1) Szczepionki przeciw grypie – jako wyjątkowo sezonowe lub wykierowane na jakiś szczep pojawiający się nagle ad hoc – albo będą w pełni “klinicznie przebadane” albo aktualne. Wydaje się, że jeśli uznamy potrzebę tego typu szczepień, to musimy się zgodzić na ograniczenie procedury aprobacyjnej tak, że musi ona mieć charakter “generyczny” (szczepionka jest tego a tego typu, zatem jest albo nie jest dopuszczona).
2) Zasadnicze pytanie dotyczy jednak potrzeby takich szczepień wobec choroby, z którą nie wiąże się de facto żadne społeczne ryzyko. Za “społeczne ryzyko” uznaję nie sam fakt zakaźności, lecz istotne trwałe zagrożenie zdrowia i życia obywateli. Czy A/H1N1 jest tak samo niebezpieczny jak był wirus słynnej “Hiszpanki”? Oczywiście nie! Zatem nie ma potrzeby angażowania służb państwowych wobec zagrożenia, które co najwyżej ma charakter prywatny.
3) Cała sprawa ukazuje, jak wielką wladzę mają media i czynniki polityczne, jeśli umiejętnie “grają” sprawą bezpieczeństwa. Terror moralny, jaki mogą zaprowadzić przymuszając rządy (czy samorządy) do podejmowania działań mających na celu chronienie nas przed nieraz bardzo wydumanymi zagrożeniami jest po prostu nieznośny. Cała sprawa szczepień przeciw grypie sprowadza się do pytania czy mamy wydać – jako państwo – grube miliony na antidotum przeciw zagrożeniu, które w najgorszym wypadku zabije w skali kraju kilkadziesiąt osób, kiedy ponadto z samym antidotum wiąże się podobne ryzyko – że nie w pełni przetestowana szczepionka zabije w skali kraju kilka lub kilkanaście osób.
Całkowity absurd tego zagadnienia jakoś rozdygotanym w biciu emocjonalnej piany mediom całkowicie umyka – chodzi jedynie o to, że nadarzyła się okazja do zrobienia kolejnego szoł w telewizji, gdzie biedna pani minister musi tłumaczyć się w iście kretyński sposób, bo gdyby powiedziała po prostu prawdę dlaczego nie chce tej całej durnej szczepionki kupić (mając tu w pełni rację) to popełniłaby medialne harakiri.
@Magia
Sprawa ma się tak:
1) Szczepionki przeciw grypie – jako wyjątkowo sezonowe lub wykierowane na jakiś szczep pojawiający się nagle ad hoc – albo będą w pełni “klinicznie przebadane” albo aktualne. Wydaje się, że jeśli uznamy potrzebę tego typu szczepień, to musimy się zgodzić na ograniczenie procedury aprobacyjnej tak, że musi ona mieć charakter “generyczny” (szczepionka jest tego a tego typu, zatem jest albo nie jest dopuszczona).
2) Zasadnicze pytanie dotyczy jednak potrzeby takich szczepień wobec choroby, z którą nie wiąże się de facto żadne społeczne ryzyko. Za “społeczne ryzyko” uznaję nie sam fakt zakaźności, lecz istotne trwałe zagrożenie zdrowia i życia obywateli. Czy A/H1N1 jest tak samo niebezpieczny jak był wirus słynnej “Hiszpanki”? Oczywiście nie! Zatem nie ma potrzeby angażowania służb państwowych wobec zagrożenia, które co najwyżej ma charakter prywatny.
3) Cała sprawa ukazuje, jak wielką wladzę mają media i czynniki polityczne, jeśli umiejętnie “grają” sprawą bezpieczeństwa. Terror moralny, jaki mogą zaprowadzić przymuszając rządy (czy samorządy) do podejmowania działań mających na celu chronienie nas przed nieraz bardzo wydumanymi zagrożeniami jest po prostu nieznośny. Cała sprawa szczepień przeciw grypie sprowadza się do pytania czy mamy wydać – jako państwo – grube miliony na antidotum przeciw zagrożeniu, które w najgorszym wypadku zabije w skali kraju kilkadziesiąt osób, kiedy ponadto z samym antidotum wiąże się podobne ryzyko – że nie w pełni przetestowana szczepionka zabije w skali kraju kilka lub kilkanaście osób.
Zbigniew P. Szczęsny -- 07.11.2009 - 23:51Całkowity absurd tego zagadnienia jakoś rozdygotanym w biciu emocjonalnej piany mediom całkowicie umyka – chodzi jedynie o to, że nadarzyła się okazja do zrobienia kolejnego szoł w telewizji, gdzie biedna pani minister musi tłumaczyć się w iście kretyński sposób, bo gdyby powiedziała po prostu prawdę dlaczego nie chce tej całej durnej szczepionki kupić (mając tu w pełni rację) to popełniłaby medialne harakiri.