własnośc firmy tak – ale nie własność pracowników.
Prowadziłam moją wlasną, calkiem sporą firmę przez dwadziescia parę lat.
I nie przeszkadzały mi nigdy prawa prawcownicze, które zresztą na przekór obowiązujecemu prawu sama nawet tworzylam na uzytek “mojej” malej społecznosci. To co mi przeszkadzalo to żarloczna gęba państwa, stale rozdziawiona i stale nienasycona. Wysysająca z mojej firmy to co moim zdaniem należalo sie moim pracownikom i mnie a z pewnością nie państwu jako tworowi nieogarnietemu prawem działającym na rzecz obywatela, czyli i mnie i każdego z moich pracowników.Państwa, które, co tu duzo mówić, okradalo obywatela i nadal okrada, marnując jego pieniadze na luksusy władzy.
Związki Zawodowe – to tez najczęściej państwo – tylko inaczej. Ma Pan rację – to cwaniacy, dobrze wychodzący na na swoich fuchach – oczywiście wierchuszka, a nie szeregowi członkowie mamieni ochroną głównie po to by z ich składek paru, parunastu facetów dobrze sobie zyło.
Ale konsultacje, umowy zbiorowe niekoniecznie oznaczają konkrete struktury związkowe. Istnieją rózne formy – rady pracownicze, stowarzyszenia branżowe, grupy eksperckie itp.
Ograniczenie samowoli państwa, elit rzadzących i ochrona obywatela często mylone jest z ograniczaniem wolności przedsiębiorcy. Może dlatego, ze nasi politycy to niemal sami przedsiębiorcy – wiekszośc z nich zuyje z biznesów jakie pozakladali i jakieim doskonale funkcjonują dzięki uprawianiu przez nich polityki i dzięki pieniądzom, ogromnym pieniadzom wychachmęconym od państwa. Choćby właśnie Kaczyńscy.
Te firmy, przetwarzane w “córki”, “wnuczki”, “siostry”, “ciotki”, przekazywana przez kumpla kumplowi, zmieniające osobowość, rejestrowane sto piećdziesiąt razy pod coraz to inną nazwą – i mielące kasę, jaką kumple kumplom zapewniają – to wciąż nasza rzeczywistość. I tej kasy potrzeba duzo, bardzo duzo. Więc podatki wysokie od śmiesznych płac, więc koszty pracy niebotyczne, więc caly system rozliczeń z fiskusem chory, więc pierwszeństwo zobowiązań wobec państwa przed zobowiązaniami wobec wlasnej firmy – to wszystko zdegenerowane, pomieszane prawa nowe z prawami jeszcze za komuny powstałymi – to wszystko woda na młyn polityków i dowolności stanowionego prawa. Prawa im slużącego.
Wiem, że stare demokracje wypracowaly mechanizmy obrony interesu obywatela przed politykami. I chociaż i to jest niedoskonale i często prowadzi do absurdów czy paradiksów – wolę to niż to co jest u nas.
Nie obawiam się ściany, jest tak daleko, że nawet jej nie dostrzegam.
Obawiam sie rybaków, ktorzy łowią ryby w mętnej wodzie uprzednio własnymi rękami stworzonych sadzawek.
No widzi Pan Panie Dymitrze
własnośc firmy tak – ale nie własność pracowników.
Prowadziłam moją wlasną, calkiem sporą firmę przez dwadziescia parę lat.
I nie przeszkadzały mi nigdy prawa prawcownicze, które zresztą na przekór obowiązujecemu prawu sama nawet tworzylam na uzytek “mojej” malej społecznosci. To co mi przeszkadzalo to żarloczna gęba państwa, stale rozdziawiona i stale nienasycona. Wysysająca z mojej firmy to co moim zdaniem należalo sie moim pracownikom i mnie a z pewnością nie państwu jako tworowi nieogarnietemu prawem działającym na rzecz obywatela, czyli i mnie i każdego z moich pracowników.Państwa, które, co tu duzo mówić, okradalo obywatela i nadal okrada, marnując jego pieniadze na luksusy władzy.
Związki Zawodowe – to tez najczęściej państwo – tylko inaczej. Ma Pan rację – to cwaniacy, dobrze wychodzący na na swoich fuchach – oczywiście wierchuszka, a nie szeregowi członkowie mamieni ochroną głównie po to by z ich składek paru, parunastu facetów dobrze sobie zyło.
Ale konsultacje, umowy zbiorowe niekoniecznie oznaczają konkrete struktury związkowe. Istnieją rózne formy – rady pracownicze, stowarzyszenia branżowe, grupy eksperckie itp.
Ograniczenie samowoli państwa, elit rzadzących i ochrona obywatela często mylone jest z ograniczaniem wolności przedsiębiorcy. Może dlatego, ze nasi politycy to niemal sami przedsiębiorcy – wiekszośc z nich zuyje z biznesów jakie pozakladali i jakieim doskonale funkcjonują dzięki uprawianiu przez nich polityki i dzięki pieniądzom, ogromnym pieniadzom wychachmęconym od państwa. Choćby właśnie Kaczyńscy.
Te firmy, przetwarzane w “córki”, “wnuczki”, “siostry”, “ciotki”, przekazywana przez kumpla kumplowi, zmieniające osobowość, rejestrowane sto piećdziesiąt razy pod coraz to inną nazwą – i mielące kasę, jaką kumple kumplom zapewniają – to wciąż nasza rzeczywistość. I tej kasy potrzeba duzo, bardzo duzo. Więc podatki wysokie od śmiesznych płac, więc koszty pracy niebotyczne, więc caly system rozliczeń z fiskusem chory, więc pierwszeństwo zobowiązań wobec państwa przed zobowiązaniami wobec wlasnej firmy – to wszystko zdegenerowane, pomieszane prawa nowe z prawami jeszcze za komuny powstałymi – to wszystko woda na młyn polityków i dowolności stanowionego prawa. Prawa im slużącego.
Wiem, że stare demokracje wypracowaly mechanizmy obrony interesu obywatela przed politykami. I chociaż i to jest niedoskonale i często prowadzi do absurdów czy paradiksów – wolę to niż to co jest u nas.
Nie obawiam się ściany, jest tak daleko, że nawet jej nie dostrzegam.
Obawiam sie rybaków, ktorzy łowią ryby w mętnej wodzie uprzednio własnymi rękami stworzonych sadzawek.
Pozdrawiam
RRK -- 05.04.2008 - 23:58