Nie dalej niż dwa dni temu pisała Pani o nieubłagalnych prawidłach biologii, które odbiorą niebawem Kaczyńskim ich sfrustrowanych i nierozumiejących świata wyborców.
Teraz pisze Pani z dumą:
ererka
Przeżyłam CAŁY okres PRL.
Jestem uczestnikiem niemal wszystkich polskich nadziei i marzeń o wolnej Polsce, a te pierwsze, powojenne, których bezpośrednim uczestnikkiem była moja rodzina, zostały mii przekazane w spadku.
Widziałam. Słyszałam. Czułam.
Teraz oddycham w wolnej Polsce. Cieszę sie, że Polska jest w Unii Europejskiej.
I ja się zgadzam, że ma Pani być z czego dumna. Zgadzam się, że doświadczenie osobiste poszerza Pani horyzonty. Ale moja mama także przeżyła PRL. Nie cały, ale sporo. I ona dziś, również podpierając się argumentem osobistego doświadczenia totalitaryzmu, popiera Kaczorów. A Unię uważa za nowe rozbiory.
Babcia mojej żony (moje nie żyją, niestety) ma dłuższy życiorys niż Pani. I ona jest jeszcze zagorzalszą przeciwniczką Unii, liberalizacji etc, etc.
Niby dlaczego mam pani odwołanie do osobistych doświadczeń wziąć za dobrą monetę, a ich — odrzucić? Dlaczego mam uznać, że one są głupie, oczadzone i zmanipulowane, a Pani — nie?
Ja jestem zwolennikiem Unii. Uważam, że jest właściwy (może ostatni) moment w historii, by zbudować Federalne Państwo Europejskie. Nie podoba mi się, w jaki sposób psują tą wizję socjalistyczni eurokraci, ale popieram samą wielką ideę. Na poprawki, ufam, przyjdzie jeszcze czas.
Przyznaję otwarcie, że to rezygnacja z niepodległości państwa narodowgo.
Podobnie, jak w dniu ślubu kawaler z własnej rezygnuje z (części) wolności, by zyskać znacznie więcej.
Uważam, że bilans jest korzystny (i nie chodzi mi bynajmniej o jakieś tam euro z dotacji).
Także dlatego, że nie wierzę, by polskie państwo narodowe lepiej zabezpieczało moją wolność, niż federacja europejska.
Ale rozumiem i szanuję poglądy tych, którzy myślą inaczej.
I wiem, że żadna moja radosna duma nie jest argumentem dla tych, którzy czują lęk i sromotę. Początek nowego, który mi daje nadzieję, jest końcem starego, który innych zasmuca lub zatrważa.
Jeszcze na koniec:
Nie dam sobie i Polsce tego zabrać.
Nikomu!
Mocne słowa.
Całkiem niedawno żyli tu ludzie, którzy również mówili, że nie dadzą sobie i Polsce zabrać — choćby wolności. A nawet — ani jednego guzika od munduru.
Pani Renato.
Nasza armia nie obroni się nawet przez pół godziny przed atakiem z Białorusi, gdyby taki nastpił.
Nasza dypomacja nie potrafi od lat wynegocjować od największych naszych sojuszników ruchu bezwizowego.
Niemal całą energię, bez której przestanie działać wszystko, importujemy.
Nasza gospodarka… Nauka… Sztuka…
Dzięki Bogu, mamy Panią.
Jak się jakieś potęgi świata zamierzą na Polskę, Pani je zatrzyma.
Szkoda, że Amerykanie kogoś takiego nie mają — nie musieliby budować całej tej tarczy antyrakietowej.
Pani Renato
Nie dalej niż dwa dni temu pisała Pani o nieubłagalnych prawidłach biologii, które odbiorą niebawem Kaczyńskim ich sfrustrowanych i nierozumiejących świata wyborców.
Teraz pisze Pani z dumą:
Przeżyłam CAŁY okres PRL.
Jestem uczestnikiem niemal wszystkich polskich nadziei i marzeń o wolnej Polsce, a te pierwsze, powojenne, których bezpośrednim uczestnikkiem była moja rodzina, zostały mii przekazane w spadku.
Widziałam. Słyszałam. Czułam.
Teraz oddycham w wolnej Polsce. Cieszę sie, że Polska jest w Unii Europejskiej.
I ja się zgadzam, że ma Pani być z czego dumna. Zgadzam się, że doświadczenie osobiste poszerza Pani horyzonty. Ale moja mama także przeżyła PRL. Nie cały, ale sporo. I ona dziś, również podpierając się argumentem osobistego doświadczenia totalitaryzmu, popiera Kaczorów. A Unię uważa za nowe rozbiory.
Babcia mojej żony (moje nie żyją, niestety) ma dłuższy życiorys niż Pani. I ona jest jeszcze zagorzalszą przeciwniczką Unii, liberalizacji etc, etc.
Niby dlaczego mam pani odwołanie do osobistych doświadczeń wziąć za dobrą monetę, a ich — odrzucić? Dlaczego mam uznać, że one są głupie, oczadzone i zmanipulowane, a Pani — nie?
Ja jestem zwolennikiem Unii. Uważam, że jest właściwy (może ostatni) moment w historii, by zbudować Federalne Państwo Europejskie. Nie podoba mi się, w jaki sposób psują tą wizję socjalistyczni eurokraci, ale popieram samą wielką ideę. Na poprawki, ufam, przyjdzie jeszcze czas.
Przyznaję otwarcie, że to rezygnacja z niepodległości państwa narodowgo.
Podobnie, jak w dniu ślubu kawaler z własnej rezygnuje z (części) wolności, by zyskać znacznie więcej.
Uważam, że bilans jest korzystny (i nie chodzi mi bynajmniej o jakieś tam euro z dotacji).
Także dlatego, że nie wierzę, by polskie państwo narodowe lepiej zabezpieczało moją wolność, niż federacja europejska.
Ale rozumiem i szanuję poglądy tych, którzy myślą inaczej.
I wiem, że żadna moja radosna duma nie jest argumentem dla tych, którzy czują lęk i sromotę. Początek nowego, który mi daje nadzieję, jest końcem starego, który innych zasmuca lub zatrważa.
Jeszcze na koniec:
Nie dam sobie i Polsce tego zabrać.
Nikomu!
Mocne słowa.
Całkiem niedawno żyli tu ludzie, którzy również mówili, że nie dadzą sobie i Polsce zabrać — choćby wolności. A nawet — ani jednego guzika od munduru.
Pani Renato.
odys -- 15.03.2008 - 14:53Nasza armia nie obroni się nawet przez pół godziny przed atakiem z Białorusi, gdyby taki nastpił.
Nasza dypomacja nie potrafi od lat wynegocjować od największych naszych sojuszników ruchu bezwizowego.
Niemal całą energię, bez której przestanie działać wszystko, importujemy.
Nasza gospodarka… Nauka… Sztuka…
Dzięki Bogu, mamy Panią.
Jak się jakieś potęgi świata zamierzą na Polskę, Pani je zatrzyma.
Szkoda, że Amerykanie kogoś takiego nie mają — nie musieliby budować całej tej tarczy antyrakietowej.