Część mojej zawodowej aktywności mieści się w tym miejscu braku i nadmiaru, jakim jest sieć (tu, proszę zwrócić uwagę, wplotłam chitrze, że się z Panem w jednej kwestii zgadzam).
Pisząc tutaj, piszę sobie prywatnie.
To są dwie różne rzeczywistości wirtualne.
Wirtualna ja zawodowo to konkretna osoba, występująca z imienia i nazwiska.
Wirtualna ja pisząca tu, to Gretchen. Niekoniecznie bardzo ona jest konkretna ta Grtechen. Bywa tu i Druga, niby bardziej konkretna, ale w sumie też bez przesady.
Z większą częścią tego co Pan pisze się zgadzam.
Nie zgadzam się natomiast w tym, w czym Pan nie zgadza się ze mną.
Inaczej mówiąc obstaję przy swoim. Chociaż nie tak, żeby zaraz drzeć szaty na sobie w obronie swojego przekonania.
To raczej refleksje – pogląd który się kształtuje.
Pisze Pan, że wszystko co jest, jest prawdziwe. Myśl to piękna i nawet budzi mój entuzjazm, ale to że coś jest, oznacza że to coś jest. Inna sprawa jak to nazwiemy.
W moim rozumieniu więzi czy relacji – kontakt wirtualny pozostaje… kontaktem wirtualnym właśnie. Jako coś płytszego (choć z tym też różnie bywa), wycinkowego.
Więcej w tym intuicji, wyobrażeń niż zbliżania się do człowieka.Więcej niż w realnym kontakcie.
Sieć nie jest pozbawiona życia, ale jest pozbawiona relacji.
Rzeczywistość inetrnetowa jest jak hologram.
Wszystko tu jest w niej: ludzie, słowa, emocje. To wszystko fruwa i furkocze, ale nie wiemy czy się spotyka czy mija w biegu.
I oczywiście spotykamy fałszywki .
Wie Pan Panie Yayco, napisałam jakoś z rok temu, albo póltora tekst o tym dlaczego poznawanie innych ludzi poprzez sieć jest tak samo dobrym sposobem poznawania ludzi, jak każdy inny.
Dzisiaj sama ze sobą się chętnie zgodzę. Tylko trzeba wyjść z sieci, żeby to miało sens.
Panie Yayco
Za uwagę poświęconą mojemu komentarzowi dziękuję.
Istotnie jest tak, jak Pan pisze.
Część mojej zawodowej aktywności mieści się w tym miejscu braku i nadmiaru, jakim jest sieć (tu, proszę zwrócić uwagę, wplotłam chitrze, że się z Panem w jednej kwestii zgadzam).
Pisząc tutaj, piszę sobie prywatnie.
To są dwie różne rzeczywistości wirtualne.
Wirtualna ja zawodowo to konkretna osoba, występująca z imienia i nazwiska.
Wirtualna ja pisząca tu, to Gretchen. Niekoniecznie bardzo ona jest konkretna ta Grtechen. Bywa tu i Druga, niby bardziej konkretna, ale w sumie też bez przesady.
Z większą częścią tego co Pan pisze się zgadzam.
Nie zgadzam się natomiast w tym, w czym Pan nie zgadza się ze mną.
Inaczej mówiąc obstaję przy swoim. Chociaż nie tak, żeby zaraz drzeć szaty na sobie w obronie swojego przekonania.
To raczej refleksje – pogląd który się kształtuje.
Pisze Pan, że wszystko co jest, jest prawdziwe. Myśl to piękna i nawet budzi mój entuzjazm, ale to że coś jest, oznacza że to coś jest. Inna sprawa jak to nazwiemy.
W moim rozumieniu więzi czy relacji – kontakt wirtualny pozostaje… kontaktem wirtualnym właśnie. Jako coś płytszego (choć z tym też różnie bywa), wycinkowego.
Więcej w tym intuicji, wyobrażeń niż zbliżania się do człowieka.Więcej niż w realnym kontakcie.
Sieć nie jest pozbawiona życia, ale jest pozbawiona relacji.
Rzeczywistość inetrnetowa jest jak hologram.
Wszystko tu jest w niej: ludzie, słowa, emocje. To wszystko fruwa i furkocze, ale nie wiemy czy się spotyka czy mija w biegu.
I oczywiście spotykamy fałszywki .
Wie Pan Panie Yayco, napisałam jakoś z rok temu, albo póltora tekst o tym dlaczego poznawanie innych ludzi poprzez sieć jest tak samo dobrym sposobem poznawania ludzi, jak każdy inny.
Dzisiaj sama ze sobą się chętnie zgodzę. Tylko trzeba wyjść z sieci, żeby to miało sens.
Czym innym jest droga, a czym innym jej cel.
Gretchen -- 24.08.2008 - 13:12