Po pierwsze, to wierzę Panu na słowo i nie wysłuchałem załączników. Choć Pan nie wie do czego są zdolni austriaccy kierowcy autobusów. Kiedy w początkach mego pobytu w tym kraju Indian Alpejskich poruszałem się środkami komunikacji zakładowej i zmuszony byłem wysłuchiwać codziennie, około 7.30, dużej dawki austriackiej muzyki ludowej. I to na trzeźwy umysł. Do końca życia, a może nawet i potem, będzie mi to brzmiało w uszach!
Zaś co do wspomnianego przez Panów gesellschaftu. Ostatni raz to mieliśmy coś mniej więcej podobnego w okolicach XVI w. (acz nie będę się upierał, jako że zjawisko to – moim zdaniem – związane jest z pewnego rodzaju dobrobytem i niezależnością państwa). A potem to już tylko smuta była, połączona z rozbiorami etc. Więc i konieczność mitu homogeniczności i jedności społecznej była potrzebna. Na różnych bazach zresztą oparta: religijnej, niepodległościowej, czyli w sumie bogoojczyźnianej.
Inaczej zresztą nie dałoby się przetrwać tego fatalnego dla Polski okresu. I chyba ten model jest od dłuższego czasu genetycznie przekazywany kolejnym pokoleniom. O politycznych powodach oraz lenistwie polityków nie wspominając.
Ja bardzo lubię się różnić i dyskutować na różne tematy. Zwłaszcza spokojnie. I między innymi z moimi najbliższymi (dziwnym trafem są to same kobiety, a więc rozumie Pan to podkreślenie kwestii spokoju).
Skoro udaje mi sie tego dokonywać na płaszczyźnie domowej, to wydawać by się mogło, że i w szerszym wymiarze będzie to możliwe. A tu guzik. I nie wiem dlaczego.
Jako wyjaśnienie pozostaje mi tylko ta teoria z genami. Jeno by to wyprostować, to piekielnie dużo czasu potrzeba. I dobrej woli również.
Dlatego lubię m.in. bywać w klubie txt, bo procentowy udział ludzi dobrej woli jest tu zdecydowanie większy niż w innych, podobnych etablissements.
Szanowny Panie Yayco
Po pierwsze, to wierzę Panu na słowo i nie wysłuchałem załączników. Choć Pan nie wie do czego są zdolni austriaccy kierowcy autobusów. Kiedy w początkach mego pobytu w tym kraju Indian Alpejskich poruszałem się środkami komunikacji zakładowej i zmuszony byłem wysłuchiwać codziennie, około 7.30, dużej dawki austriackiej muzyki ludowej. I to na trzeźwy umysł. Do końca życia, a może nawet i potem, będzie mi to brzmiało w uszach!
Zaś co do wspomnianego przez Panów gesellschaftu. Ostatni raz to mieliśmy coś mniej więcej podobnego w okolicach XVI w. (acz nie będę się upierał, jako że zjawisko to – moim zdaniem – związane jest z pewnego rodzaju dobrobytem i niezależnością państwa). A potem to już tylko smuta była, połączona z rozbiorami etc. Więc i konieczność mitu homogeniczności i jedności społecznej była potrzebna. Na różnych bazach zresztą oparta: religijnej, niepodległościowej, czyli w sumie bogoojczyźnianej.
Inaczej zresztą nie dałoby się przetrwać tego fatalnego dla Polski okresu. I chyba ten model jest od dłuższego czasu genetycznie przekazywany kolejnym pokoleniom. O politycznych powodach oraz lenistwie polityków nie wspominając.
Ja bardzo lubię się różnić i dyskutować na różne tematy. Zwłaszcza spokojnie. I między innymi z moimi najbliższymi (dziwnym trafem są to same kobiety, a więc rozumie Pan to podkreślenie kwestii spokoju).
Skoro udaje mi sie tego dokonywać na płaszczyźnie domowej, to wydawać by się mogło, że i w szerszym wymiarze będzie to możliwe. A tu guzik. I nie wiem dlaczego.
Jako wyjaśnienie pozostaje mi tylko ta teoria z genami. Jeno by to wyprostować, to piekielnie dużo czasu potrzeba. I dobrej woli również.
Dlatego lubię m.in. bywać w klubie txt, bo procentowy udział ludzi dobrej woli jest tu zdecydowanie większy niż w innych, podobnych etablissements.
Pozdrawiam obu Panów
Lorenzo -- 15.07.2008 - 14:35