Przepis, przekazywany w mojej rodzinie do kilku pokoleń, na danie śniadaniowe SOSEM zwane.
Składniki: masło do smażenia, kiełbasa (dla czterech osób: 50 cm podwawelskiej), dwie cebule, mąka, sól i pieprz do smaku, szklanka wody.
Przygotowanie: cebulę pokrojoną w talarki zesmażyć na masełku na złoto. Zdjąć z patelni. Kiełbasę, także pokrojoną w plasterki, smażyć na masełku, aż się „wybrzuszy”. Dodać „zezłoconą” cebulę i dwie lub trzy czubate łyżki mąki. Wymieszać i smażyć, często mieszając, do zbrązowienia mąki. Wtedy dodać wodę i mieszając doprowadzić do wrzenia. Posolić i popieprzyć. Jeżeli sos jest zbyt gęsty dodać wody. Gotować, na małym ogniu, przez 5 minut.
Je się ten SOS maczając kromki chleba.
Jadamy tę potrawę na śniadanie w każdą spędzaną w domu niedzielę. W cztery osoby „pochłaniamy” bochenek chleba.
Życzę smacznego.
GEMBA
I proporcje dobrane akurat na głodnego Jareckiego.
Ty to masz nick akuratni, a ten sos ta taki beszamel z kiełbasą i cebulą, napewno pychota, bo ja takie prostackie dania najbardziej lubię. Pozdro. :D
Rzecz bardzo dziwna, ale ta potrawa smakuje moim synom tylko w niedzielę. Do dziś nie wiem, czy to "fenomen" tego dania, czy moje pociechy są tak "pierońsko" maszketne.
Pozdrawiam
GEMBA
Pseudo jeszcze z podstawówki. Tak mnie nazwano i nie wiem dlaczego ;-)
Następny przepis, z cyklu "chłopskie jadło", będzie na prażuchę.
Pozdrawiam cieplutko.
GEMBA
A czy aby od tej mąki nie mdłe? :))) No i w kwestii terminologicznej. Sos czy jakiś rodzaj zasmażki?
Ciekawe i proste. Podobny sposób do jajecznicy po Młynarsku - nasz domowy wynalazek.
Najpierw kiełbaskę pokrojoną w talarki na wegecie podsmażamy wg uznania jeśli chodzi o kolor. Potem dorzucamy plasterki cebuli oraz dolewamy wody aby ją w tej wędlince udusić oraz by wędlia się nie "spaliła". Gdy cebulka będzie uduszona wbijamy kilka jajek -> wg uznania.
Wychodzi pyszna jajecznica. MOja potrawa ze szkoły średniej na którą zawsze łapałem swoje rodzeństwo..., :-)))
Ty zamiast jaj dorzucasz do tego mąkę i wodę. Wydaje mi się to podobne.
Pozdrawiam, :-)))
p.s.
a "maszkiety" to słowo uzywane na opolszczyźnie... - przynajmniej tam je poraz pierwszy usłyszałem.
Trochę "po czasie", ale odpowiedzieć trzeba.
Referencie, sos nie jest mdły. Trudni opisać mi jego smak ale jest naprawdę "zjadliwy". Upitraś, zjedz, przekonasz się.
Staszek, "maszketny" to śląska gwara, więc popularne na opolszczyźnie.
Pozdrówka