o pluralizm w mediach to pewnie bliżej nam do siebie niż dalej. Szkoda zatem słów. Mnie nie raduje upadek GP w sensie schadenfreude. Mnie ogarnia rozgoryczenie i smutek gdy widzę brak rozsądnej (w sensie dziennikarskiego rzemiosła) alternatywy do tego co reprezentuje Polityka. Bywając w kraju nader często, stoję w zadumie przed stojakiem z tworami gazetopodobnymi. I nie ma we mnie wystarczającej ilości determinacji aby nabyć śle robione badziewie o słusznych aspiracjach i jeszcze większych pretensjach. Tak samo jak nie ma we mnie motywacji do zgody na robienie ze mnie idioty, miłośnika kolorowych obrazków i pseudosensacyjnych nagłówków przez GW. Podobnie jak nie ma we mnie entuzjazmu do obecnej Rzepy – ja, wie Pan, ja po prostu nie lubię “organów”. A u nas w Polsce nie ma powoli już gazet zasługujących na to miano. Są twory marketingowe dla wykastrowanych umysłowo (z jednej strony) i “organy z misją racji mojszej” z drugiej. Tak mi się to jawi.
Zasmuca mnie to, muszę wyznać. Ja rozumiem, że GP obsługiwała front walki ideologicznej. Problem mam z tym, żei to dla mnie niezupełnie gazeta a deklaratywna polskość nie jest dla mnie ani równoważnikiem ani też ekwiwalentem intelektualnego partnerstwa. Polskości proszę Pana to ja oczekuję od parlamentu, rządu i prezydenta. Polskość jest dla mnie ważna w przypadku literatury i pierwszej czytanki. Od gazety oczekuję nie tyle rozpaczliwego podpierania się polskością jak laską, co braku ideologicznych klap na oczach. Traktowania czytelnika (czyli mnie) z szacunkiem z jakim się traktuje intelektualnego partnera. Ciętości, dociekliwości nieskażonej partyjniactwem, niepowtarzalnego stylu, przejrzystej szaty graficznej. Kasandryczne zawodzenia że eurokołchoz to a postkomuniści tamto a ten Tusk to element obcy obsługują może emocje licealistów potrzebujących ekspiacji ze względu na to że dziadek był w PZPR, mnie to nie wystarcza. Nie wystarczy podkreślać neurotycznie w nazwie że gazeta jest polska. Ona jeszcze powinna być – jako produkt – dobra. A wyszło co wyszło. Organ. I to w dodatku robiony w sposób dyletancki i sprzedający się żle.
Panie Yasso - jeśli chodzi
o pluralizm w mediach to pewnie bliżej nam do siebie niż dalej. Szkoda zatem słów. Mnie nie raduje upadek GP w sensie schadenfreude. Mnie ogarnia rozgoryczenie i smutek gdy widzę brak rozsądnej (w sensie dziennikarskiego rzemiosła) alternatywy do tego co reprezentuje Polityka. Bywając w kraju nader często, stoję w zadumie przed stojakiem z tworami gazetopodobnymi. I nie ma we mnie wystarczającej ilości determinacji aby nabyć śle robione badziewie o słusznych aspiracjach i jeszcze większych pretensjach. Tak samo jak nie ma we mnie motywacji do zgody na robienie ze mnie idioty, miłośnika kolorowych obrazków i pseudosensacyjnych nagłówków przez GW. Podobnie jak nie ma we mnie entuzjazmu do obecnej Rzepy – ja, wie Pan, ja po prostu nie lubię “organów”. A u nas w Polsce nie ma powoli już gazet zasługujących na to miano. Są twory marketingowe dla wykastrowanych umysłowo (z jednej strony) i “organy z misją racji mojszej” z drugiej. Tak mi się to jawi.
Zasmuca mnie to, muszę wyznać. Ja rozumiem, że GP obsługiwała front walki ideologicznej. Problem mam z tym, żei to dla mnie niezupełnie gazeta a deklaratywna polskość nie jest dla mnie ani równoważnikiem ani też ekwiwalentem intelektualnego partnerstwa. Polskości proszę Pana to ja oczekuję od parlamentu, rządu i prezydenta. Polskość jest dla mnie ważna w przypadku literatury i pierwszej czytanki. Od gazety oczekuję nie tyle rozpaczliwego podpierania się polskością jak laską, co braku ideologicznych klap na oczach. Traktowania czytelnika (czyli mnie) z szacunkiem z jakim się traktuje intelektualnego partnera. Ciętości, dociekliwości nieskażonej partyjniactwem, niepowtarzalnego stylu, przejrzystej szaty graficznej. Kasandryczne zawodzenia że eurokołchoz to a postkomuniści tamto a ten Tusk to element obcy obsługują może emocje licealistów potrzebujących ekspiacji ze względu na to że dziadek był w PZPR, mnie to nie wystarcza. Nie wystarczy podkreślać neurotycznie w nazwie że gazeta jest polska. Ona jeszcze powinna być – jako produkt – dobra. A wyszło co wyszło. Organ. I to w dodatku robiony w sposób dyletancki i sprzedający się żle.
I czego tu żałować?
Pozdrawiam.
telemach (gość) -- 17.05.2009 - 23:38T.