Wino dla Pana Grzesia (z uwagami o młodości i buncie)

Pizza Day. Raz w tygodniu, dla odpoczynku. Bo Dziecko lubi. Bo wszyscy lubią. Bo to fajne jest.

Wtorek, lub środa. W inne dni raczej rzadko, bo z powodów tajemniczych, we wtorki i środy właśnie, okoliczne pizzerie mają silne rabaty. Bo to jest pizza przynoszona. Flat food.

Caprese, albo insalata verde mista z oliwą i balsamicznym octem, czasem rucola z grubo struganym parmezanem.

Wino.

Zwykle tanie, bo pizza nie potrzebuje cudów. Ale właściwie każde wydaje się dobre. To złudzenie.

Są wina, którym się nadziwić nie mogę. Wcale nie dlatego, że są, bo rozmaitość świata mnie nie dziwi. Nie mogę się nadziwić, że je kupiłem. Stary konsumpcjonista, chwalca kapitalizmu i umiarkowany zwolennik europeizacji i globalizacji, nie powinien tego nawet kijem ruszyć. To wino nawet korek ma plastikowy. I czerwony.

Photobucket

Czerwień na czerni. Anarkos 2007. Wino, które jest przeciwko. Wino, którego nie powinienem pić, bo jest przeciwko mnie.

Robione w komunie. A już, co najmniej w kołchozie. To nie jest wino bogatej północy, tylko upośledzonego południa. Stylizowane na symbol buntu. Producenci piszą o nim tak:

Photobucket

Po angielsku brzmi to nawet bardziej zajadle:

The SACRIFICE of MILLIONS OF RARE
ALBERELLO GRAPE WINES, the third
millenium CAPITALISTIC COLONIZATION
of the lands of Puglia, the EXPLOITATION
of its vineyards and wines, the northern regions
BELLICOSE TAKE OVER of Puglian planting
rights, the COMPLICITY and the FACTIOUSNESS
of the European Community Laws on agricolture,
cultural OPPRESSION which influences the
consumption of wine, the ANNIHILATION
of tradition, the DOMINANCE of the market.
Accademia says: no!
ANARKOS
A wine against

Co ja mam z tym wspólnego? Niby nic, ale łopot czarnych chorągwi jest pociągający. Zapominamy jak blisko im do czerwieni.

Dlaczego jest tak, że ciągnie nas do buntowników? Nas starych, do dzisiejszych młodych lewicowców? Przecież nasz bunt był inny, wymierzony w komunistyczne państwo.

Czy tylko? Jak łatwo zapomnieć...

Może to, że poza wszelką ideologią, młodzież buntuje się przeciwko konformizmowi, urzędasom, referentom. A ci mają takie same zarękawki we wszystkich ustrojach.

Młodzi krzyczą, piją spirytus do mycia maszyn, wymieszany z sokiem pomidorowym i śpiewają. Starcy wzywają policję, nie próbując nawet rozpoznać słów piosenki. Piosenki są im na pohybel.

My byliśmy tacy sami. My też, kiedyś dawno, w rekach mieliśmy kamienie. A Tamci mieli tarcze i gaz.

Brakuje mi dawnego buntu. Brakuje mi buntowniczej muzyki. Piosenek śpiewanych nad ranem, przy ostatniej półlitrówce.

Może właśnie dlatego lubię słuchać komunistycznej włoskiej kapeli folkowej Modena City Ramblers? Oszukuję siebie i innych, że nie rozumiem, o czym śpiewają. Rozumiem. Aż za dobrze tych komuchów rozumiem. Oni też są przeciwko mnie. Ale lubię tego słuchać i już. Choćby tego:

I nie dziwię się młodym, obojętne ile mają lat. Brzydzę się starymi, którzy wykorzystują ich bunt. Brzydzę się koniunkturalistami, którzy na trupach milionów budują swój lans. Śmieszą mnie młodzi staruszkowie, którzy ukrawacili się na całe życie. Nudzą mnie biedni prawicowcy i śmieszą pseudolewicowcy, szukający człowieka prostego w nocnych klubach dla gejów.

Irytują mnie ci, którzy udają bunt, choć już dla nich nie pora. Zatracili świeżość. Czepiają się innych, żeby ukryć cellulit i nadwagę. Swoje nieudacznictwo skrywają pod maską niezgody na rzeczywistość. Oszukują. Głownie siebie. I są śmieszni. Czepiają się innych, bo nie umieją przyczepić się do siebie.

Wolę buntowników. Nawet tych, z którymi się nie zgadzam, tych, którzy mówią mi wprost, że jestem przeszłością. Tych, którzy krytykują mój kościół, widząc w nim Instytucję a nie wspólnotę. Tych, których bawi staranność, z jaką dobieram kieliszki do wina i skarpetki do spodni. Nawet tych, którym wydaję się śmieszny. Może, po prostu, jestem śmieszny?

Byłem taki sam. Oni dziś przypominają mi, że nie zawsze byłem stary. Odświeżają poglądy, zmuszają do wysiłku. A czasami zmieniają świat, bo nie wiedzą, że to się nie da zmienić. A nie wiedząc – zmieniają .

No dobra. Bądźmy szczerzy. Każdy stary dziad chce się czuć buntownikiem. Jeździmy klimatyzowanymi samochodami i śpiewamy Nie poddamy nigdy się!.

Już dawno się poddaliśmy. Mniejsza z tym.

Wróćmy do wina, które, korzystając z marudzenia starszego człowieka, ładnie nabrało oddechu.

Wino Anarkos jest młode. Młode i zdolne. Balem się, że ściągnie mi usta kwasem, albo przykro zaśmierdzi paloną gumą. Ale jakoś nie. Wino mimo buntowniczej otoczki, jest niespodziewanie łagodne i okrągłe. Ładnie pachnie. Trochę jak skóra młodej dziewczyny. Nie,nie żadnej prawdziwej. Tej zapamiętanej na całe życie.

To wino zmiękcza człowieka. Pisze się po nim takie teksty, jak ten.

Możecie się nie zgadzać z producentami i wyśmiewać ich zdolności do wykorzystywania nowych technologii przy reklamowaniu swojego produktu:

Ale wasza, ewentualna, niezgoda nie zmieni faktu: to wino jest zadziwiająco smaczne, sympatyczne w obejściu. Niby proste, ale tak jakby tą prostotą sobie z was kpiło. Puglijski, pozornie prostacki, kupaż ( Negroamaro, z dodatkiem Malvasia Nera i Primitivo ) daje ciekawe efekty. Owocowe, ale każdy czuje inny owoc. Niektóry poczuje wiśnie, inny truskawki. Mam taką koncepcję, że czuje się te owoce, które się lubi. Przez asocjację zapewne i z braku słów na opisanie smaków.

To wino nawet wytrawne nie jest do końca. Dajcie mu odetchnąć godzin dwie i możecie podawać kobietom. Albo, jeśli jesteście kobietami, możecie się przestać bać tej rewolucji. Ma dużo słodyczy. Choć nie jest słodycz lukru, bo 13% robi swoje. Ale jest miło i dobrze.

Już nie słuchamy ostrego rocka i buntowniczego folku. Słuchamy Gianny Nannini. Gianna była punkiem i skandalistką. Szokowała swoimi dziewczynami i tym, że się przykuwała do ministerstw, dla obrony lasów. Było to dawno? Być może. Było to wtedy, gdy nawet ja byłem młody. No, powiedzmy, że… prawie.

Gianna śpiewa. Moim zdaniem, coraz lepiej, ale ja jestem stronniczy. Jest wielką artystką i robi wino. Ale o bogatej Toskanii ,opowiem kiedy indziej. Może. Nie lubię Toskanii. Lubię Giannę. Gianna jest jak dojrzałe wino:

A potem możecie jeszcze wypić jedną butelkę, zjeść odrobinę gorzkiej czekolady i zastanowić się nad upływem czasu, nad ukrytą gdzieś pod spodem, pozornie zagubioną wrażliwością.

Będziecie pić dobre wino i zignorujecie trąbki za oknem. Zignorujecie je z uśmiechem, bez agresji. Niech się wściekają Ci, którzy muszą potrąbić, żeby ich zauważono. Których, bez tych trąbek, wcale by może nie było…

Będziecie się uśmiechać, bo polubicie te wino. Nawet, jeśli najpierw was przerazi swoim lewactwem i radykalizmem.

Czy można znaleźć wino, które lepiej by się nadawało do zadedykowania Panu Grzesiowi?

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Yayco

Hmmm…

Najpierw się zastanowiłam nad tym buntem. Nad tym jak bardzo nadal jestem zbuntowana, inaczej niż kiedyś, zupełnie inaczej. Może nawet nie nazwałabym tego buntem, może raczej niezgodą na wiele rzeczy, na które zgadzają się ludzie wokół mnie. Nie trąbię, nie drę ryja (proszę wybaczyć), nie walczę a mimo to się nie zgadzam. Znalazłam nowe środki i formy. O wiele skuteczniejsze.

Moje dojrzewanie (że niby co? dojrzewanie? moje?) to droga od wrzasku do ciszy. Lubię ciszę choć czasem mnie poniesie. Czasem się rozedrę.

Coraz rzadziej. Coraz mniej chętnie. Cieszę się z tego jak dziecko.

Wie Pan, ja niedawno bardzo ceniłam i lubiłam polski hip-hop (to taka muzyka) i choć to nie mój świat, nie moje pokolenie to nadzwyczajne było dla mnie to, że miałam poczucie, że rozumiem ten bunt. I mu kibicuję.

Bo na tym chyba to polega. Rozumieć i pamiętać.

No.

Co do wina i Pańskiego o nim pisania…

Nobody does it better…

“ludzie dzielą się na dwie kategorie: ty i inni. Nigdy się nie spotkacie.”


Pani Gretchen,

o tym, tam, no… o, już wiem: o hip-hopie pisał nie będę. Nie chcę się kompromitować.

Ale z tym buntem to jest coś dziwnego.

Bo przecież nie chodzi o trukanie i, jak to Pani ładnie ujęła, darcie ryja. Bunt jest ciągłym upieraniem się przy swoim.

Ja po latach doszedłem do tego, że mi nie zależy na tym, żeby było widać, że to ja się upieram. Zależy mi na tym, żeby było tak, jak chcę. A jeśli inni przypiszą sobie zasługę, to mniejsza z nimi.

Ale jest jeszcze druga strona buntu: jego kontekst społeczny. Może to trochę paradoksalne, ale bunt łączy samotników. Tego mi trochę brakuje, mimo wszystko. Prostej więzi negatywnej. Prostej orientacji, w którą stronę trzeba rzucać kamienie.

Mój świat się z biegiem lat skomplikował i zszarzał.

Obawiam się, że to nie jest dobrze. Ale nie mam pewności i to jest chyba jeszcze gorsze.

Pozdrawiam, dziękując za dobre słowa


A widzi Pan

Dla mnie bunt jest trochę gdzie indziej.

On jest mianowicie w ciągłym szukaniu.

W zaglądaniu poza kurtynę.

W zadawaniu pytań.

W podważaniu

W niezastyganiu.

W ciekawości,

szacunku,

celu…

Łączy samotników, ale tych świadomych, że samotność jest stanem naturalnym. Bo jest. Była. Będzie.

Łatwiej być samotnym z kimś.

Nieświadomi samotnicy bywają wkurwieni (jeszcze raz przepraszam, nie spodoba się to słowo Panu, wiem) i to ich spala w buncie przeciwko wszystkiemu i niczemu.

No właśnie mi chyba mniej zależy na tym, żeby było tak jak ja chcę bo w gruncie rzeczy zależy mi wyłącznie na tym, żebym mogła coś powiedzieć w taki sposób, który spowoduje refleksję, chwilę zastanowienia…

Jedno jednak moja dumna dusza lubi – jak coś powiem pierwsza to chcę być pierwsza. Chcę żeby inni o tym wiedzieli.

Nobody is perfect (to o mnie)

Nieustająco pozdrawiam Pana

“ludzie dzielą się na dwie kategorie: ty i inni. Nigdy się nie spotkacie.”


Dziękuję za wpis

i dedykację (choć tekstu jeszczo nie pzeczytałem), ale się zbieram, zaraz napisze coś więcej, na razie pierwszej piosenki słucham.

Pozdrówka


Pani Gretchen,

czy nie lepiej napisać: zdenerwowani i nie panujący nad sobą? No dobra, trochę żartuję.

Ale, czy aby buntowniczce wypada iść na skróty?

W kilku punktach, pozwolę sobie się z Panią nie zgodzić. Szukanie to jest życie, droga, jeśli to Pani bardziej pasuje doświatopoglądu.

Szukanie to zresztą droga nieco oszukańcza, bo chodzi bardziej o szukanie niż o odnajdywanie.

Odpowiedzi nie zawsze są dobre.

Bunt jest niezgodą. Zawsze. Trzeba coś znaleść i się tym zbrzydzić.

Bo to niezgoda, czynna na dodatek, na coś. Na kogoś. Czasem na siebie. Na własną samotność i na własną niesamotność. Na sąsiadkę co marudzi i na drugą co dymi. Kiedyś może napiszę o buncie obywatelskim, zwanym potocznie rewolucją.

A co do samej samotności, to nie zgadzam się z Panią. Samotność nie jest stanem naturalnym, choć zdarza się tak często, że łatwo uogólnić, tak jak Pani to robi.

Ale widziałem ludzi niesamotnych.

Dodam jeszcze, ze jest w tym co Pani pisze pewna sprzeczność.

Deklaruje pani samotność jako stan definicyjny, a jednocześnie chce Pani być słuchana, chce Pani poruszać innych swoją myślą i chce Pani, by szanowano Pani pierwszeństwo intelektualne.

Jak ktoś jest samotny, to pisze, proszę Pani, bo chce, albo musi. Trudno się zresztą w tej janusowatości rozeznać, bo jak odróżnić muzę od obsesji?

Czytelnicy, słuchacze, klakierzy, to tylko coś co się zdarza. Czasem.

I muszę powiedzieć, że wygląda mi Pani na samotnika. W tym kontekście, o którym wyżej…

Pozdrawiam ekwiwalentnie


Panie Grzesiu,

proszę się nie śpieszyć.

Młody Pan jest i ma Pan czas

Pozdrawiam, sluchając komuszej muzyki


Nie wiem, Panie Yayco,

czy ten bunt to rzeczywiście tylko upieranie się przy swoim. Czy nie jest to sprzeciw wobec glupoty, ktorą ze względu na wiek i związane z nim doświadczenie jestesmy w stanie zidentyfikować i nie zgadzać się na nią.

Zazdroszczę Panu (serio, bez zlosliwości), że upiera sie Pan przy swoim, bo to oznacza, że Pan wie. A ja nie wiem często, tylko czuję, że coś jest nie tak. Może jestem jednak jeszcze za mlody, za malo doświadczony.

A co do samotności, to zauważylem, że w miarę uplywu lat coraz mnie we mnie entuzjazmu, by slowem wyrażać swoje opinie. Wolę milczeć i przeżuwać je w sobie (teraz możecie Panstwo wyobrazic sobie, jaki bylem gadatliwy). Czasami tylko sie nieco denerwuję.

Internet spelnia przy tym rolę swojego rodzaju bezpiecznika; mogę w nim też cwiczyć formulowanie zdań, bo (znowu) w miarę uplywu czasu bywa z tym niekiedy coraz gorzej.

Na samotność jestesmy skazani od chwili, gdy przestaliśmy wspólnie z rodziną jadać kolacje, śniadania i obiady. Czyli od czasu, gdy Ford stworzyl pierwszą stolówkę pracowniczą. I szlag trafil więzy spoleczne. Za komuny rządzący starali sie nam nie tylko zorganizowac pracę, ale i maksymalnie wydlużyć podróż do domu (a wcześniej do pracy), żebyśmy czasem w ścislym kręgu rodzinnym nie wpadali na glupie pomysly. I jeszcze o nich mówili.

I zaczeliśmy się starzeć. A dzieci zaczęly rosnąć. I wyjeżdżać na studia za granicę. I zaczęlo być nas coraz mniej w naszych coraz większych domach.

Pozdrawiam pólnocnie


Panie Yayco się odnoszę

“Szukanie to zresztą droga nieco oszukańcza, bo chodzi bardziej o szukanie niż o odnajdywanie.”

Odpowiem Panu buddyjskim cytatem: “droga jest wszystkim, cel jest niczym”. (zrobię sobie z tego podpis!)

Są rzeczy, których odnaleźć się nie da choć bez wątpienia warto ich szukać. To nie jest oszukaństwo, to jest życie. Tak jak je rozumiem.

Świadome pogodzenie się z tym daje spokój.

Że bunt jest odnalezioną niezgodą to się zgodzę. Że coś zbrzydza? Oczywiście.
I dlatego buntownicy reagują. Jedni tak, inni siak.

Co do samotności to ja się z Panem nie zgadzam.

To jest stan naturalny dla każdego, tyle że moim zdaniem nie kazdy zaraz zdaje sobie z tego sprawę. Stąd ci ,na pierwszy rzut oka, niesamotni.

W najgłębszej swojej istocie człowiek jest sam. Nikt tego nie chwyci, nie zrozumie, nie odpowie na to. Tego się nie da opowiedzieć, wyrazić, uchwycić i przekazać.

Jeśli mamy trochę szczęścia to spotkamy kogoś kto tę naszą samotność ukoi, ale nie spowoduje by ona zniknęła.

Jakakolwiek istotna twórczość z tej samotności się bierze.

Że jestem samotnikiem? Oczywiście, że tak. Dlatego piszę, dlatego chcę jakiś kawałek tego podzielić z innymi. To nie zmniejsza mojej samotności lecz daje poczucie kontaktu.

To jak pytanie “czy ktoś tam jest?”

Gdybym umiała to wstawiłabym tu jedną piosenkę o tym traktującą. No nie umiem wciąż...

“ludzie dzielą się na dwie kategorie: ty i inni. Nigdy się nie spotkacie.”


Panie Lorenzo,

nie ma Pan czego zazdrościć.

Późna dla mnie pora i Anarkos (być może) zasloniły myśl moją, że ja coraz rzadziej się buntuję. I Tęsknię za dawna pewnością, za czarno białym światem. Wybaczliwy się zrobiłem…

Ja już nie upieram się przy swoim, choć staram się swoje robić. Ostatnio, na TXT to raczej Pan ciągle się buntuje, co zapewne oznaką jest młodości prawdziwą.

Ja zatraciłem gdzieś dwie ważne rzeczy. Pierwszą jest konieczność niezgadzania się. Wolę olać (proszę wybaczyć prymitywny kolokwializm). Drugą, której najbardziej zazdroszczę panu Grzesiowi, jest zdolność do gadania z każdym.

I myślę, że myli Pan (proszę wybaczyć) rozpad więzi z samotnością. Samotność jest wtedy, gdy wokoło są ludzie.

Pozdrawiam stanowczo


Szanowna Pani Gretchen,

nie wiedziałem, że buddyści są anarchistami (albo odwrotnie). Bo hasło “ruch jest wszystkim, cel jest niczym”, jest anarchistyczne.

Ja zakładam, że moje cele są osiągalne, albo, minimalistycznie, takie sobie wyznaczam. Żeby sobie ułatwić, odrózniam potrzeby od celów, a te od wartości. Nie jestem z tego dumny.

W kwestii samotności, to dostrzegam między nami fundamentalną, bodaj czy nie religijną różnice. Ja nie jestem sam, nawet jeśli nie wiąże mnie nic z żadnym człowiekiem.

Nie jestem też sam z innego powodu. Nazwijmy go dla uproszczenia rodzinnym.

I chyba Pani też pisze nie tyle o samotności, a o potrzebie więzi. Zazwyczaj niespełnionej, to fakt.

Pozdrawiam


No coś napiszę, bom tekst już przeczytał,

w sumie dla mnie bunt to sprawa skomplikowana, mogę zacząć od gadania piosenkami, jakbym miał wybierać to bardziej bunt jest tu:

Zmieniajmy życie zmieniajmy świat

podajmy ręce przekażmy znak

zacznijmy od siebie, zacznijmy zaraz,

zacznijmy teraz

Ratujmy życie, ratujmy świat

otwórzmy oczy przestańmy spać

zacznijmy od siebie, zacznijmy zaraz

zacznijmy teraz

ja

albo tu

niż w niby tej buntowniczej i ostrej piosence:

Znaczy często młodzi za bunt biorą krzyczenie o buncie i o tym jak się buntowniczym jest.
Bunt na pokaz.
Nie lubię buntu na pokaz.
Buntem może być i milczenie, bunt może być wewnętrzny, buntem nie jest irokez na głowie czy multum kolczyków.
To etykietki w sumie i znaki pseudobuntu.
Buntem czasem może być powiedzenie ,,tak” gdy wszyscy mówią nie.
Bo buntem nie jest mówienie za wszelką cenę nie i wieczne niezgadzanie się na wszystko.
Bunt to po prostu niezależność, odwaga pójścia swoją drogą i trzymania się jej, no i bunt to koszty.
Niełatwo jest być buntownikiem i mało kto chce w sumie.

Pozdrówka, przepraszam za rozpisywanie się, ale tak wyszło.


Panie Yayco,

nie ma co zazdrościć, no i nie gadam z każdym, tyle, że staram się dostrzegać w różnych osobach (nawet w tych, co mnie drażnią) coś pozytywnego.
W necie mi się to udaje, w realu mniej, dlatego w realu poza rodziną i pracą od miesięcy ograniczam się do gadania w sumie z 3 osobami:) gdzieś.
Więc tu sobie kompensuję, bo gadatliwy żem niestety za bardzo, no i czasem mam wrażenie, że bardziej mi monologi niż dialogi wychodzą.


Panie Grzesiu,

kto jak kto, ale Pan może się tu rozpisywać do woli, jako wzorzec pewnych postaw (dodam dla ułatwienia, że dwóch), z którymi mi się wino skojarzyło.

To co Pan pisze, to potępienie konformizmu. OK.

Ale bunt (bo obaj mówimy o buncie pozytywnie wartościowanym) jest czymś więcej niż nonkonformizmem. Albo może: jest tylko jedną z możliwych form nonkonformizmu.

Nie wiem, może rację miał stary Merton, gdy twierdził, że bunt niesie w sobie zawsze zarodek nowego ładu? Że istotą buntu jest nie tyko niezgoda, ale i potrzeba budowania. Czasem w skali mikro – dla siebie i najbliższego otoczenia, a czasem w skali makro. Bunt nie jest nihilizmem.

Buntem nie jest palenie cudzych winnic. Buntem jest robienie dobrego wina na przekór tamtym winnicom.

Muszę się z tym przespać, bo przez lata krytykując Mertona , akurat ten wątek pomijałem.

Pozdrawiam serdecznie


P.S.

A Gianna magiczna prawdziwie, a czy buntownicza to nie wiem, bo nic nie rozumiem z tego co śpiewa.


A w kwestii drugiej, Panie Grzesiu,

to ja piszę jedynie o Pan awatarowej osobie.

Pańska autokreacja jest, moim zdaniem, wyjątkowo spójna.

Ja nawet tego tam Pana Y nie umiem przymusić, żeby z każdym gadał.

Pozdrawiam raz jeszcze

PS Zaś co do Gianny, to jest w sieci trochę jej piosenek z lat osiemdziesiątych jeszcze, a może i wcześniejszych, bo debiutowała u schyłku lat 70. Była wtedy brzydsza, ale i tak lubię jak śpiewała wtedy i jak śpiewa teraz.

Dla Pana może będzie ciekawe, że ona jest bardzo popularna w Niemczech, są w sieci łatwe do namierzenia jej niemieckie fankluby. Mam wrażenie, że gdzieś widziałem tłumaczenia na niemiecki.


Panie Yayco

Jeśli anarchizm rozumie Pan jako walkę przeciwko państwu i jego strukturom, to buddyści nie są anarchistami.

Jeśłi zechce Pan rozumieć buddyzm poprzez przechodzenie mimo takich struktur to może?

To hasło, które Pan przywołał nie jest tożsame z moim. Pan o tym wie.

W kontekście religijnym to różnica jest tak fundamentalna jak założenia obu religii. W pewnym sensie. Moja zakłada samotność, o której piszę – Pańska pozbawia jej.

Zdarzyło mi się być na pewnym idiotycznym szkoleniu z Małgosią, siostrą katolickiego zakonu. Zaprzyjaźniłyśmy się.

I sobie o tych religiach rozmawiałyśmy, i ona do mnie mówi, że woli gadać z kimś osobowym zamiast pokładać nadzieję w czymś tam. Zrozumiałam. Powiedziałam jej, że z jej Bogiem to ja od dawna nie rozmawiałam i nie zamierzam. Obiecała, że porozmawia w moim imieniu. Wiem, że rozmawiała.

Pan człowiek religijny nie jest sam. Ja człowiek religijny jestem sama.

W tym kontekście, o którym Pan pisze – rodzinnym, jesteśmy sami w sposób zminimalizowany. Iluzorycznie. Na jakiś czas. To nie jest bez znaczenia, ale jest tylko temporalnie.

Więzi są niezaprzeczalnie ważne, ale niewiele zmieniają. Istota pozostaje ta sama.

Pogodziłam się z tym, już o tym pisałam na txt.

Cała trudość na tym polega żeby to zrozumieć i zaakceptować.

Od kiedy udało mi się to uczynić jestem wolna.

“ludzie dzielą się na dwie kategorie: ty i inni. Nigdy się nie spotkacie.”


Pani Gretchen,

jak ktoś mówi, pisze, że jest wolny, to wzbudza we mnie podejrzenia.

Nie będę się wpychał z żadną, za przeproszeniem, oversocialized wizją czlowieka, bo moja socjologia jest jednak zanadto uwikłana w psychologizm, ale w tą wolność zwykle mało wierzący jestem.

I nie mówię teraz o Pani, tylko w ogolności.

Bo co to jest wolność? Proszę wybaczyć banalne pytanie. Albo i niepytanie, bo jakaż to dla mnie róznica, czy Pani mi odpowie Kantem czy Lordem Actonem, Świętym Pawłem czy Engelsem?

Dla mnie wolność, to wolna wola. Ale jednocześnie wolność to pochodna wiedzy: mojej zdolności do odczytania uwarunkowań, wpływających na moją wolną wolę.

Powiedzmy, że wiedzę je lepiej niż przeciętny człowiek. Nie dlatego, żem zdolniejszy, albo lepszy jakoś. Nie. Zawód taki. Pani widzi zapewne jeszcze więcej i trochę inaczej. Zawód taki, jak się wydaje.

Ale czy widzimy wszystko? Nie wydaje mi się.

Co to za wolność, która nie widzi wszystkich sznurków? Choćby na tyle, żeby się z nimi pogodzić.

Nie mam w sobie takiej siły, żeby powiedzieć, że jestem wolny. Staram się. Na miarę swoich skromnych sił.

Ja wiem, że staranie się, to nie jest najlepsze podejście. KIedy Lońka Cohen śpiewał piosenkę o tym, że się staral, to były to piękne kłamstwa. Dlatego wolę starego, owdowiałego, Johnny’ego Casha. Ja ostatnio, w ogólności, wolę starego Johnny’ego Casha…

No chyba, że Pani pisała o jakiejś innej, immanentnej wolności, której ja po prostu nie rozumiem.

Może tak być.

Jeszcze się nie zgodzę w jednym. Odnośnie samotności i Boga osobowego. Mnie się to akurat nie wydaje zanadto związane jedno z drugim. Wszechobecność i Miłość nie jest pochodną figuratywności. Tak mi się wydaje.

Pozdrawiam z rana


Szanowny Panie Yayco!

Mam gdzieś zdjęcie z Wenecji, gdy stoję pod 4m wysokim sierpem i młotem, ustawionym nad Canal Grande. Wczesne lata 70-te. W Bolonii wtedy cały zarząd miejski był komunistyczny – w godzinach szczytu komunikacja miejska była darmowa – zgroza!
:)


Panie Joteszu,

powiem Panu, że jakoś nie mogę stosować równych miar dla komunistów włoskich i wschodnioeuropejskich.

Niby, podświadomie, wiem, że gdyby dostali całą władzę, to by się krew polała. Ale nie potrafię.

Dziwactwo to jest jakieś, bo mam gdzieś plakat, komunistyczny i włoski (a ściślej reprodukcję), popierający Solidarność, na którym na dole są śliczne główki Marksa, Engelsa, Lenina, Stalina i Mao.

Podobnie mam z “faszyzmem” portugalskim, którego nie umiem napisać bez cudzysłowu.

Pozdrawiam z uśmiechem


Panie yayco,

niczym w cyklu o księdzu Camillo i wójcie Peppone :)

pozdrawiam

znakomita notka i dyskusja pod nią też.


o kurde a gdzie takie winko można kupić???

myślę że na koncercie Ukraińców takie winko by smakowało że ho ho … o rany jak ja bym chciał znowu drzeć japę przy Czierez Riczku, albo Europie :)

ja też chcę takie wino!!!

I’d rather be a free man in my grave
Than living as a puppet or a slave


WSP Pino,

coś w tym jest, że ten cykl mógł powstać we Włoszech.

Dzięki za dobre słowa.

Pozdrawiam


Panie Docencie,

ja je kupuję w internetowym sklepie, więc myślę, że je Pan łatwo znajdzie.

Niestety nie jest takie najtańsze, bo lewacy się drogo cenią ;-)

Ale jest dobre, więc może warto?

Pozdrawiam

PS Dziś jest dzien ładnych coverów, zaiste!


e tam anarchiści to niekoniecznie

lewacy :)

I’d rather be a free man in my grave
Than living as a puppet or a slave


Słuszna to jest uwaga,

ale ci akurat, sądząc z tego co wypisują, to albo są, albo udają, że są.

Ale faktem jest, że dziwne są koleje młodzieńczych wyborów. No, bo, zaś, na przykład:

Pozdrawiam


no sa jacyś anarchoskini, ale to ewenement

podobnie jak red skini – to są faktycznie komuchy, ale też rzadkość

z takich skinowsko-lewackich załóg to ja lubię

dziwczę na basie daje tak że aż wątroba podskakuje :)

I’d rather be a free man in my grave
Than living as a puppet or a slave


re: Wino dla Pana Grzesia (z uwagami o młodości i buncie)

Przyłączam się do zdania Pino, zarówno notka jak zwykle zresztą świetnie napisana a i dyskusja pod bardzo interesująca, jak to się fajnie czyta gdy jest wymiana poglądów a nie inwektyw.
Pozdrawiam


W ogólności,

te iberyjskie klimaty niezłe są.

Ale co do basu, to Pan chyba na innym blogu był ciut za długo, jak Pan kobiety z brodą preferuje ;-)

Pozdrowienia


Pani Arundati,

a po co mam wymieniać inwektywy, skoro lubię swoje własne?

Fajnie, że Pani wpadła.

Polecam się na przyszłość, pozdrawiając wesoło


re: Wino dla Pana Grzesia (z uwagami o młodości i buncie)

Proszę Pana, w sprawie inwektyw miałam na myśli komentujących ale oczywiście nie tych tutaj, że Pan może mieć własne do zaprezentowania to ja absolutnie nie wątpię.
Pozdrawiam nie buntując się chwilowo


Pani Arundati,

jakoś sobie radzę. Pare osób mnie unika, kilka gryzie się w język.

Ale ja jestem otwarty: jeśli ktoś nie potrafi inaczej wyrazić myśli, albo tego, co jest dla niego ich funkcjonalnym odpowiednikiem, bez posługiwania się inwektywami, to trudno. Kalectwo jak każde inne. Śmiać się nie należy.

Ja mam swój zestaw inwektyw. Trudno się wypierać. Część z nich działa z opóźnionym zapłonem. Zależy od adresata. Niektórzy jeszcze nie zrozumieli.

I jeszcze jedno, jeśli pozwoli Pani zapytać: a czy Pani, tak w ogólności, często się buntuje? Pytam, bo Pani na uosobienie spokoju mi wygląda. A z takich najwięksi się biorą buntownicy…

Pozdrawiam, trochę zaciekawiony


Panie Yayco, pozory często mylą Pan to przecież wie,

ale fakt czas (albo życiowe doświadczenie co to niestety z wiekiem przychodzi) robi swoje, i już często nie chce mi się , no chyba, że…zdarzy się coś o co warto zawalczyć buntem.
Nawet się w ostatnich dniach zdarzyło, jeśli wyjdę z tego z tarczą to napiszę jak zdarzy się okazja, choć nie jestem zbyt dobrej myśli co do tego wyjścia oczywiście.

A tak przy okazji wyczytałam u Pani Gretchen o dobrych wynikach egzaminu Pana pociechy, gratuluję oczywiście Dziecku.

Pozdrawiam


Dziękuję Pani Arundati,

w imieniu Dziecki, której natychmiast przekazałem.

A opisać proszę koniecznie. Przerobić sobie status na blogowy i opisywać!

Nawet jak się nie uda, choć trzymam za Panią kciuki.

Proszę zauważyć, że kobiece blogi wielką się cieszą popularnością i czym prędzej dołączać.

Pragnę zauważyć, że ja już paru osobom dziurę w brzuchu wierciłem i zazwyczaj się udawało.

Pozdrawiam, czekając na Pani bloga


Panie Yayco

ale wtopa … zapatrzyłem się na kibordzistkę :P

I’d rather be a free man in my grave
Than living as a puppet or a slave


Panie Yayco

się okazało że nie skomentowałem chyba…

pamiętam jak moi koledzy punkowali i wiem że to było szczere

teraz uważają że im nie wypada

pożenili się

potyli

pokombinowali

kilku pracuje w POM-ie (Powolny Obchód Miasta)

ale bunt w duszy już nie gra…

p.s a jakie wino do pstrąga pasuje, ma Pan jakąś propozycję?

pozdrawiam

Prezes , Traktor, Redaktor


>max

ech … ja też utyłem, ale jeszcze targam dupsko na koncerty … jeszcze :D

I’d rather be a free man in my grave
Than living as a puppet or a slave


Docent

no, cos w tym niestety jest, na Metalke już mi się nie chciało ale na Maidenów pewnie się wybiorę jak czas pozoli, lenistu mówie dość!

Prezes , Traktor, Redaktor


ja wolę bardziej undergroundowe koncerty

na stadionie bym chyba umarł, a na pewno bym umarł w kolejce do tojtoja

po ile bilet na Irenę Majdanek?

przy “run to the hills” skakałem po tapczanie z rakietą do tenisa … kto tak nie robił nie wie co to rokendroll!

I’d rather be a free man in my grave
Than living as a puppet or a slave


Panie Maxie,

jaj już bylem całkiem mocno używany, to usłyszałem od jednej pani, że tak chodzę, jakbym wciąż glany nosił.

Ale to miał być komplement chyba, bo ja na punkowanie to bylem jednak za stary. Tyle mojego, że słuchałem tego trochę...

Ja się cieszę, że jak moje dziecko ze mną jeździ samochodem, to nie słucha podzia, tylko tego co leci z głośników i tylko kładzie nacisk, żeby było głośno. Choć i zauważa sceptycznie, że w moim wieku, tudzież w moim stanem owłosienia, to zamiatanie piórami nie wygląda najlepiej.

Zaś co do wina, to prawie każde wytrawne białe podejdzie.

Ja bym wziąl jakiś gewurztraminer, albo chenin blanc, bo mi smakują. Ale ja za białymi winami, tak żeby za bardzo, to nie jestem.

Do pstrąga pieczonego, tak jak Pan opisywał, to jeszcze jakieś dobre różowe by się zdało, ale skąd wziąść w tym kraju dobre różowe?

Pozdrawiam markotnie nieco


"w moim stanem owłosienia"

e tam ja też mam problem włosów z głowy. zresztą od takiego headbangingu kark napierdziela :)

i trochę nuty

I’d rather be a free man in my grave
Than living as a puppet or a slave


Docent

tak szczerze to nie wiem

ale Maideni się elitarni zrobili fest, pewnie ze 150, wszak musza jakoś subsydiować swoje linie lotnicze:)

Na Maidenach byłem w Spodku, akuratnie Bruce wrócił i z tego co wiem był to najsuper koncert w Polsce od tych w latach 87’ chyba, ale to braciak za takie informacje odpowiada, wszak o tym pisze, także nie gwarantuje że dobrze podałem a sprawdzać mi się nie chce

o, doszło do mnie że to w Warszawie, także chyba nie jadę...:)

Prezes , Traktor, Redaktor


Panie Docencie,

niezłe, tylko krótkie.

Pozdrawiam


150 spokojnie

w lepszych sektorach to pewnie 200 pęknie. jakoś nie uśmiecha mi się wydawać takich pieniędzy na koncert.

w lipcu jadę na fest do Trutnowa 800 koron i 3 dni łomotu :)

I’d rather be a free man in my grave
Than living as a puppet or a slave


Panie Yayco, zacznę chyba wierzyć w takie cuda

jak “trzymanie kciuków” bo pierwsza runda wygrana, ale we wtorek będzie druga i chyba rozstrzygająca…
Co do pisania bloga, proszę Pana grafomanów płci obojga mamy dostatek, nie zamierzam powiększać póki co ich grona, co to to nie, gdzie by mi było zresztą stawać w szranki i tu posłużę się alfabetem nie oceniając z na przykład : Delilah, Gretchen, Grzesiem , Lorenzo , Magią, Markiem Ołżyńskim, Maxem,Merlotem , Mireksem, Lorenzo , Pecetem czy też z Panem Yayco , jeszcze raz zaznaczam nie oceniam.

Pozdrawiam zaniepokojona o finał


Pani Arundati,

dziś nie będę nalegał. bo ciśnienie spadło i przysypiam, ale mam nadzieję, że jak już się skończy to jednak Pani coś ujawni. U siebie (bo ciągle na to liczę), albo u kogoś w komentarzu.

Co zaś do własnego bloga, to co prawda przedstawiona przez Panią lista grafomanów jest faktycznie imponująca, ale jakaż to przeszkoda, aby te szeregi zasilić nowym spojrzeniem na rzeczywistość.

I podkreślam, że tylko częściowo żartuję, bo zamierzam od czasu do czasu trochę w tej kwestii marudzić.

Jak na razie wciąż trzymam kciuki, choć nie wiem za czym i serdecznie pozdrawiam

PS Cuda zdarzają się codziennie, tylko my, otumanieni postępem i scientyzmem, oduczyliśmy się je dostrzegać


Arundati,

no fakt w grafomaństwie to mi nie dorównasz,trudno by było:) jak i w smęceniu, alle zacznij pisać, na pewno wzbogacisz TXT, no i nie wiem, czy wiesz, ale każda blogerka nowa wywołuje na TXT od razu furorę i może liczyć na ciekawe komentarze pod pierwszym tekstem.


Panie Grzesiu,

nie owijajmy w bawełnę: pod drugim też


No tak,

ale nie trzea od razu wszelkich atrakcji zdradzać:) by autorki przyszłej nie odstraszyć.


protestuję, protestuję!!!! nie zamieściłam przecież

listy grafomanów, a wręcz przeciwnie wymieniłam w porządku alfabetycznym kilka blogów, które między innymi czytam nie wartościując ich ( ranking i owszem, mam, ale go-rankingu oczywista nawet zakuta w dyby i przypalana w pięty NIE UJAWNIĘ) nie zamierzam stwarzać sobie wrogów rzeczywistych czy też wyimaginowanych.

Zachęcona obietnicą Pana i Grzesia ,że nowe spojrzenie lub inne spojrzenie na tzw rzeczywistość może liczyć na fory daję sobie w takim razie czas na zastanowienie

Panie Yayco , jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli (a to nie oznacza, iż sprawa tylko mnie dotyczy) to oczywiście pozwolę sobie to zrobić na lub w Pańskim jak kto woli blogu.
Chcę tylko zapewnić, że kciuki trzyma Pan w dobrej sprawie (za co pięknie i szczerze dziękuję) egzystencjalnej wręcz bym powiedziała dla niektórych więc proszę o troszkę jeszcze cierpliwości , Pecet pewnie by to zlecił MU(...)

pozdrawiam, z nadzieją na korzystne rozwiązania


Pani Arundati, w kwestii grafomanii

powiem tak: hi, hi.

Oczywiście, że wolałbym, żeby Pani historię tę opowiedziała na swoim blogu. Będę też, a myslę, że pan Grześ mnie wesprze, uporczywie na to Panią namawiał. Cieszę się, że udało się zasiać w Pani ziarno zastanowienia.

Oczywiście, jeśli Pani zechce, to mój blog jest zawsze do Pani dyspozycji. pójdę nawet dalej. Jeśli namowy nie poskutkują, to proszę o informację, a specjalnie dla Pani historii napiszę i wywieszę nową notkę, żeby się Pani historia nie błąkała.

Pozdrawiam, nie ustając w trzymaniu kciuków


Panie Yayco,

a tak apropos blogerów, nie grafomanów wcale, to coś pana namowy by rollingpol zaczął pisać nie zadziałały na razie.
Mam nadzieję, że z Arundati pójdzie nam łatwiej…:)
No bo ja już w namawianiu ciekawych osób by pisali na TXT mam jakieś efekty (chocby Pecet czy Ezekiel)

Pozdrówka


Faktycznie Panie Grzesiu,

ja mam gorszą rękę. Pan Griszeq zanikł całkiem, Pan Rollingpol się nie odzywa całkiem. Aż się o nich zaczynam martwić.

Tyle mojego, że Pani Gretchen w dobrej formie.

Ale jak we dwóch się za Panią Arundati weźmiemy, to może się uda?

Pozdrowienia wzajemne


No musi się udać:)

nie ma innego wyjścia…
A Griszeq, fakt, szkoda, że zamilkł, szczególnie że całkiem aktywny był, bo Rollingpol to tak sporadycznie go widywałem tu, ale ostatnio tyż ziknął sobie i nam, nie wiedzieć czemu.

Pozdrówka.


powiem tyle

dziękuję, dziękuję i Panu, Panie Yayco i Grzesiowi, do którego by napisać pan to siem mi klawiatura nawet buntuje(nie wiem , czy to o wiek chodzi czy jakieś inne takie tam) ale pozdrawiam serdecznie obu Panów, o i się udało


Pani Arundati,

a my i tak będziemy marudzić. A zapewniam Panią, że ja mam wielką praktykę w marudzeniu. Zwłaszcza do kobiet

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość