Wlazłem na minę z tą Republiką, bo zasadniczo większość erupejskich krajów podpisuje się przecież pod tym systemem organizacji Państwa, choć każde widzi to trochę inaczej. Nie ma wiec w praktyce możliwości wskazania “wzorca”.
Wypada mi więc wycofać sie ze stwierdzenia “prawdziwa” republika. Co też czynię.
Aby uściślić – chodziło mi o taką formę Republiki, w której następuje doktrynalne rodzielenie kościoła (jakiegokolwiek) od państwa. W takiej formie, że Państwo dba aby w przejawach jego działalności nie występowały żadne elementy religijne. Republika jako organizm NEUTRALNY światopoglądowo (w rozumieniu religii) – neutralny nie w znaczeniu: równomiernie rozłożony wyznaniowo zgodnie ze strukturą wyznaniową społeczeństwa, tylko “awyznaniowy”. Oczywiście, nie chodzi o “antywyznaniowość” Państwa, bo z tym to bym sam walczył. Jeśli coś pokręciłem albo niejasno napisąłem, to daj cynk.
Zasadniczo, najbliżej do tej formy Republiki jest chyba Francji. Hiszpania wykonuje jakieś dziwne ruchy, które nie do końca rozumiem i nie wiem dokąd prowadzą.
Z innej beczki – wracając trochę do dyskusji Twojej z Ziggim. Argument z wiara w to co uważa Einstein i z wiarą w Boskość Jezusa to jednak moim zdaniem dość typowy błąd ekwiwokacji. W sporej ilosci dyskusji dostyczących religijności pojawia się to także w postaci stwierdzenia, że ateiści “wierzą w nieistnienie Boga”. Zasadniczo, dla ateisty (nie chodzi mi o antyteistów) wszelka dyskusja o Bogu w ogóle jest pozorna. Kwestia “Wiary” w znaczeniu mistycznym dla ateisty jako taka nie istnieje. Natomiast agnostyk (choć i tu nalezałoby sie skupić na defincji – bo pojawiają się i takie, że agnostycy zachowuja teistyczną wiarę) z zasady stwierdzi równoważność (dosłownie) wiary w Jezusa, Zeusa czy Manitou i – w przeciwieństwie do co poniektórych wierzących – zadnej z tych wiar nie wyróżni, resztę wrzucając do “okultyzmu” czy czy choćby “bałwochwalstwa”. Po prostu równie nieudawadnialne jest nieistnienie/istnienie Jahwe jak i Dionizosa.
W sumie – to zgadzam sie z Twoim zdaniem, ze nawet udokumentowanie kazdej godziny życia Jezusa, łacznie z ewentualnym znalezieniem jeg gorobu i ciała, nie miałoby wpływu na samą wiarę. Wiara (mistyczna) z definicji nie wymaga żadnych dowodów.
Odysie
Wlazłem na minę z tą Republiką, bo zasadniczo większość erupejskich krajów podpisuje się przecież pod tym systemem organizacji Państwa, choć każde widzi to trochę inaczej. Nie ma wiec w praktyce możliwości wskazania “wzorca”.
Wypada mi więc wycofać sie ze stwierdzenia “prawdziwa” republika. Co też czynię.
Aby uściślić – chodziło mi o taką formę Republiki, w której następuje doktrynalne rodzielenie kościoła (jakiegokolwiek) od państwa. W takiej formie, że Państwo dba aby w przejawach jego działalności nie występowały żadne elementy religijne. Republika jako organizm NEUTRALNY światopoglądowo (w rozumieniu religii) – neutralny nie w znaczeniu: równomiernie rozłożony wyznaniowo zgodnie ze strukturą wyznaniową społeczeństwa, tylko “awyznaniowy”. Oczywiście, nie chodzi o “antywyznaniowość” Państwa, bo z tym to bym sam walczył. Jeśli coś pokręciłem albo niejasno napisąłem, to daj cynk.
Zasadniczo, najbliżej do tej formy Republiki jest chyba Francji. Hiszpania wykonuje jakieś dziwne ruchy, które nie do końca rozumiem i nie wiem dokąd prowadzą.
Z innej beczki – wracając trochę do dyskusji Twojej z Ziggim. Argument z wiara w to co uważa Einstein i z wiarą w Boskość Jezusa to jednak moim zdaniem dość typowy błąd ekwiwokacji. W sporej ilosci dyskusji dostyczących religijności pojawia się to także w postaci stwierdzenia, że ateiści “wierzą w nieistnienie Boga”. Zasadniczo, dla ateisty (nie chodzi mi o antyteistów) wszelka dyskusja o Bogu w ogóle jest pozorna. Kwestia “Wiary” w znaczeniu mistycznym dla ateisty jako taka nie istnieje. Natomiast agnostyk (choć i tu nalezałoby sie skupić na defincji – bo pojawiają się i takie, że agnostycy zachowuja teistyczną wiarę) z zasady stwierdzi równoważność (dosłownie) wiary w Jezusa, Zeusa czy Manitou i – w przeciwieństwie do co poniektórych wierzących – zadnej z tych wiar nie wyróżni, resztę wrzucając do “okultyzmu” czy czy choćby “bałwochwalstwa”. Po prostu równie nieudawadnialne jest nieistnienie/istnienie Jahwe jak i Dionizosa.
W sumie – to zgadzam sie z Twoim zdaniem, ze nawet udokumentowanie kazdej godziny życia Jezusa, łacznie z ewentualnym znalezieniem jeg gorobu i ciała, nie miałoby wpływu na samą wiarę. Wiara (mistyczna) z definicji nie wymaga żadnych dowodów.
Pozdrawiam.
Griszeq -- 19.01.2009 - 11:53