Chętnie zgodzę się z tezą, że PRL trwał wystarczająco długo, by się ludziom porobiło na tyle w głowach na opak, że wolą teraz przewidywalny reżim od nieprzewidywalnej wolności. Ale to moim zdaniem tylko część prawdy o nas. Z pewnością to jakieś dziedzictwo, które musi wymrzeć wraz z generacją nim dotkniętą.
Jednakowoż, mam i inną intuicję. Otóż, po prawdzie, poza skrajnymi przypadkami dotykającymi zaangażowanych opozycjonistów, to PRL to był pic a nie prison. Niby mieliśmy tych Sowietów u siebie i niby nie mieliśmy wolności, ale w gruncie rzeczy nie tylko jakoś sobie z tym okupantem radziliśmy, to na dnie duszy nie zostaliśmy wieźniami nigdy. Tylko się kamuflowaliśmy. A niezwyciężony duch w nas się palił w ukryciu.
Natomiast to co Pan nazywa tu niejako syndromem wieźnia na wolności, ktory teskni za prostym światem za kratami, to w moim odczuciu i rozumieniu co innego. To zwykły opór konformistyczny a nie dowód na mentalność więźnia.
Radziliśmy sobie w rzeczywistości mało skomplikowanej, a teraz się porobiło i nagle jest równanie z 50 niewiadomymi, zamiast z jedną. No to my odmawiamy, nie chcemy płacić takiej ceny za wolność.
I co do sportowych emocji. Angielscy kibole i kibice nigdy nie musieli odbudowywać społecznych więzi po wielu latach bez własnego państwa, bez własnej flagi na maszcie i własnego hymnu. U nas to ma z powodu tej wagi kontekstów inne wymiary, i ja to widzę po kibicach, nie po kibolach.
Panie yayco
Chętnie zgodzę się z tezą, że PRL trwał wystarczająco długo, by się ludziom porobiło na tyle w głowach na opak, że wolą teraz przewidywalny reżim od nieprzewidywalnej wolności. Ale to moim zdaniem tylko część prawdy o nas. Z pewnością to jakieś dziedzictwo, które musi wymrzeć wraz z generacją nim dotkniętą.
Jednakowoż, mam i inną intuicję. Otóż, po prawdzie, poza skrajnymi przypadkami dotykającymi zaangażowanych opozycjonistów, to PRL to był pic a nie prison. Niby mieliśmy tych Sowietów u siebie i niby nie mieliśmy wolności, ale w gruncie rzeczy nie tylko jakoś sobie z tym okupantem radziliśmy, to na dnie duszy nie zostaliśmy wieźniami nigdy. Tylko się kamuflowaliśmy. A niezwyciężony duch w nas się palił w ukryciu.
Natomiast to co Pan nazywa tu niejako syndromem wieźnia na wolności, ktory teskni za prostym światem za kratami, to w moim odczuciu i rozumieniu co innego. To zwykły opór konformistyczny a nie dowód na mentalność więźnia.
Radziliśmy sobie w rzeczywistości mało skomplikowanej, a teraz się porobiło i nagle jest równanie z 50 niewiadomymi, zamiast z jedną. No to my odmawiamy, nie chcemy płacić takiej ceny za wolność.
I co do sportowych emocji. Angielscy kibole i kibice nigdy nie musieli odbudowywać społecznych więzi po wielu latach bez własnego państwa, bez własnej flagi na maszcie i własnego hymnu. U nas to ma z powodu tej wagi kontekstów inne wymiary, i ja to widzę po kibicach, nie po kibolach.
Pozdrawiam
Troll Zdalnie Sterowany -- 16.06.2008 - 16:20