Jeden procent
No widzi Pan, ja się z Panem zgadzam i nawet te same argumenty wspomnianej osobie przedstawiałem, również powstrzymując wyrazy.
Ale mówi Pan, że woli dać na hospicjum, niż na urzędników. No wie Pan. W fundacji, co Pan na nią łoży, też jest jakaś księgowość, sekretariat, bo ja wiem, co tam jeszcze. Znaczy, biurokracja jakaś.
I mówi Pan, ze woli sam decydować. Lecz przecież nie jedzie pan kupować konkretnych leków konkretnemu choremu — a wpłaca na fundację. Która ma cele, programy itd. I ktoś już dalej za Pana decyduje. Jakiś, powiedzmy dyrektor. Pan tym przelewem przecież jedynie wyznacza z grubsza, kto i o czym ma za Pana decydować...
Ja wiem, i się zgadzam, że państwowa służba przerośnięta, niewydolna, zobojętniała jest itd. Ale jak się chwilę zastanowię, to potrafię sobie wyobrazić pozarządową fundację zarządzaną źle i nieskutecznie, realizującą zadania mniej potrzebne niż zadania realizowane przez władzę.
Ja odpisuję swój procencik odkąd mogę, ale ani tego nie nazywam charytatywnością, ani tak nie potępiam tych, co pozostawiają zarząd także nad tym ułamkiem podatku — rządowi.
Bo ja, podobnie jak Pan, mam się za mądrzejszego od rządu. Ale przecież nie wszyscy są tacy, nie? ;)
Ratowanie życia
Pan mnie pod włos bierze.
Dobrze że się zgadzamy, więc te docinki złośliwe puszczam mimo. No.
Dobroczynność
W sumie słusznie pan definiuje termin: dobra czynienie.
To znów pana rozdrażnię — rządowy powszechny serwis medyczny też jest-li dobroczynnością? Czy to inaczej działa?
Sąsiedztwo
Pan pisze, że uogólniam niebezpiecznie. Skąd Panu do głowy przyszło,że większość ludzi żyje w takich molochach — Pan pyta.
Ja nie napisałem, że większość żyje. Ja napisałem o pewnym kierunku, w jakim to idzie. Mieszkalnictwo znaczy. Pan wspominał o tej budowie, obok Pana… To co, małe, kameralne budynki? Panie Yayco. Przedwojenna kamienica miała z sześć pięter maks i dwadzieścia metrów szerokości działki. Tam się mogli wszyscy znać na wylot. A w obecnym standardzie deweloperskim, po 9tys/metr kwadratowy w stolicy, to ja znam sąsiadów, ale z okien na przeciwko. TV sobie ich oglądam, bo blisko. Osiedle liczy 5 bloków, po 4 klatki i 8 kondygnacji. Na każdym piętrze z klatki jest pięć mieszkań. 150 rodzin w bloku. Znamy się tylko z widzenia
A to jest takie typowe nowe osiedle, wcale nie jakieś — tam wielkie.
To nie jest kwestia, co ja projektuję. Tylko co się projektuje. Wszędzie.
Wyjątki są nieliczne.
Domki też nie są dobrą alternatywą, bo nikt pod te domki nie projektuje układów urbanistycznych. Nie ma nowej Podkowy Leśnej pod Warszawą, a przecież dwzudziestolecie zaraz stuknie. Stają te kolejne domy wzdłuż zagonów, na działkach ledwie odrolnionych. Nawet dojechać samochodem niełatwo — a gdzież tam, żeby ktoś przewidział sieć ulic, rynek, miejsce na szkołę i kościół, czy park.
Panie Yayco. Z tym, to jest u nas w Polsce dużo gorzej niż z dobroczynnością i wolontariatem. Serio.
Panie Yayco
Jeden procent
No widzi Pan, ja się z Panem zgadzam i nawet te same argumenty wspomnianej osobie przedstawiałem, również powstrzymując wyrazy.
Ale mówi Pan, że woli dać na hospicjum, niż na urzędników. No wie Pan. W fundacji, co Pan na nią łoży, też jest jakaś księgowość, sekretariat, bo ja wiem, co tam jeszcze. Znaczy, biurokracja jakaś.
I mówi Pan, ze woli sam decydować. Lecz przecież nie jedzie pan kupować konkretnych leków konkretnemu choremu — a wpłaca na fundację. Która ma cele, programy itd. I ktoś już dalej za Pana decyduje. Jakiś, powiedzmy dyrektor. Pan tym przelewem przecież jedynie wyznacza z grubsza, kto i o czym ma za Pana decydować...
Ja wiem, i się zgadzam, że państwowa służba przerośnięta, niewydolna, zobojętniała jest itd. Ale jak się chwilę zastanowię, to potrafię sobie wyobrazić pozarządową fundację zarządzaną źle i nieskutecznie, realizującą zadania mniej potrzebne niż zadania realizowane przez władzę.
Ja odpisuję swój procencik odkąd mogę, ale ani tego nie nazywam charytatywnością, ani tak nie potępiam tych, co pozostawiają zarząd także nad tym ułamkiem podatku — rządowi.
Bo ja, podobnie jak Pan, mam się za mądrzejszego od rządu. Ale przecież nie wszyscy są tacy, nie? ;)
Ratowanie życia
Pan mnie pod włos bierze.
Dobrze że się zgadzamy, więc te docinki złośliwe puszczam mimo. No.
Dobroczynność
W sumie słusznie pan definiuje termin: dobra czynienie.
To znów pana rozdrażnię — rządowy powszechny serwis medyczny też jest-li dobroczynnością? Czy to inaczej działa?
Sąsiedztwo
Pan pisze, że uogólniam niebezpiecznie. Skąd Panu do głowy przyszło,że większość ludzi żyje w takich molochach — Pan pyta.
Ja nie napisałem, że większość żyje. Ja napisałem o pewnym kierunku, w jakim to idzie. Mieszkalnictwo znaczy. Pan wspominał o tej budowie, obok Pana… To co, małe, kameralne budynki? Panie Yayco. Przedwojenna kamienica miała z sześć pięter maks i dwadzieścia metrów szerokości działki. Tam się mogli wszyscy znać na wylot. A w obecnym standardzie deweloperskim, po 9tys/metr kwadratowy w stolicy, to ja znam sąsiadów, ale z okien na przeciwko. TV sobie ich oglądam, bo blisko. Osiedle liczy 5 bloków, po 4 klatki i 8 kondygnacji. Na każdym piętrze z klatki jest pięć mieszkań. 150 rodzin w bloku. Znamy się tylko z widzenia
A to jest takie typowe nowe osiedle, wcale nie jakieś — tam wielkie.
To nie jest kwestia, co ja projektuję. Tylko co się projektuje. Wszędzie.
Wyjątki są nieliczne.
Domki też nie są dobrą alternatywą, bo nikt pod te domki nie projektuje układów urbanistycznych. Nie ma nowej Podkowy Leśnej pod Warszawą, a przecież dwzudziestolecie zaraz stuknie. Stają te kolejne domy wzdłuż zagonów, na działkach ledwie odrolnionych. Nawet dojechać samochodem niełatwo — a gdzież tam, żeby ktoś przewidział sieć ulic, rynek, miejsce na szkołę i kościół, czy park.
Panie Yayco. Z tym, to jest u nas w Polsce dużo gorzej niż z dobroczynnością i wolontariatem. Serio.
odys -- 09.01.2009 - 01:17