem, ostatnio, że jakieś wydawnictwo wznawia Max Frischa. A zatem ktoś to nadal czyta. Bez żadnych kanonów i propagandy.
Panie Lorenzo,
pochlebiam sobie, że wolny jestem od wszelakich lewicowych chiliazmów i społecznych pseudo mesjanizmów.
Zawsze jest jakaś podkultura (zwykle nie jedna), charakteryzująca się inną strukturą potrzeb i inną strukturą spożycia. Można się oburzać na abnegację kulturalną gminu, można się wzdragać na samą myśl o gustach kulturowych nowoczesnej klasy próżniaczej. Zawsze sobie, a nie innym, wystawiamy w taki sposób świadectwo.
Co do szkoły, to ja mam to w nosie. Nie mogę się martwić wszystkim. Zwłaszcza na wiosnę.
I jeszcze dodam, że nie chce żeby wszyscy czytali to co ja i słuchali tego co ja.
Uciekanie od masowych gustów spowodowała, że będąc w bardzo już zaawansowanym wieku (bo było to zaledwie kilkanaście lat temu), uzyskałem prawo jazdy. Nie chciałem słuchać wciąż o majteczkach w kropeczki, oraz odrzucałem, jako bałamutną społeczniem tezę, że wszyscy Polacy to jedna rodzina. Było by dziwne, gdybym w odwecie kazał wszystkim słuchać jak Michael Kamen dyryguje orkiestrą z San Francisco, albo So what’s new Brubecka.
Ludzie są różni. Potrzeby się zmieniają. Proszę wybaczyć te banały, ale obawiam się, że XIX wieczny ideał powszechnej alfabetyzacji jest dzisiaj ahistoryczną mżonką.
I jeszcze jedno. Uważam, że pisanie jest głównie dla piszącego. Jeżeli czytająca publiczność nie wychwytuje aluzji i umyka jej znaczna cześć sensu, to autor nie powinien się tym przejmować. Gdybym (z całą świadomością tego, jak marnym jestem twórcą) gonił za popularnością, to pisałbym dla pieniędzy. Obawiam się, że żadnego blogowiska nie było by na mnie wtedy stać.
Pozdrawiam z wieży (z kości słoniowej)
PS Nie jestem wielkim znawcą literatury niemieckojęzycznej, ale przeżyłem kiedyś okres fascynacji literaturą szwajcarską. Zauważyłem, ostatnio, że jakieś wydawnictwo wznawia Max Frischa. A zatem ktoś to nadal czyta. Bez żadnych kanonów i propagandy.
yayco -- 11.04.2008 - 07:38