Zatem czekam cierpliwie te dwa tygodnie, bez nacisków.
Cierpliwie czekając cierpliwość ćwiczę.
Widzisz, z tym buddyzmem i wegetarianizmem to jest jednak mitologia. Mam na myśli to, że buddyzm nie wymaga nie jedzenia mięsa, co łatwo można zauważyć przyjrzawszy się menu Tybetańczyków.
Prawda jest też taka, że ja się w tej sprawie jednak trochę wewnętrznie ze sobą kłócę. I to wszystko dla kilku mięsnych dań, których nie potrafię sobie odmówić. Na razie!
Dla palenia to już żadnego usprawiedliwienia nie ma. Zadymiam sobie karmę i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie… Cholera.
Ale kiedyś się wezmę za siebie. Cholera.
Więc taka ze mnie buddystka w trakcie budowy i przebudowy raczej.
A żeby jakoś nawiązać do tematu archiwalnego wpisu, to ja od dziecięcia mam jakieś takie w sobie, że mnie żadne rasizmy się nie trzymały. I zawsze czułam, że to jest właściwe.
Do Żydów to mam w ogóle jakiś taki szczególny rodzaj ciepłych uczuć. Ogromnie dużo szacunku. Skąd to mam? Nie wiem.
Mało to zresztą jest istotne skąd. Mnie antysemityzm boli, to chyba jest najlepsze słowo… Jest dla mnie absolutnie niezrozumiały… Podobnie jak wszelkie inne rasizmy, ale tu jakoś znowu szczególnie.
W mojej rodzinie kilka lat temu była taka historia, że siostra mojej matki (ta od Elvisa) zaczęła robić drzewo genealogiczne i przyszło jej do głowy poszukać Żydowskich śladów.
Moja mama do dzisiaj jest oburzona. Czym to już nie wiem, bo jedyne co umiała powiedzieć to, to że jej siostra zwariowała, upadła na głowę oraz całkiem jej odbiło.
No luuudzie…
Mam też przyjaciela, który jest Żydem, a do tego profesorem od nauki, której ja całkiem nie rozumiem choć bardzo bym chciała. I tak sobie siedzieliśmy kiedyś u innych znajomych, katolików na dodatek gawędząc o tym i owym, aż nam na religię zeszło.
Trwał jakiś naskórkowy spór o to co i jak, już nie pamiętam o co chodziło.
Professore się przysłuchiwał cicho dość, bo on od tej mądrości to wycichł całkiem, żeby na koniec powiedzieć, żebyśmy już sobie dali spokój, bo Apostołowie jako Żydzi to i tak są jego .
Lubiliśmy też w przeszłości symulować antysemickie pogawędki.
Śmiać się jednak nie ma z czego, bo jak poznał swoją narzeczoną to jej rodzina nie chciała go widzieć na oczy. Powodów było kilka, że znacznie starszy oraz rozwodnik, ale najgorsze było to, że jest Żydem.
No luuudzie…
To napisałam trochę na temat, bo mi się poprzypominało.
Nadal rozproszona i zataczająca kręgi pozdrawiam Cię Pino.
Pino
Zatem czekam cierpliwie te dwa tygodnie, bez nacisków.
Cierpliwie czekając cierpliwość ćwiczę.
Widzisz, z tym buddyzmem i wegetarianizmem to jest jednak mitologia. Mam na myśli to, że buddyzm nie wymaga nie jedzenia mięsa, co łatwo można zauważyć przyjrzawszy się menu Tybetańczyków.
Prawda jest też taka, że ja się w tej sprawie jednak trochę wewnętrznie ze sobą kłócę. I to wszystko dla kilku mięsnych dań, których nie potrafię sobie odmówić. Na razie!
Dla palenia to już żadnego usprawiedliwienia nie ma. Zadymiam sobie karmę i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie… Cholera.
Ale kiedyś się wezmę za siebie. Cholera.
Więc taka ze mnie buddystka w trakcie budowy i przebudowy raczej.
A żeby jakoś nawiązać do tematu archiwalnego wpisu, to ja od dziecięcia mam jakieś takie w sobie, że mnie żadne rasizmy się nie trzymały. I zawsze czułam, że to jest właściwe.
Do Żydów to mam w ogóle jakiś taki szczególny rodzaj ciepłych uczuć. Ogromnie dużo szacunku. Skąd to mam? Nie wiem.
Mało to zresztą jest istotne skąd. Mnie antysemityzm boli, to chyba jest najlepsze słowo… Jest dla mnie absolutnie niezrozumiały… Podobnie jak wszelkie inne rasizmy, ale tu jakoś znowu szczególnie.
W mojej rodzinie kilka lat temu była taka historia, że siostra mojej matki (ta od Elvisa) zaczęła robić drzewo genealogiczne i przyszło jej do głowy poszukać Żydowskich śladów.
Moja mama do dzisiaj jest oburzona. Czym to już nie wiem, bo jedyne co umiała powiedzieć to, to że jej siostra zwariowała, upadła na głowę oraz całkiem jej odbiło.
No luuudzie…
Mam też przyjaciela, który jest Żydem, a do tego profesorem od nauki, której ja całkiem nie rozumiem choć bardzo bym chciała. I tak sobie siedzieliśmy kiedyś u innych znajomych, katolików na dodatek gawędząc o tym i owym, aż nam na religię zeszło.
Trwał jakiś naskórkowy spór o to co i jak, już nie pamiętam o co chodziło.
Professore się przysłuchiwał cicho dość, bo on od tej mądrości to wycichł całkiem, żeby na koniec powiedzieć, żebyśmy już sobie dali spokój, bo Apostołowie jako Żydzi to i tak są jego .
Lubiliśmy też w przeszłości symulować antysemickie pogawędki.
Śmiać się jednak nie ma z czego, bo jak poznał swoją narzeczoną to jej rodzina nie chciała go widzieć na oczy. Powodów było kilka, że znacznie starszy oraz rozwodnik, ale najgorsze było to, że jest Żydem.
No luuudzie…
To napisałam trochę na temat, bo mi się poprzypominało.
Nadal rozproszona i zataczająca kręgi pozdrawiam Cię Pino.
I Pana, Panie Yayco też, niech już będzie.
Gretchen -- 22.10.2008 - 17:21