Yayco – nie straszę McDonaldem. Umiem nawet akceptować paniienki, które tak chętnie w nim bywają, chichocząc w autobusach PKS, kiedy jadą na taką wyprawę do nieodległego miasta. W obowiązkowych białych kurteczkach kończących się nad grubo nad talią(określenie “grubo” jest tu zupełnie na miejscu, bo dotyczy owej talii, wylewającej się w postaci wałków przypieczonych w solarium nad spodniami trzymającymi się na biodrach; szczytem elegancji jest niby to przez nieuwagę wymykający się ponad pasek nabijanych “brylantami” dżinsów – paseczek stringów) wyglądają jak karne wojsko miłośniczek Dody i innych gatunków ptaszków.
Dziecku lektury podsuwałam – dyskretnie. Zamiast Andersena wpoiłam miłość do Kubusia Puchatka. I to był dobry drogowskaz. Żarcie w fastfoodach uważa za paskudne, a do teatru idzie z własnej woli. Jeśli zapomnę mu powiedzieć o jakimś dostępnym akurat wernisażu – ma dzikie pretensje. Widzę zresztą na różnych wernisażach, że wielu ludzi przyprowadza dzieciaki. Jasne, że nie po to, żeby oceniły wystawę – ale zetkną się ze sztuką – i kiedyś przyjdą, bo zechcą. Same. To one będą elitą, nie dodopodobne tipsowe dziewczynki. Żadne dziecko nie m u s i mieć urodzin w McDonaldzie – to piramidalna bzdura.
Nota bene – widziałam w pobliżu centrum Paryża jedną z restauracji tej sieci, którą właśnie zamykano – jako nieopłacalną, jak się dowiedziałam. Brytyjski rząd przeznaczył masę funtów na program walki z otyłością wyspiarzy, spowodowaną błędami dietetycznymi. Można? Można. W programie przewidziano m.in. informowanie ludzi o skutkach żywienia się czipsami, jadania w popularnych sieciach porcjujących paszę itd.
Yayco – nie straszę
Yayco – nie straszę McDonaldem. Umiem nawet akceptować paniienki, które tak chętnie w nim bywają, chichocząc w autobusach PKS, kiedy jadą na taką wyprawę do nieodległego miasta. W obowiązkowych białych kurteczkach kończących się nad grubo nad talią(określenie “grubo” jest tu zupełnie na miejscu, bo dotyczy owej talii, wylewającej się w postaci wałków przypieczonych w solarium nad spodniami trzymającymi się na biodrach; szczytem elegancji jest niby to przez nieuwagę wymykający się ponad pasek nabijanych “brylantami” dżinsów – paseczek stringów) wyglądają jak karne wojsko miłośniczek Dody i innych gatunków ptaszków.
Dziecku lektury podsuwałam – dyskretnie. Zamiast Andersena wpoiłam miłość do Kubusia Puchatka. I to był dobry drogowskaz. Żarcie w fastfoodach uważa za paskudne, a do teatru idzie z własnej woli. Jeśli zapomnę mu powiedzieć o jakimś dostępnym akurat wernisażu – ma dzikie pretensje. Widzę zresztą na różnych wernisażach, że wielu ludzi przyprowadza dzieciaki. Jasne, że nie po to, żeby oceniły wystawę – ale zetkną się ze sztuką – i kiedyś przyjdą, bo zechcą. Same. To one będą elitą, nie dodopodobne tipsowe dziewczynki. Żadne dziecko nie m u s i mieć urodzin w McDonaldzie – to piramidalna bzdura.
Nota bene – widziałam w pobliżu centrum Paryża jedną z restauracji tej sieci, którą właśnie zamykano – jako nieopłacalną, jak się dowiedziałam. Brytyjski rząd przeznaczył masę funtów na program walki z otyłością wyspiarzy, spowodowaną błędami dietetycznymi. Można? Można. W programie przewidziano m.in. informowanie ludzi o skutkach żywienia się czipsami, jadania w popularnych sieciach porcjujących paszę itd.
http://defendo.wordpress.com/
defendo -- 10.04.2008 - 20:10