Ponieważ siedzę w Publicznej Służbie to jak raz adekwatny wydaje mi się wątek nikotynowy.
Radomski to był mój pierwszy papieros i w moich wspomnieniach zachował on smak słonego paluszka. Dziwne? Dziwne.
Ale ja dość dziwna jestem w ogólności, o czym pisałam już tyle, że do znudzenia prawie.
Potem były Yugo i Opale.
Ukrywałam się głównie na boisku szkolnym, tam mieliśmy taki kącik zakrzaczony zdatny do palenia poza widokiem oczu niepowołanych. Podkreślam, że ów kącik zakrzaczony służył do palenia. Tak na wszelki wypadek podkreślam.
Koleżanki chciały w piwnicy palić, bo bliżej i jakoś bardziej uniwersalnie na przestrzeni zmieniających się pór roku, ale ja stanowczo odmiawiałam.
Niczego się tak nie boję, jak piwnic. Dziwne? Dziwne, ale…
Jeszcze się boję pająków, i duchów. Przy czym z pająkami doszłam do jakiegoś ładu, o ile nie przekroczą zdroworozsądkowych rozmiarów. Jeśli natomiast przekroczą, drę się obłąkańczo.
Ale nawet jak się rozedrę, to zabijać nie pozwalam, czym do furii doprowadzam tego, na którego rola mojego ratowacza przypadła. Bo ja umiem powiedzieć co trzeba zrobić, ale odmawiam bardzo zdecydowanie udziału własnego.
Z duchami do ładu też jakoś doszłam, na zasadzie jednostronnego oświadczenia woli, które póki co przez obie strony jest respektowane.
O czym ja tu opowiadam…? Miało być o czym innym.
Aaaa, już wiem.
Specjalna odezwa do Pino
Pino, weź Ty i załóż tu bloga, ja Cię proszę. Byłam tam u Ciebie i bardzo mi się podobało więc naciskam, naciskam, naciskam.
Ileż można siedzieć w archiwum?
Pozdrawiam Państwa troszkę rozproszona własnym rozproszeniem tematycznym
Dzień dobry
Jakże mi miło Pino, że mnie zawołałaś.
Tematów tu tylu, że nie wiadomo co ugyźć.
Ponieważ siedzę w Publicznej Służbie to jak raz adekwatny wydaje mi się wątek nikotynowy.
Radomski to był mój pierwszy papieros i w moich wspomnieniach zachował on smak słonego paluszka. Dziwne? Dziwne.
Ale ja dość dziwna jestem w ogólności, o czym pisałam już tyle, że do znudzenia prawie.
Potem były Yugo i Opale.
Ukrywałam się głównie na boisku szkolnym, tam mieliśmy taki kącik zakrzaczony zdatny do palenia poza widokiem oczu niepowołanych. Podkreślam, że ów kącik zakrzaczony służył do palenia. Tak na wszelki wypadek podkreślam.
Koleżanki chciały w piwnicy palić, bo bliżej i jakoś bardziej uniwersalnie na przestrzeni zmieniających się pór roku, ale ja stanowczo odmiawiałam.
Niczego się tak nie boję, jak piwnic. Dziwne? Dziwne, ale…
Jeszcze się boję pająków, i duchów. Przy czym z pająkami doszłam do jakiegoś ładu, o ile nie przekroczą zdroworozsądkowych rozmiarów. Jeśli natomiast przekroczą, drę się obłąkańczo.
Ale nawet jak się rozedrę, to zabijać nie pozwalam, czym do furii doprowadzam tego, na którego rola mojego ratowacza przypadła. Bo ja umiem powiedzieć co trzeba zrobić, ale odmawiam bardzo zdecydowanie udziału własnego.
Z duchami do ładu też jakoś doszłam, na zasadzie jednostronnego oświadczenia woli, które póki co przez obie strony jest respektowane.
O czym ja tu opowiadam…? Miało być o czym innym.
Aaaa, już wiem.
Specjalna odezwa do Pino
Pino, weź Ty i załóż tu bloga, ja Cię proszę. Byłam tam u Ciebie i bardzo mi się podobało więc naciskam, naciskam, naciskam.
Ileż można siedzieć w archiwum?
Pozdrawiam Państwa troszkę rozproszona własnym rozproszeniem tematycznym
Gretchen -- 22.10.2008 - 14:55