Republika
Żywię głęboką obawę, że instytucjonalny ateizm (czyli całkowita neutralność wobec wszelkich Kościołów) jest utopią i bardzo łatwo może w praktyce owocować antyteizmem (czyli jakimś szykanami wobec różnej maści wierzących).
Ateiści, agnostycy, wiara i niewiara
Moje przekomarzanie się z ZS nie było, jak sam zastrzegłem, ścisłe. Ale u jego podstaw legło podobne podejrzenie do wyżej wspomnianego w kwestii neutralnej republiki.
Rozumiem na czym polega konsekwentny ateizm. Rzecz w tym, że trudno się z nim spotkać w naturze. Trudno nie znaczy niemożliwe. Mój ojciec był takim właśnie szczerym ateistą gdy ja byłem małym dzieckiem. Do dziś pamiętam i zapewne odbija się to na mojej wierze, że na pytanie jak to jest z Bogiem, jest czy nie, odpowiedział mi bardzo serio, że można wierzyć, że jest, ale dowodów nie ma. I on nie wierzy.
Ale często ateistami mienią się ludzie podobni do opisanej w Paragrafie 22 kobity, która wściekła się na bluźniącego Yossariana, bo Bóg w którego nie wierzy nie jest głupi, zły i bezradny czy jakoś tak (z głowy czyli z niczego przytaczam). Większość ludzi określających się tym terminem, z którymi rozmawiałem, okazała się raczej (w coś) wierzącymi niż niewierzącymi. Mieli jakiś-tam wizerunek Boga (i Kościoła najczęściej), który odrzucali. I jakiś kanon na pół mistycznych uzasadnień. Ale konsekwentnymi sceptykami nie byli żadną miarą.
Agnostycyzm, z całym szacunkiem, też nie wydaje mi się być szczególnie często praktykowany.
Najłatwiej dziś o najróżniejsze mieszanki wierzeń mniej lub bardziej mistycznych, którym równie daleko do konsekwentnej wiary, co do konsekwentnej niewiary. Chyba po prostu — nieosiągalna jest konsekwencja.
Griszku
Republika
Żywię głęboką obawę, że instytucjonalny ateizm (czyli całkowita neutralność wobec wszelkich Kościołów) jest utopią i bardzo łatwo może w praktyce owocować antyteizmem (czyli jakimś szykanami wobec różnej maści wierzących).
Ateiści, agnostycy, wiara i niewiara
Moje przekomarzanie się z ZS nie było, jak sam zastrzegłem, ścisłe. Ale u jego podstaw legło podobne podejrzenie do wyżej wspomnianego w kwestii neutralnej republiki.
Rozumiem na czym polega konsekwentny ateizm. Rzecz w tym, że trudno się z nim spotkać w naturze. Trudno nie znaczy niemożliwe. Mój ojciec był takim właśnie szczerym ateistą gdy ja byłem małym dzieckiem. Do dziś pamiętam i zapewne odbija się to na mojej wierze, że na pytanie jak to jest z Bogiem, jest czy nie, odpowiedział mi bardzo serio, że można wierzyć, że jest, ale dowodów nie ma. I on nie wierzy.
Ale często ateistami mienią się ludzie podobni do opisanej w Paragrafie 22 kobity, która wściekła się na bluźniącego Yossariana, bo Bóg w którego nie wierzy nie jest głupi, zły i bezradny czy jakoś tak (z głowy czyli z niczego przytaczam). Większość ludzi określających się tym terminem, z którymi rozmawiałem, okazała się raczej (w coś) wierzącymi niż niewierzącymi. Mieli jakiś-tam wizerunek Boga (i Kościoła najczęściej), który odrzucali. I jakiś kanon na pół mistycznych uzasadnień. Ale konsekwentnymi sceptykami nie byli żadną miarą.
Agnostycyzm, z całym szacunkiem, też nie wydaje mi się być szczególnie często praktykowany.
Najłatwiej dziś o najróżniejsze mieszanki wierzeń mniej lub bardziej mistycznych, którym równie daleko do konsekwentnej wiary, co do konsekwentnej niewiary. Chyba po prostu — nieosiągalna jest konsekwencja.
odys -- 19.01.2009 - 23:11