Nie wiem czy Pani zauważyła, ale ja piszę o ludziach. Psy są tylko elementem środowiska człowieka. I psy jako ntakie mnie zupełnie nie interesują.
Strasznie się Pan myli a błąd, który tkwi w Panu być może pochodzi z ukształtowania religijnego na podstawie którego “uczynił Pan sobie Ziemię i wszystko co na niej istnieje poddanymi sobie”. Czy jakoś tak…
Błąd tkwi w poddaniu. To nie poddanie chodzi tylko o współistnienie.
Sama brodziłam w tym kretynizmie. Do czasu…
I zdziwiłby się Pan, jak wiele wspólnego ze współistnieniem mają emocje. Nie rozum. Tego ostatniego nie da się porównać i nie daje się znaleźć wspólnej płaszczyzny.
Widziałam ludzi, wielu, którzy zaciskali dutki na nozdrzach niepokornych koni; okładali je razami batów, wiązali do desek boksów – żeby je podkuć. Podobno dla ich, koni, dobra.
Widziałam też nielicznych, którzy dostrajali się emocjonalnie do zwierzęcia; zostawiali swój gniew i zniecierpliwienie za drzwiami stajni; podchodzili do tych “wściekłych bestii” z uczuciem i czuciem, a one – te “wściekłe bestie” same podawały kopyta i pieszczotliwie podszczypywały podkuwaczy.
Sama mam wiele doświadczeń tego typu z “wściekłymi bestiami” – psami.
Te doświadczenia nauczyły mnie jednego – winnym agresji zwierzęcia w relacji “człowiek-zwierzę” jest zawsze człowiek. Czy to się Panu podoba czy nie.
Panie Jerzy
Prawie mi to umknęło:
Nie wiem czy Pani zauważyła, ale ja piszę o ludziach. Psy są tylko elementem środowiska człowieka. I psy jako ntakie mnie zupełnie nie interesują.
Strasznie się Pan myli a błąd, który tkwi w Panu być może pochodzi z ukształtowania religijnego na podstawie którego “uczynił Pan sobie Ziemię i wszystko co na niej istnieje poddanymi sobie”. Czy jakoś tak…
Błąd tkwi w poddaniu. To nie poddanie chodzi tylko o współistnienie.
Sama brodziłam w tym kretynizmie. Do czasu…
I zdziwiłby się Pan, jak wiele wspólnego ze współistnieniem mają emocje. Nie rozum. Tego ostatniego nie da się porównać i nie daje się znaleźć wspólnej płaszczyzny.
Widziałam ludzi, wielu, którzy zaciskali dutki na nozdrzach niepokornych koni; okładali je razami batów, wiązali do desek boksów – żeby je podkuć. Podobno dla ich, koni, dobra.
Widziałam też nielicznych, którzy dostrajali się emocjonalnie do zwierzęcia; zostawiali swój gniew i zniecierpliwienie za drzwiami stajni; podchodzili do tych “wściekłych bestii” z uczuciem i czuciem, a one – te “wściekłe bestie” same podawały kopyta i pieszczotliwie podszczypywały podkuwaczy.
Sama mam wiele doświadczeń tego typu z “wściekłymi bestiami” – psami.
Te doświadczenia nauczyły mnie jednego – winnym agresji zwierzęcia w relacji “człowiek-zwierzę” jest zawsze człowiek. Czy to się Panu podoba czy nie.
Magia -- 26.06.2009 - 17:01