Fakt – nieraz już Pan dawał odczuć, że do znaczenia słów przwiązuje duża wagę i unika nieprecyzyjności wypowiedzi.
Zgadzam się, że przymioty właściwe “bandzie” rozumianej potocznie uniemożliwiają w praktyce zastosowanie jej do tego, czym jest to miejsce. Ja pewnie znów chaotycznie sie wypowiadam, stąd nieporozumienia. Mam wrażenie jednak, że na tyle dobrze znamy swoje awatary (mowię oczywiscie o pewnym zamkniętym gronie), ze mozemy sie pokusić o stwierdzenie istnienia pewnego slangu, rozumianego przez sporą cześć społeczności konfederackiej, pozwlającego na oderwanie się od potocznych znaczeń pewnych słów.
Stad pewnie taka, a nie inna moja interpretacja słowa “banda” w ustach Merlota, wypowiedzianego ewidentnie w kontekscie TXT. Gdyby Merlot mówił o jakieś tam “bandzie”, zapewne stosował bym w ocenie przymioty właściwe bandzie w znaczeniu encyklopedycznym.
Podobnie, gdy Pan wspomina coś o rzucaniu kotami, to wiemy że nie chodzi o zachętę do robienia krzywdy tym miauczącym stworzeniom. Włażenie na drabine nie jest zwiazane z naprawa rynny, a do beczki z kiszeniem kapusty.
Czy uważam trzeci wers Kleyffa za naważniejszy? Chyba nie, bowiem ja o żadnych “przyjaźniach” nie myślę. Ale pewnie czytam to za bardzo “jednoznacznie”.
Natomiast faktem jest niezaprzeczalnym, ze trzymaja mnie w tym miejscu ludzie tworzący to miejsce. Niektórzy znaczy się. Mam niejasne przeczucie, ze bez pewnej grupy ludzi, przestałoby mnie tu trzymać cokolwiek.
Chciałbym napisac, ze rowniez staram sie nie wypowiadac w imieniu kogos, tylko optować za czyms, no ale chyba nie mogę. Za często mi się zdarza jednak włazić w czyjeś buty.
Mam nadzieję, że jak pozycze czasem Panskie kapcie to w łeb nie dostane.
Pozdrawiam, zglaszajac kolosalny problem z umiejetnoscia uscislania.
Panie Y
Fakt – nieraz już Pan dawał odczuć, że do znaczenia słów przwiązuje duża wagę i unika nieprecyzyjności wypowiedzi.
Zgadzam się, że przymioty właściwe “bandzie” rozumianej potocznie uniemożliwiają w praktyce zastosowanie jej do tego, czym jest to miejsce. Ja pewnie znów chaotycznie sie wypowiadam, stąd nieporozumienia. Mam wrażenie jednak, że na tyle dobrze znamy swoje awatary (mowię oczywiscie o pewnym zamkniętym gronie), ze mozemy sie pokusić o stwierdzenie istnienia pewnego slangu, rozumianego przez sporą cześć społeczności konfederackiej, pozwlającego na oderwanie się od potocznych znaczeń pewnych słów.
Stad pewnie taka, a nie inna moja interpretacja słowa “banda” w ustach Merlota, wypowiedzianego ewidentnie w kontekscie TXT. Gdyby Merlot mówił o jakieś tam “bandzie”, zapewne stosował bym w ocenie przymioty właściwe bandzie w znaczeniu encyklopedycznym.
Podobnie, gdy Pan wspomina coś o rzucaniu kotami, to wiemy że nie chodzi o zachętę do robienia krzywdy tym miauczącym stworzeniom. Włażenie na drabine nie jest zwiazane z naprawa rynny, a do beczki z kiszeniem kapusty.
Czy uważam trzeci wers Kleyffa za naważniejszy? Chyba nie, bowiem ja o żadnych “przyjaźniach” nie myślę. Ale pewnie czytam to za bardzo “jednoznacznie”.
Natomiast faktem jest niezaprzeczalnym, ze trzymaja mnie w tym miejscu ludzie tworzący to miejsce. Niektórzy znaczy się. Mam niejasne przeczucie, ze bez pewnej grupy ludzi, przestałoby mnie tu trzymać cokolwiek.
Chciałbym napisac, ze rowniez staram sie nie wypowiadac w imieniu kogos, tylko optować za czyms, no ale chyba nie mogę. Za często mi się zdarza jednak włazić w czyjeś buty.
Mam nadzieję, że jak pozycze czasem Panskie kapcie to w łeb nie dostane.
Pozdrawiam, zglaszajac kolosalny problem z umiejetnoscia uscislania.
Griszeq -- 25.08.2008 - 12:29