Przeczytałem jeszcze raz Pana tekst. Przypomniało mi się pewne zdarzenie, którego byłem świadkiem, a które… no, właśnie – jakoś mi się z tekstem kojarzy. Mam intuicję, że pasuje.
Kilka lat temu, w mojej obecności, toczyła się rozmowa o odejściu Piotra Wierzbickiego z “Gazety Polskiej” i jego “transferze” do “Wyborczej”. Wierzbicki napisał w GW duży tekst rozrachunkowy, w którym oskarżył Sakiewicza o przejęcie tytułu, i stwierdził m.in., że woli na stare lata wrócić do ludzi, z którymi wprawdzie nie zgadza się ideowo, przez wiele lat ich zwalczał, ale jest mu do nich bliżej cywilizacyjnie; przynajmniej się rozumieją i grają tymi samymi kartami. Jeden z moich kolegów był na Wierzbickiego oburzony, drugi – powołując się górnolotnie na znane powiedzenie – ripostował, że mimo wszystko woli z Michnikiem zgubić, niż z Sakiewiczem znaleźć; że barbarzyńca nigdy nie dogada się z Rzymianinem. Dodam, że moi koledzy uważali się za – jak to się mówi – prawicowców, do końca też się nie zgodzili w sprawie Wierzbickiego, niewątpliwie różnił ich jakiś istotny niuans.
Moim zdaniem Pana tekst jest o takim dylemacie i nie wydaje mi się, żeby moje wcześniejsze spostrzeżenie nawiązujące do mierzenia odległości ideowych było nieadekwatne. Przepraszam, że pozoruję mądrość i znowu użyję słów, ale czymś innym jest byt i powinność. Jak może Pan cokolwiek mówić o prawicowości, skoro kwestionuje Pan wagę światopoglądu (“Większość światopoglądów jest kupowana na wyprzedażach”.), skoro bagatelizuje Pan (może nawet szydzi) znaczenie idei? Co Pan w ogóle bez idei może powiedzieć, skoro krytykuje Pan jej faktyczne (życiowe) przejawy. Ona jest Panu bezwzględnie konieczna, bez niej jest Pan niemy. Pana tekst opisuje pewien rodzaj relatywizmu, i ja się z tezami nie zgadzam. Mnie jest pojęcie prawicy potrzebne; nie dewaluuję go, jestem raczej skłonny porzucić Kaczyńskich i bełkoczących znajomych.
Dzięki Pana tekstowi coraz bardziej uświadamiam sobie, że realnym problemem nie jest to, co zostało określone i nazwane (jest względnie mniejszym problemem – z mojego pkt widzenia), ale to, co meandruje i zamazuje tło. I za tę naukę dziękuję.
Uprzedzam, że nie pouczałem i nie wymuszałem zmiany opinii. Przyszedłem porozmawiać; wyraziłem pogląd. Tak jak potrafię, ze swoim temperamentem.
Do widzenia Panie Yayco, na tym kończę.
——————————————————————
referent – wolny kozak, ale dokładny
-->Yayco
Przeczytałem jeszcze raz Pana tekst. Przypomniało mi się pewne zdarzenie, którego byłem świadkiem, a które… no, właśnie – jakoś mi się z tekstem kojarzy. Mam intuicję, że pasuje.
Kilka lat temu, w mojej obecności, toczyła się rozmowa o odejściu Piotra Wierzbickiego z “Gazety Polskiej” i jego “transferze” do “Wyborczej”. Wierzbicki napisał w GW duży tekst rozrachunkowy, w którym oskarżył Sakiewicza o przejęcie tytułu, i stwierdził m.in., że woli na stare lata wrócić do ludzi, z którymi wprawdzie nie zgadza się ideowo, przez wiele lat ich zwalczał, ale jest mu do nich bliżej cywilizacyjnie; przynajmniej się rozumieją i grają tymi samymi kartami. Jeden z moich kolegów był na Wierzbickiego oburzony, drugi – powołując się górnolotnie na znane powiedzenie – ripostował, że mimo wszystko woli z Michnikiem zgubić, niż z Sakiewiczem znaleźć; że barbarzyńca nigdy nie dogada się z Rzymianinem. Dodam, że moi koledzy uważali się za – jak to się mówi – prawicowców, do końca też się nie zgodzili w sprawie Wierzbickiego, niewątpliwie różnił ich jakiś istotny niuans.
Moim zdaniem Pana tekst jest o takim dylemacie i nie wydaje mi się, żeby moje wcześniejsze spostrzeżenie nawiązujące do mierzenia odległości ideowych było nieadekwatne. Przepraszam, że pozoruję mądrość i znowu użyję słów, ale czymś innym jest byt i powinność. Jak może Pan cokolwiek mówić o prawicowości, skoro kwestionuje Pan wagę światopoglądu (“Większość światopoglądów jest kupowana na wyprzedażach”.), skoro bagatelizuje Pan (może nawet szydzi) znaczenie idei? Co Pan w ogóle bez idei może powiedzieć, skoro krytykuje Pan jej faktyczne (życiowe) przejawy. Ona jest Panu bezwzględnie konieczna, bez niej jest Pan niemy. Pana tekst opisuje pewien rodzaj relatywizmu, i ja się z tezami nie zgadzam. Mnie jest pojęcie prawicy potrzebne; nie dewaluuję go, jestem raczej skłonny porzucić Kaczyńskich i bełkoczących znajomych.
Dzięki Pana tekstowi coraz bardziej uświadamiam sobie, że realnym problemem nie jest to, co zostało określone i nazwane (jest względnie mniejszym problemem – z mojego pkt widzenia), ale to, co meandruje i zamazuje tło. I za tę naukę dziękuję.
Uprzedzam, że nie pouczałem i nie wymuszałem zmiany opinii. Przyszedłem porozmawiać; wyraziłem pogląd. Tak jak potrafię, ze swoim temperamentem.
Do widzenia Panie Yayco, na tym kończę.
——————————————————————
referent Bulzacki -- 25.11.2008 - 17:24referent – wolny kozak, ale dokładny