Jajecznicę taką najlepiej jeść w nocy, w towarzystwie. Jest to potrawa dobra na nagły apetyt, który czasem nachodzi po znacznym wydatku (lub wziątku) energetycznym. Przygotowanie jej trwa długo, choć jest proste: robi się sama, możecie zatem zajmować się sprawami, które oswajają wilczość głodu, a na które przepisu nie ma. Taka jajecznica jest kulinarnym odpowiednikiem ogniska, płomiennej, okrągłej obietnicy skrywanego głębiej żaru.
Patelnię należy starannie wylizać skórką słoniny, bacząc, by oddawała połysk. Młodsi mogą użyć oliwy. Całą powierzchnię wyłóżcie cienkimi kawałkami krojonej wędliny, która – oby – miała duże płaty. Szynka, polędwica i im podobne. Z kiełbas – tylko najgrubsze, dające sowite plastry. Starać się trzeba o jak najmniejsze przestrzenie nie pokryte wędliną. Na niej ułóżcie drugą warstwę, z sera żółtego; niezbyt grube płaty cheddara, goudy, ryzykanci mogą użyć ementalera. Ser posypcie papryką w proszku, ostrą; sypać szczodrze, ale z czuciem. Przepaprykowanie jajecznicy nocnej może owocować późniejszym intensywnym gaszeniem pragnienia. Co nie jest złe.
W tym dopiero momencie postawcie patelnię na ogień, malutki, taki ledwo-ledwo. Niech jedno wbije tyle jaj, aby ich kobierzec pokrył zdecydowanie całą powierzchnię. Żółtek nie rozbijać. Posolić. Ponieważ jest was tylko dwoje i macie dużo czasu na rzetelne ustalenie preferencji, dogadajcie się, jaka ilość soli jest tą właściwą. Nie wolno jaj nie solić: tylko barbarzyńcy solą jajecznicę po usmażeniu. Sól taka, sypana później, nie ma duszy i nie przenika dostatecznie do wewnątrz potrawy.
Teraz się czeka. Gdy białko zacznie się ścinać, oderwijcie się od zajęć, którymi osłabialiście intensywność czekania. Trzeba jajecznicę zmierzyć krytycznym okiem, a oceniwszy, że już można, delikatnie nakłuć małe słońca, aby się swobodnie rozlały. Wtedy też sypnąć pieprzem.
Kiedy przestać? Kiedy pióropusze pary z miniaturowych wulkanów, które utworzą się niechybnie między plastrami wędliny i przebiją się przez serosferę gruntu, zmienią swój charakter z leniwego pyrkania na ciągły i triumfujący puff. Jeśli przy tym żółtko zacznie wyglądać na półścięte, wiecie: już pora. Szpatułką przekrójcie tarczę na pół i delikatnie zsuńcie na talerze. Można też jeść wprost z patelni, ale pamiętajcie, że będzie potrzebny nóż, by przeciąć chrupiące mięso przykryte żółtą lawą (więc gdy patelnia z teflonem, lepiej użyjcie talerzy).
Jeść z czym się chce, popijać – takoż. Raczej chłodnym, bo noc jest gorąca.
Jakie podniecające, a nawet lewackie.
Spróbuję.
Nazwałbym tę potrawę: jaja sadzone a'la omlet. Musi być to dobre, jeżeli jest dobrze opaprykowane. A czmyże się tę pychotkę zapija?
Pozdrawiam.
W wersji kanonicznej ;) najlepsze jest czerwone wytrawne wino, którego nie zdążyło się wcześniej wypić i które – w pośpiechu – zostało wstawione do lodówki. Nie bać się ostracyzmu (że niby czerwonego się nie chłodzi): jest noc, a w ogóle to co komu do tego ;).
Mniej narwani mają w lodówce piwo. Też pasuje.
fajnie brzmi- tylko co zrobić jak się nie korzysta z mięsa w potrawach? chyba idę się powiesić bo brzmi bosko:) żonie zrobię- ona takie cuda z tymi plastrami lubi
Wędlina jest po to (poza dodawaniem smaku), aby oddzielić ser od gorąca patelni. I żeby coś na samym spodzie zechciało chrupać. Wyobrażam sobie, że można spróbować z tym dziwnym, drobnym makaronem, którego trochę zostało w lodówce. Na przykład makaron "drobne gwiazdki", taki dorosołowy. Sypnąć nimi na całą powierzchnię i przytupać, żeby wszędzie tworzyły (ale cienką) warstwę izolacyjną. A dalej – jak w oryginale. Nie wiem, czy tak by wyszło, ale można spróbować. W tej wersji makaronowej można też nakruszyć na zwykły ser żółty odrobinę utartego pleśniowego: wtedy też trzeba by nieco ograniczyć paprykowanie.
Zrobię i zjem w niedzielę rano, sam! Przypomniałeś mi Pan przy okazji, że dawno nie jadłem omletów moich ulubionych.
To dość dramatyczna zapowiedź ;). Zwłaszcza że Pani Żona *na pewno* przeczyta i (może) zastanwoi się nad gorączką sobotniej nocy. Dalej wstydzę się komentować.
Tylko o jedzeniu, a o deserach, jak napisałam o szarlotce, która jest akurat na upały, to wzięcia nie ma, a można ją popijać np. Białym Wermutem, albo nawet czerwonym i to nawet z lodówki, bo bardzo gorąco jest i nikt nas nie widzi, że wino powinno pić się w temperaturze pokojowej. ech...:D
Protestuję. W moim przepisie stosunkowo mało jest o jedzeniu :)
Jak to, a ta jajecznica przypominająca wszystkim o omlecie?, a szarlotka, też ma jajka, ale jaka elegancka i kobietę swoich snów można nią poczęstować. Ech...:D
Czy tak pilnować nie trzeba, to bym się spierał. Problem jaki widzę, to jak dodać mleko do jajek. Bo jajecznica bez masła i mleka jest podejrzana. Spróbuję zrobić według przepisu. Pomysł z izolatorem z mięsa dobry.
Pozdrawiam,
No, dobrze, wyznam szczerze: szarlotkę sama przepisodawczyni określa jako "pracochłonną". A poza tym, jest błąd w "polecam strony", tam, gdzie Smakoszek pokazuje konkretne przepisy. Bo link prowadzi do 'index.html' gołego, przez co trafia się nie do szarlotki, a do ostatniego przepisu. Więc koneser ciast może poczuć się wyrolowana.
Niech Smakoszek poprawi :)
Może się pospieramy? Bo ja otóż uważam, że jakiekolwiek mleko przy jaju (nie mówiąc już o, och!, mące) to droga do omletu. Dlatego upierałbym się, że jajecznica nocna nie jest omletem, bo od mleka się odżegnuje. Stanowczo[*]. Mleko zaburza słoneczną żółcień jajek, istotną dla ogólnej atmosfery. Chyba że zastanowimy się nad wariantem zimowym (jeść o świcie, *na pożegnanie*).
[*] choć poniekąd pozornie (co bowiem zrobić z rodowodem sera żółtego?)
No gdzie? Omlet z mleka i jajek? Mleko dla smaku i substancji. Ale jak mówię, spróbuję, to powiem. Pozdrawiam,
Masz rację tem Smakosze coś szwankuje, ale to tak jest z wirualnym gospodarzem, a ja jako melepeta kompletna poprawić nie umiem, muszę czekać, az ktoś się zlituje i to poprawi, a pracochłonność, jest wliczona w ryzyko czegoś dobrego, im dłużej się coś robi, lub o coś zabiega, tym bardziej smakuję sukces. Pozdrówki. :D
Ach, w takim razie pozwoliłem sobie. Na zmianę. Łatwiej teraz będzie trafić nie tylko do przepisu, ale i do fermentacyj ;] referenta B. Coż to jednak robi z człowieka wczesne wstawanie ;).
No co Pani powiada.
Jak ja mogę panine ciasta jeść?
Żebym na zamerę Jarecczaka wyglądał?
A na pohybel, znaczy do cukierni.
rence mi opadują.
Jajecznica na mleku to dla wrzodowców jest, albo egzaltowanych panien co się równa, warszawskich inteligentów ( w pierwszym pokoleniu oczywiście).
Dla Kozaka to trza, na boczku, pokrojonej na ćwiartki cebuli, czosnku w skorupkach i papryce.
Nnoo
odrobina mleka nie zaszkodział jeszcze nikomu:)
"Trzy czwarte populacji dorosłych na świecie wzdraga się na myśl o mleku, czy to ludzkim, krowim czy kozim. Dorosły Chińczyk na pewno dostanie rozwolnienia po butelce tego białego dobrodziejstwa, czemu towarzyszyć będą bóle i skurcze żołądka, a może i kolka. Dlatego w karcie dań u Chińczyka nie ma potraw z sosem śmietanowym, a do ryby dodaje się co najwyżej odrobinę masła. W Japonii i Indiach lepiej nie zbliżać się z mlekiem do większości ludzi; niejeden Japończyk już chętniej wypiłby szklankę gili z nosa. Biali są wyjątkiem. W północnej Ameryce i większej części Europy picie mleka uważa się za normalne, co więcej, w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych wysyłano miliony ton mleka w proszku w ramach pomocy rozwojowej. Dopiero w roku 1965 odkryto, że wielu czarno- i żółtoskórych choruje nie z powodu wody, w której rozpuszczano proszek, ale od niego samego, i tak na światło dzienne wyszła ich dziedziczna skłonność. Lista narodów, które nie trawią mleka, stale się wydłużała, w końcu żywieniowcom zaczęło świtać, że tolerancja na mleko to raczej odchył, otrzymany w spadku po przodkach. Był to niesamowity szok dla Holendrów, którzy uważali je za zdrowie w płynie, a nadwyżki w narodowym przemyśle nabiałowym przekazywali szkołom. Jednak nikogo nie powinno dziwić, że dorosły człowiek nie znosi mleka. Dlaczego miałby je lubić? Człowiek jest ssakiem, a u ssaków mleko jest przeznaczone jedynie dla ssących. Jako dorośli nie jemy przecież bebiko?"
[Midas Dekkers, "Poczwarka. Od dziecka do człowieka", Warszawa 2007, s. 124-125]
Panie Igło, nie awanturuj się Pan. Boczek zesmażyć trzeba na początku. To baza. Mleko daje się do masy jejecznej. Odrobinę. Nich Pan kiedyś spróbuje. Będzie Pan zadowolony. A Kozacy, to niby mleka nie pili? Ciapka niech Pan zapyta.
Pod zdaniem "na boczku, pokrojonej na ćwiartki cebuli, czosnku w skorupkach i papryce.", podpisuję się natomiast bez wahania. Wyłączając tylko paprykę. Swoją drogą ciekawe skąd Kozacy mieli paprykę.
Ej,
Panie Nameste dziękuje.
Panie Igła ciasto słodkie musi być, a Pan myśli, że Jacek to od czego taki zgrabny?
Tak czułem. Że nie o mleko chodzi (wiadomo, jest szkodliwe), a o to, że nie ma jajek-jako-takich, tylko jakaś "masa jajeczna". No to ja przepraszam: jajka w jajecznicy się rozbełtuje na patelni. Nie wcześniej. Kto robi to wcześniej, ten (a zapewne częściej: ta!) jest na zgubnej drodze w stronę omletu czy innego "grzybka".
Omlet zaś, uczciwszy uszy, to rzadki naleśnik :)
Wy na wojnę ze mną idziecie?
Od Turków mieli, a skąd Turcy, no nie udawajcie, ale pewnie od Madziarów gdzie wleźli, mimo, że dzielnie odpór im dawalim pospołu.
Ja widzę, że wyście ksiąg nie nabyli, ino wam się tym głąbie mąci od upału.
:) ok, tak czułem że coś na ta mańkę ktoś poleci:) ok. tylko dla ludzi bez alergii z dostosowanym przewodem pokarmowym na trawienie tegoż:)
Ja oczywiście zauważyłem spontaniczną formę Twoich komentarzy, kierowanych pod moim adresem. Jeśli nie pchałem się ostentacyjnie z rewanżem, zaniedbującym formalne (na ogół) lub wrogie (Igła, DżejDżej ;)) "Pan/Pani", to z ostrożności przed reakcją Pożeracza Szarlotek. Ten bowiem ma mi za złe w innym wątku ;), więc uznałem – lepiej nie kłuć w oczy (zwłaszcza że są tu już spiczaści goście).
Jestem jednak otwarty na ludzi (i formy), nie mam zarękawków :]
On zgrabny?
A to ci mecyje.
Grzesiowi niech pani fotkę wyśle.
Już on niejednego Wierzejskiego i Brada Pitta prześwietlił od stóp do głów.
A ja na Grzesia opinii polegam.
Jarecczaka to by nawet na Starego Wiarusa do Wesela nie wzięli.
Tak między nami, to ja się panie dziwię.
A Krzyś przecież taki ładny.
-->Igła
Kozacy mieli paprykę ze sklepu. Książkę nabyłem, czytam. Ale idzie mi wolno, bo tekst trudny i ze słownikiem wyrazów obcych się nie rozstaję. Postacie mi się mylą. nie mam pamięci do twarzy.
-->Nameste
Słyszałeś kolego o rozdzieleniu żółtek od białek. No. Białka się miesza na masę z mlekiem i wlewa na patelnię, a na to gałki oczne, z żółtek. Oj, oj, oj. A naleśniki lubię. A bo co?
Dziwne, ne podoba mi się taka koncepcja.
Choć z drugiej strony nie zgadzam się tyż z Nameste, że jajka należy wbijać bezpośrednio na patelnię. Lepiej wcześniej je roztrzepać, podadawać przypraw różniastych, wrzucić kostek sera żółtego kilka do tegoż i to wszystko wylać na albo cebulę podsmażoną na maśle albo oczywiście na boczek plus cebulę. I pyszne wtedy jest.
Jeszcze można pokroić pomiodra na to wszystko i gotowe.
A ostatnio jadłem jajecznicę z pomidorami i rzodkiewką, jakieś nowe doznanie:)
Widzę, że mnie się tutaj zaczepia. Aluzje jakieś kieruje. A ja "wiedzą" kulinarną się dzielę. Beztrosko. Chyba się obrażę. Ostatnio lubię się obrażać. Czasami nawet ktoś mnie potem przeprasza. Tak się porobiło.
nie żebym miał coś przeciwko, ale tak sobie zauważam.
Jedną drobną modyfikację bym wprowadził - nie nakłuwamy żółteczka! Poza tym - idealnie, zwłaszcza na noc po długim wieczorze.
pzdr
TEŻ UWAŻAM, ŻE TEKST NIEPRZYZWOICIE EROTYCZNY JEST. FUJ.
Mówiłem od początku, że tak naprawdę, to Nameste tylko o jaja chodzi.
A forma?
A ona, może być różna.
Nie przejmujcie się Referencie.
Ja tam tez się przemykam po majdanie, ale tylko w epizodach.
Ostatnio to koło kurnika, bo tam jaja se robiom.
Wcale Ci nie mam nic za złe, w żadnym wątku, tylko czasu nie mam odpisywac na te wasze głupawe dyrdymały:) Może wieczorem. Ale grunt, żem już w domu, a teraz po pysznych gołąbkach odpoczywam.
1. Login i hasło wiszą po to, by kto przytomny, poprawiał co może! Jakos fajniej te gotowe teksty, czyli linki podrobić proszę!
2. To co wymyśliła alga ze Staszkiem, naprawdę napawa mnie dumą. Otwarty blog! Dla każdego. Po wpisach, komentarzach i liczniku widze, że pomysł się sprawdza.
3. I regulaminu nie trzeba, bo każdy zdaje sie wiedzieć, że co dobre to jednak dobre!
Czyli smakoszek odnosi sukces! Pozdrawiam!
Czy wy przepadkiem to nie jesteście konserwatysta ( kulinarny ) i na dodatek żonaty?
czy jestes pewien ze to o jedzeniu jest :) ?
cus takie -eeeee-rotyczne zberezniku jeden...
ale brzmi powiem ci brzmi...ide w to a jak przytrafi sie jakas wariacja ciekawa to-hm-poinformuje
A bo co? Nie można?
teraz doczytalem o co biega w pomysle na smakoszka!
swietne!
no i widze po przeczytaniu komentow ze grono szacowne i dobrze sie bawi - fajna sprawa!
gratuluje pomyslu i zycze sobie i wszystkim-smacznego!
Ale co?
Żeście żonaty?
Ależ ja wam tuzina żon życzę?
Na zdrowie.
;)
Do Tatarów możecie się w Kruszynianach, na ten przykład zapisać. Choć potem kwaterę, czyli kosz, będziecie musieli zmienić, bo oni tylko do czterech liczą.
A ja i tak wasz, ten kosz wytropię, niby zahir.
Jakiem Kozak.
To ładnie mi pan życzysz. Serdecznie dziękuję.
Służę.
I pamiętaj, że ja z jasyru zawsze wyzwalam chętnie.
Ba. Żeby z sensem (a poważnie) odpowiedzieć, musiałbym rozwinąć swoją Teorię Pożądanej Oślizgłości. Boję się, że Twoja masa białkowo-mlekowa, usmażona, dostanie jakiejś wtórnej, kulturowej ;), puszystości, że – krótko – spuchnie (spulchnisię?).
Tymczasem zaś białko (z jaja) jest budulcem Prawie Pierwotnym. (Nigdy nie udało mi się usmażyć czystego DNA, np. w panierce: to byłby budulec Doskonale Pierwotny [ewolucyjnie].) I dlatego, choć jestem zdecydowanym przeciwnikiem glutowatości białka [jak ścinać, to ścinać!], sądzę, że białku należy się forma najbliższa naturalnej. Niech będzie ścięte, ale gładkie, zwarte-w-sobie, nie puszyste. Po takim białku niech ścieka półścięte żółtko, niech wydobywa szklistość i porcelanowy połysk białka. To jest to połączenie szlachetne, przynależne materialnemu symbolowi życia. I na tym polega Pożądana Oślizgłość.
Sądzę, że tylko taka jajecznica, która aspiruje do Poż.Ośl., nadaje się na nocną potrawę. Z wielu jeszcze innych względów, w które wszelako nie będę wnikać (nigdu nie wiadomo, kto to będzie czytać).
@grześ
Twój pomysł na użytek z jajek jest powszechniejszy kulturowo. Nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że to pomysł dzienny. Ale, jak rozumiesz, ja piszę o konkretnym typie jajecznicy. Mogę się przyznać, trudno, że mam ją za Jajecznicę Najlepszą z powodów niekoniecznie kulinarnych :)
### 2. To co wymyśliła alga ze Staszkiem, naprawdę napawa mnie dumą. Otwarty blog! Dla każdego. Po wpisach, komentarzach i liczniku widze, że pomysł się sprawdza. ###
Pomysł jest zaiste świetny. Choć moim zdaniem ma szansę tak właśnie się sprawdzać tylko w wydzielonych dziedzinach, Naprawdę Uniwersalnych. Jak kuchnie. Ja uważam, że w kuchniach jest zwykle najprzyjemniej, bo ludzie się tam łączą. Nie to co salony i takie tam.
Jestem pewien, że jest tu precyzyjny (no, może ma pewne luki ;) przepis na jedzenie. Między innymi.
To tylko kwestia czasu, kiedy się rozpęknie. Chodzi o to, by unikać rozczarowania, gdy metamorfoza (ze słoneczka w kałużę) dokona się pod wpływem agresji widelcem. Poza tym, wzgląd praktyczny, rozlanie żółtek przed zakończeniem smażenia powoduje utwardzenie brzegów, tam gdzie jajecznica styka się z rantem patelni. Dzięki temu tylko jedna krawędź jajecznicy oddaje swobodnie talerzowi przyrodzoną wilgoć: wzdłuż przecięcia na dwoje.
Przyznasz, że sprzyja to nocnej konsumpcji.
Nameste prowokuje.
Ale miło.
Tolka hto pa harełku skoczit?
### Widzę, że mnie się tutaj zaczepia. Aluzje jakieś kieruje. A ja "wiedzą" kulinarną się dzielę. Beztrosko. Chyba się obrażę. Ostatnio lubię się obrażać. Czasami nawet ktoś mnie potem przeprasza. Tak się porobiło. ###
Miałem się nie przyznawać. Ale że się porobiło, to powiem. Uważam, że przepis na nocną jajecznicę jeśli miałby startować w jakimś konkursie, to w konkursie o charakterze literackim: starałem się bardzo. W tych staraniach (co bystrzejsi już spostrzegli) miałem ambicję wykorzystać (między innymi; na rozwijanie owych "innych" może nie miejsce tu i pora) stylistykę wypowiedzi właśnie Twoją, referencie. Tę z komentarzy. Bo uważam, że w komentarzach zdarza Ci się okazywać mistrzostwo od niechcenia, swobodne i imponujace. Pociągające także ulubioną przeze mnie zwięzłością. (Jeśli odbierzesz to jako pewną krytykę formy kryminalnej, którą uprawiasz *także*, to powiem, że konwencja niekiedy ogranicza ;).
Jeśli więc jedną ręką obrażam (no offence intended, however), to drugą okazuję uznanie (czynne choć powściągliwe, jak na kulturalnych ludzi przystało).
smacznego (zapomniałem to dodać na końcu przepisu)
No pewnie, że tak.
Na wszystko jest miejsce i czas odpowiedni.
Tradycja dobra. do stołu bez szaszek sia siada.
Jest jeszcze kilka takich tematów fajnych: sztuka, ksiazki, film, itp. gdzie różnice swiatopoglądowe czy polityczne g... znaczą.
Ps. Ale pomysł całkowitego, z założenia, otwarcia bloga, był mój akurat. I niech tu mi Igła nie podskakuje! Pozdrawiam serdecznie, słów odpowiednich szukając, by Ci w innym miejscu dowalić!!!
Ps2. A tyle było nasiadówek o regulaminie. Trochę zaufania i proszę bardzo! Dziękuję bardzo! Jak panu smakuje? Dobrodziko moja! :) kultura kulinarna
Tak cię te gołąbki wojowniczo nastawiają?
A widziałeś barana, na szaszce pieczonego?
No to uważaaaaj.
Podłóż się ino, to cię nadzieję.
O tym czy blog kulinarny odniósł sukces będzie wiadomo dopiero wtedy kiedy Ciapek się wypowie. Wcześniej możemy tylko przypuszczać.
Kiedyś, dawno temu, Max namawiał, żeby zrobić coś "dokładnie" podobnego. Tak było. Ale się nie udało, więc historia nie zapamięta.
Widze żescie trochę kumaci jednak, choć do mojej chorągwi petyhorskiej to chyba na pacholika , co najwyżej
Adam i Tezeusz nawet już to założyli na mój wniosek na jego pogaduchach
Ale nikt nie wiedział o co chodzi i ja też.
A nameste to kawał cwanego draba jest.
On cosik kompinuje.
No przecież widać i wiadomo, że Twój post i komentarze cele mają przede wszystkim pozakulinarne. Ale żeby o tym zaraz mówić publicznie i przyjemność ci za friko robić, to wybacz, nie każdy jest taki hojny :-). Wierz jednak na słowo, że zostałeś dostrzeżony i przebaczone ci nie będzie:-).
Dziękuję też za dobre słowo i słowo krytyki również. No chyba jednak nie dokończę tego Kryminału. Pójdę w zahiry, jak tam mówisz. No i będę więcej komentował. :-)
Pozdrawiam,
...swoje głupie kulinarne wymysły zaczął niby kapustę, na salonowych grzędach uprawiać. i nie było mszyc ani nic. Wielu uznało, że jest to dobre!
a ty mnie Melechow szabla przy stole nie strasz, boś zbyt ostrożny jest. Upały takie u nas, ale zeby kto się zlitował i jakieś antyupalne napitki zaproponował, bo mi jareckie na figurkę źle działają!
Bez litość dla was, sie zlituje.
No kompoty, na ten czas truskawkowe, chłodzone w lodówce, i z małą ilością cukru i goździkiem.
No i jak to u nas nad Donem, harbuzy.
Ale u was, w tej goliźnie harbuzy?
Nooo
Pani Alga potrafi zrobić świetny jabłecznik albo szarlotkę, gaszące pragnienie. Starałem się Jej to wytłumaczyć, ale bez sukcesu. Polecam zamiast wody i piwa.
Jeszcze dla ustalenia faktów. Zaczęło się na blogu Panike. Tam były pierwsze przepisy. Tak pamiętam. Czy nie?
Chyba najpierw był mój chłodnik.
Ale pewien nie jestem.
Bo czy warto?
Właśnie Jabłecznika zrobić nie umiem, może jaki przepis, będę zobowiązana, bo jabłoń mi tego roku chyba obrodzi. Dygam wdzięcznie.
Kto był pierwszy, to dziś nic nie znaczy, bo my ze Staszkiem wpadliśmy na ten pomysł, a Jacek ten pomysł jeszcze rozwinął.
I nie ma co kopi ścierać, tylko pisać teraż przepisy i inne kulinarne gratki, że o komentarzach nie wspomnę, które są poprostu cudne. Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
Iwona Jarecka
Zaraz tak wprost i wszemwobec, grubian jakiś. Sprawa jest prosta: zmierzch zapada, a tu (w wątku) jakaś nierównowaga, hm-kulinarna. Nawet Dziewczynę_Pingwina, którą łatwo spotkać przy tematach kulinarno-literacko-referentalnych, ktoś musiał zablokować. Albo Pingwin (jajorodne :() uczulił na pewien rodzaj potraw.
Nie jest łatwo.
Na zamowienie: Florencki przysmak a la WS, ale potrzebne sa jakies frutta di mare, najlepiej troche krewetek, pokrojonej osmiornicy i innych tego typu swinstw, ale naprawde wszystko jedno co, byle bylo z morza:
Podgrzac duzo dobrej oliwy z oliwek ale raczej na malym-srednim ogniu, zeby nie byla za gorace. Potem dodawac stopniowo co sie ma z ryb i frutta do mare, od najtwardszych do najmiekszych, przedtem do oliwy dac czornek, potem dolac bialego wina; w sumie niech sie gotuje jakies 15 minut od dodania pierwszych ingrediencji. Jednoczesnie obok ugotowac jakis makaron, najlepiej spaghetti, ale koniecznie al dente, czyli krociutko, jesli cienkioe spaghetti swieze to 2 minity, jesli suche to wg przepisu na paczce minus 2 minuty. Odcedzic makaron, wrzucic do gorocych frutta di mare w oliwie, dodac pietruszke, na koniec duzo swiezo zmielonego pieprzu z mlynka, rozdzielic na talerze i szybko jesc poki gorace!
Pozdr., WS
Proszę skasować szybko wpis Profesora.
Już widzę te falangi Prawdziwych Polaków Patriotów, od Czikago do Tobolska, jak ruszają tu falangą.
Panie psorze, pan se jaja robisz?
Czy jajecznicę?
Panie Profesorze! Ma pan dostep do logina i hasła. Walnij Pan jeszcze coś! Radze zwrócic uwagę na nieosiagalny nigdzie indziej zakres swobód! W każdej chwili, jakis złosliwy ludzki rododendron moze korzystając z podanych danych, wejść i zrobić nam tutaj " pilota" aLE NIC PODOBNEGO SIE TU DZIAĆ NIE BĘDZIE! TU PRAWICA Z LEWAKAMI KŁÓCI SIE O TO, ILE CZOSNKU DODAC DO SOSU, ORAZ O TO CZY MOŻE BYC MASEŁKO, CZY SŁONINA!
ZAPRASZAMY SERDECZNIE Z PRZEPISEM NOWYM W ŁAPIE! ZALOGOWAĆ SIĘ I SZLUS! TO TAKZE PAŃSKA STRONA, HERR PROFESORR!
Panowie jedziemy!! od dawna czekalem na tego typu inicjatywę, ja osobiście mam WATPLIWOŚĆ, czy muszę mieć coś więcej?
pozdro..