“Przepraszam za karygodne opóźnienie w odpowiedzi, alem padła wczoraj na twarz.”
Luz, ja tu prawie nie zaglądam, a teraz Pino naszczuła mnie na ciebie ;)
“Moim zdaniem nakładasz dwie sprawy. Jeśli dobrze rozumiem, to kiedy mówisz uzależnienie jednoznacznie kojarzysz je z chorobowym modelem myślenia. To jest tylko jeden ze sposobów rozumienia uzależnienia, choć bardzo rozpowszechniony, zwłaszcza w naszym pięknym kraju.”
Nie tylko myślenia.
“Za tym założeniem idzie oczywiście coś takiego, że jak choroba, to system opieki, że użalanie się, że coś tam coś tam. Osobiście uważam, że to jest pomysł co najmniej słaby, żeby ustawowo gwarantować alkoholikom bezpłatną terapię.
Absolutnie nie mam w zwyczaju się użalać, choć też nie okazały się skuteczne terapie poprzez wycinkę lasów (swoją drogą, niektóre ośrodki MONARU nadal to praktykują).”
Gre, mylisz się sądząc, że ja mam jakieś stereotypowe widzenie tematu. Że od razu mi się wyswietla pod powiekami obraze użalający się i że nie wiem jakie alternatywne proby “leczenia” były podejmowane. Wiem.
Natomiast ja mowię o czymś innym- o tym, że ten cały narkoman wysłany na Syberię natychmiast się wyleczy z uzaleznienia. Pod warunkiem, że go tam nie weźmie na leczenie MONAR. Pod warunkiem, że nikt się nawet nie zająknie, że tu chodzi o jakieś leczenie.
Głowną przyczyną tego, że ludzie chorują na te całe uzależnienia jest to, że jakieś cwaniaki wymyśliły chorobę zwaną uzależnieniem.
Wcześniej człowiek mogł być pijak i kazdy wiedział, że to zwyczajna menda i słabiak, skoro się sam doprowadził do takiego stanu.
A od kiedy zostały wymyślone uzależnienia ten sam ludek jest nie tylko pijak, ale dodatkowo chory.
“Mierzi mnie cały ten system i stojące za nim założenia, więc robię po swojemu.
W tym po mojemu nie za bardzo jest miejsce na głaskanie i mizianie, choć nie okładam kijem.”
Juz o tym kiedyś rozmawialiśmy. No jasne, że jak juz się bawić w “leczenie” to raczej tak a nie miziając. Ja natomiast kwestionuję samą zasadnośc tego całego leczenia. Nie mowię, broń Boże, żeby nagle to znikło. Skoro naturalne wiezi społeczne sa juz tak zniszczone, ze praktycznie coś takiego jak społeczna presja przyzwoitości już nie istnieje, to bardzo prawdopodobne, ze takie usługi muszą być świadczone. Jako substytut normalności.
“Więc nie bronię systemu, ani całego tego chorobowego nurtu. Uchodzę raczej za heretyczkę i pamiętam czas kiedy przekonywałam ludzi, że uzależnienie nie jest żadną chorobą, że można na to spojrzeć inaczej, że są takie szkoły, które patrzą na to inaczej.”
No właśnie. Niestety tu się uruchamnia inna prawidłowść. Im dłużej tkwisz w jakiejś dziedzinie, tym bardziej się z nią zrastasz. Staje się ona twoją (każdego, to ogolne) imanentną częścią. Aż pojawia się przekonanie, ze uzależnienie jednak istnieje.
“Ale to nie zmienia faktu, ze uzależnienie istnieje. Można dyskutować czym jest w swojej istocie, ale nie da się zanegować jego istnienia.”
Voila!
Ze tak sobie dokończę swoj poprzedni akapit.
Exemplum idealne.
Gre, oczywiście uzależnienie musi istnieć, bo przecież nie może być tak, że ty się tyle lat zajmujesz czymś czego nie ma, prawda?
“Najłatwiej jest wyeliminować skutki fizyczne, choć też tylko do pewnego momentu. Jeśli zmiany organiczne są zbyt rozległe, to już nawet nie można mówić o psychoterapii.”
Gre, nie ma co gadać o przypadkach, ktore się tak załatwiły, że się już nie kwalifikują do niczego. Sorry, ale to są ofiary smiertelne 7 grzechow głownych. Nic więcej.
“Problem w tym, że tu nie chodzi tylko o picie, ćpanie czy inne atrakcje, tylko o konsekwencje tych wszystkich doświadczeń dla psychiki człowieka.”
Oczywiście. Ja o niczym innym nie mowię. Ale to nadal jest tylko kwestia słabej lub silnej woli.
“Ty możesz uważać, że to słabość charakteru taka niemożność poradzenia sobie samemu. Ja nie mogę się z tym zgodzić, bo każdy ma prawo sobie nie radzić, a być może wtedy dowodem braku tej słabości jest szukanie pomocy.”
I tu leży fundamentalna roznica między nami. Bo ja uważam, że nie może. Uważam, że człowiek, ktory w ogole dopuszcza do siebie taką myśl, że może być słaby, jest już w pewien sposob przegrany. I jako jednostka i jako nacja i jako rasa i jako cywilizacja. Bo, sorry, świat w wersji naturalnej wygląda tak, że pozwolic sobie na słabość mozna tylko raz. I to oznacza koniec.
Myślenie w kategoriach “mogę być słaby” to w krotszym lub dłuższym czasie świat dennych metroseksualnych mięczakow, z ktorych przede wszystkim wy, kobiety, nie macie żadnej pociechy.
“Nie można też lekceważyć skutków uzależnienia dla rodziny. Itd… Itd…”
Ja nie lekcewarze. Ale znowu. Nie uzależnienia ale słabości, grzechu i wstydu. Rodzina nie powinna się czuć “lepiej” mając w domu człowieka “chorego”, ale czuć się gorzej, czuć wstyd, że dopuściła do tego, że tak się jedne z nich np rozpił i jest swinią.
“Ja bym mogła o tym mówić przez tydzień, ale ponieważ mnie lubisz to chyba powinnam Ci darować. :))”
Gre
“Przepraszam za karygodne opóźnienie w odpowiedzi, alem padła wczoraj na twarz.”
Luz, ja tu prawie nie zaglądam, a teraz Pino naszczuła mnie na ciebie ;)
“Moim zdaniem nakładasz dwie sprawy. Jeśli dobrze rozumiem, to kiedy mówisz uzależnienie jednoznacznie kojarzysz je z chorobowym modelem myślenia. To jest tylko jeden ze sposobów rozumienia uzależnienia, choć bardzo rozpowszechniony, zwłaszcza w naszym pięknym kraju.”
Nie tylko myślenia.
“Za tym założeniem idzie oczywiście coś takiego, że jak choroba, to system opieki, że użalanie się, że coś tam coś tam. Osobiście uważam, że to jest pomysł co najmniej słaby, żeby ustawowo gwarantować alkoholikom bezpłatną terapię.
Absolutnie nie mam w zwyczaju się użalać, choć też nie okazały się skuteczne terapie poprzez wycinkę lasów (swoją drogą, niektóre ośrodki MONARU nadal to praktykują).”
Gre, mylisz się sądząc, że ja mam jakieś stereotypowe widzenie tematu. Że od razu mi się wyswietla pod powiekami obraze użalający się i że nie wiem jakie alternatywne proby “leczenia” były podejmowane. Wiem.
Natomiast ja mowię o czymś innym- o tym, że ten cały narkoman wysłany na Syberię natychmiast się wyleczy z uzaleznienia. Pod warunkiem, że go tam nie weźmie na leczenie MONAR. Pod warunkiem, że nikt się nawet nie zająknie, że tu chodzi o jakieś leczenie.
Głowną przyczyną tego, że ludzie chorują na te całe uzależnienia jest to, że jakieś cwaniaki wymyśliły chorobę zwaną uzależnieniem.
Wcześniej człowiek mogł być pijak i kazdy wiedział, że to zwyczajna menda i słabiak, skoro się sam doprowadził do takiego stanu.
A od kiedy zostały wymyślone uzależnienia ten sam ludek jest nie tylko pijak, ale dodatkowo chory.
“Mierzi mnie cały ten system i stojące za nim założenia, więc robię po swojemu.
W tym po mojemu nie za bardzo jest miejsce na głaskanie i mizianie, choć nie okładam kijem.”
Juz o tym kiedyś rozmawialiśmy. No jasne, że jak juz się bawić w “leczenie” to raczej tak a nie miziając. Ja natomiast kwestionuję samą zasadnośc tego całego leczenia. Nie mowię, broń Boże, żeby nagle to znikło. Skoro naturalne wiezi społeczne sa juz tak zniszczone, ze praktycznie coś takiego jak społeczna presja przyzwoitości już nie istnieje, to bardzo prawdopodobne, ze takie usługi muszą być świadczone. Jako substytut normalności.
“Więc nie bronię systemu, ani całego tego chorobowego nurtu. Uchodzę raczej za heretyczkę i pamiętam czas kiedy przekonywałam ludzi, że uzależnienie nie jest żadną chorobą, że można na to spojrzeć inaczej, że są takie szkoły, które patrzą na to inaczej.”
No właśnie. Niestety tu się uruchamnia inna prawidłowść. Im dłużej tkwisz w jakiejś dziedzinie, tym bardziej się z nią zrastasz. Staje się ona twoją (każdego, to ogolne) imanentną częścią. Aż pojawia się przekonanie, ze uzależnienie jednak istnieje.
“Ale to nie zmienia faktu, ze uzależnienie istnieje. Można dyskutować czym jest w swojej istocie, ale nie da się zanegować jego istnienia.”
Voila!
Ze tak sobie dokończę swoj poprzedni akapit.
Exemplum idealne.
Gre, oczywiście uzależnienie musi istnieć, bo przecież nie może być tak, że ty się tyle lat zajmujesz czymś czego nie ma, prawda?
“Najłatwiej jest wyeliminować skutki fizyczne, choć też tylko do pewnego momentu. Jeśli zmiany organiczne są zbyt rozległe, to już nawet nie można mówić o psychoterapii.”
Gre, nie ma co gadać o przypadkach, ktore się tak załatwiły, że się już nie kwalifikują do niczego. Sorry, ale to są ofiary smiertelne 7 grzechow głownych. Nic więcej.
“Problem w tym, że tu nie chodzi tylko o picie, ćpanie czy inne atrakcje, tylko o konsekwencje tych wszystkich doświadczeń dla psychiki człowieka.”
Oczywiście. Ja o niczym innym nie mowię. Ale to nadal jest tylko kwestia słabej lub silnej woli.
“Ty możesz uważać, że to słabość charakteru taka niemożność poradzenia sobie samemu. Ja nie mogę się z tym zgodzić, bo każdy ma prawo sobie nie radzić, a być może wtedy dowodem braku tej słabości jest szukanie pomocy.”
I tu leży fundamentalna roznica między nami. Bo ja uważam, że nie może. Uważam, że człowiek, ktory w ogole dopuszcza do siebie taką myśl, że może być słaby, jest już w pewien sposob przegrany. I jako jednostka i jako nacja i jako rasa i jako cywilizacja. Bo, sorry, świat w wersji naturalnej wygląda tak, że pozwolic sobie na słabość mozna tylko raz. I to oznacza koniec.
Myślenie w kategoriach “mogę być słaby” to w krotszym lub dłuższym czasie świat dennych metroseksualnych mięczakow, z ktorych przede wszystkim wy, kobiety, nie macie żadnej pociechy.
“Nie można też lekceważyć skutków uzależnienia dla rodziny. Itd… Itd…”
Ja nie lekcewarze. Ale znowu. Nie uzależnienia ale słabości, grzechu i wstydu. Rodzina nie powinna się czuć “lepiej” mając w domu człowieka “chorego”, ale czuć się gorzej, czuć wstyd, że dopuściła do tego, że tak się jedne z nich np rozpił i jest swinią.
“Ja bym mogła o tym mówić przez tydzień, ale ponieważ mnie lubisz to chyba powinnam Ci darować. :))”
Skoro lubię, to chyba odwrotnie.
Pozdrowki
Artur M. Nicpoń -- 23.02.2010 - 13:43