Sympatycznie napisane. Powyższe. Ciekawie i z zacięciem. I tylko przy konkluzji dotyczącej afrontu, którego doznał na wiadomej trybunie wiadomy prezydent zgodzić mi się trudno ponieważ nie wierzę w moc sprawczą myślenia magicznego. Nie wiem też, w jaki sposób nazwanie wszystkich ulic i placów noszących obecnie rozmaite nazwy imieniem rotmistrza Pileckiego mogłoby wpłynąć na wzrost szacuniku byłego rezydenta KGB w NRD do historycznych dokonań naszych rodaków. Podejrzewam nawet, że nie zarejstrowałby nawet tych poczynań. Innymi słowy: słusznym wydaje mi się (podzielane przez nas obu jak sądzę) stwierdzenie, że warunkiem aby nas szanowano jest to abyśmy szanowali sami siebie. Niesłusznym wydaje mi się wniosek, że można na szacunek innych zasłużyć (lub go wymusić) intensywnym nazewnictwem w obrębie granic. Ale może się mylę.
Co do uwag dotyczących koloru kapitału w Polsce – to sądzę, że przypisywanie mu koloru czerwonego lub różowego jest pewnym, hm, wygodnym uproszczeniem. Kapitał ma kolor pieniądza. I niezliczonych potknięć prasy tzw. prawicowej nie tłumaczyłbym wyłącznie spiskiem złowrogiego czerwonego kapitału. Ciekawa teoria, lecz moim zdaniem niewystarczająca aby wyjaśnić przygnębiającą mizerię krajobrazu. Od zarania. Zaakceptowanie hipotezy, że Sakiewicz przerodziłby się przez noc w Fikusa, gdyby tylko brzydki komuch nie knuł po nocach, sprawia mi pewne trudności.
Tłumaczenie niepowodzeń niektórych publikatorów masowym niedowładem umysłowym ogłupionej publiczności jest eksperymentem powabnym lecz karkołomnym. Jak pan wyjaśni względny, ale zawsze, sukces wydawniczy Spółdzieni Wydawniczej “Polityka”? Ja mogę z wieloma publikowanymi tam artykułami się nie zgadzać ale jest to dla bezsprzecznie przykład solidnego rzemiosła. Nie tyle w sensie światopoglądowym, co prasowo-publicystycznym.
Najwidoczniej na sukces trzeba pracować. A nie tłumaczyć jego brak niedostatkami czytelnika.
Znikanie komentarzy zauważyłem. Dziwny zwyczaj, istotnie. Nie motywuje do kontynuacji wymiany myśli. Wspomniany epilog również nie umknął mojej uwadze. Niestety. Chyba się jednak nie będę bawił w te klocki. Nie jestem w tym najlepszy.
Panie Yasso
Sympatycznie napisane. Powyższe. Ciekawie i z zacięciem. I tylko przy konkluzji dotyczącej afrontu, którego doznał na wiadomej trybunie wiadomy prezydent zgodzić mi się trudno ponieważ nie wierzę w moc sprawczą myślenia magicznego. Nie wiem też, w jaki sposób nazwanie wszystkich ulic i placów noszących obecnie rozmaite nazwy imieniem rotmistrza Pileckiego mogłoby wpłynąć na wzrost szacuniku byłego rezydenta KGB w NRD do historycznych dokonań naszych rodaków. Podejrzewam nawet, że nie zarejstrowałby nawet tych poczynań. Innymi słowy: słusznym wydaje mi się (podzielane przez nas obu jak sądzę) stwierdzenie, że warunkiem aby nas szanowano jest to abyśmy szanowali sami siebie. Niesłusznym wydaje mi się wniosek, że można na szacunek innych zasłużyć (lub go wymusić) intensywnym nazewnictwem w obrębie granic. Ale może się mylę.
Co do uwag dotyczących koloru kapitału w Polsce – to sądzę, że przypisywanie mu koloru czerwonego lub różowego jest pewnym, hm, wygodnym uproszczeniem. Kapitał ma kolor pieniądza. I niezliczonych potknięć prasy tzw. prawicowej nie tłumaczyłbym wyłącznie spiskiem złowrogiego czerwonego kapitału. Ciekawa teoria, lecz moim zdaniem niewystarczająca aby wyjaśnić przygnębiającą mizerię krajobrazu. Od zarania. Zaakceptowanie hipotezy, że Sakiewicz przerodziłby się przez noc w Fikusa, gdyby tylko brzydki komuch nie knuł po nocach, sprawia mi pewne trudności.
Tłumaczenie niepowodzeń niektórych publikatorów masowym niedowładem umysłowym ogłupionej publiczności jest eksperymentem powabnym lecz karkołomnym. Jak pan wyjaśni względny, ale zawsze, sukces wydawniczy Spółdzieni Wydawniczej “Polityka”? Ja mogę z wieloma publikowanymi tam artykułami się nie zgadzać ale jest to dla bezsprzecznie przykład solidnego rzemiosła. Nie tyle w sensie światopoglądowym, co prasowo-publicystycznym.
Najwidoczniej na sukces trzeba pracować. A nie tłumaczyć jego brak niedostatkami czytelnika.
Znikanie komentarzy zauważyłem. Dziwny zwyczaj, istotnie. Nie motywuje do kontynuacji wymiany myśli. Wspomniany epilog również nie umknął mojej uwadze. Niestety. Chyba się jednak nie będę bawił w te klocki. Nie jestem w tym najlepszy.
pozdrawiam.
telemach (gość) -- 16.05.2009 - 01:25T.