Wprawdzie dyskusja wzleciała na poziomy dla mnie prostaka juz niedostępne, ale pozwole sobie na chwile zaniżyc poziom i coś o tej bandzie napisać.
W sumie – to chyba ten temat przewijał się już na TXT i dość wyraźnie określiliśmy swoje pozycje względem konfederacji – dla znacznej części, jak sobie przypominam także i dla Pana, to jest klub. Gdzie każdy przychodzi jak ma ochotę. A jak nie ma, to nie ma. Zachowujemy pełną niezależność. I ona jest podstawą. O społeczności jako takiej możemy mówić w kontekscie wspólnego tworzenia atmosfery tego miejsca. Albo dokładniej – czesci tego miejsca. Chyba od zawsze zylismy w przekonaniu, ze nawet jesli TXT stanie sie czymś więcej, to jakiś klubowy zakamarek, a w nim część nas, pozostanie. Dla tych, ktorzy nigdzie nie należą, tylko po prostu sa bo lubią. I jesli nawet mają w tym klubie spędzać chwile samotnie, to i tak wpadną. Właśnie dlatego, ze lubią. Choć moze wcale tak nie jest, tylko ja mam ochte wierzyć, ze tak jest? Jakie to ma znaczenie.
Pan akurat otwarcie stwierdzał, że Pn Y to awatar, nigdy nie istniał i nie nalezy go traktować jako postaci z krwi i kości – choc z drugiej strony, doskonały to twór, wiec jednak go pesonifikujemy pomimo pańskich ciągłych upomnień.
Inne eksperymenta w tym zakresie na TXT nie były udane – przynajmniej w mojej ocenie, a było ich parę mam wrażenie.
A wracając i troche w buty Merlota wchodząc – do bandy sią nie należy, tylko jak ma się ochotę, to się jest. Własnie tak klubowo. I ponieważ w tym klubie klubowiczom jest dobrze (choć to indywidualna ocena), stąd zainteresowanie gdy pomiędzy tymi wsród których dobrze sie czujemy, coś nie gra. Przecież Panem Y, choć go nie ma – interesujemy się również.
Chyba nie napisałem niczego mądrego. No – ale nie ja tu od tego jestem.
Pozdrawiam, oddajac należny hołd mistrzowskiej umiejętności tworzenia bytów awatarowych.
Panie Y/N szanowny
Wprawdzie dyskusja wzleciała na poziomy dla mnie prostaka juz niedostępne, ale pozwole sobie na chwile zaniżyc poziom i coś o tej bandzie napisać.
W sumie – to chyba ten temat przewijał się już na TXT i dość wyraźnie określiliśmy swoje pozycje względem konfederacji – dla znacznej części, jak sobie przypominam także i dla Pana, to jest klub. Gdzie każdy przychodzi jak ma ochotę. A jak nie ma, to nie ma. Zachowujemy pełną niezależność. I ona jest podstawą. O społeczności jako takiej możemy mówić w kontekscie wspólnego tworzenia atmosfery tego miejsca. Albo dokładniej – czesci tego miejsca. Chyba od zawsze zylismy w przekonaniu, ze nawet jesli TXT stanie sie czymś więcej, to jakiś klubowy zakamarek, a w nim część nas, pozostanie. Dla tych, ktorzy nigdzie nie należą, tylko po prostu sa bo lubią. I jesli nawet mają w tym klubie spędzać chwile samotnie, to i tak wpadną. Właśnie dlatego, ze lubią. Choć moze wcale tak nie jest, tylko ja mam ochte wierzyć, ze tak jest? Jakie to ma znaczenie.
Pan akurat otwarcie stwierdzał, że Pn Y to awatar, nigdy nie istniał i nie nalezy go traktować jako postaci z krwi i kości – choc z drugiej strony, doskonały to twór, wiec jednak go pesonifikujemy pomimo pańskich ciągłych upomnień.
Inne eksperymenta w tym zakresie na TXT nie były udane – przynajmniej w mojej ocenie, a było ich parę mam wrażenie.
A wracając i troche w buty Merlota wchodząc – do bandy sią nie należy, tylko jak ma się ochotę, to się jest. Własnie tak klubowo. I ponieważ w tym klubie klubowiczom jest dobrze (choć to indywidualna ocena), stąd zainteresowanie gdy pomiędzy tymi wsród których dobrze sie czujemy, coś nie gra. Przecież Panem Y, choć go nie ma – interesujemy się również.
Chyba nie napisałem niczego mądrego. No – ale nie ja tu od tego jestem.
Pozdrawiam, oddajac należny hołd mistrzowskiej umiejętności tworzenia bytów awatarowych.
Griszeq -- 25.08.2008 - 09:37