Fajny pomysl z tym blogiem kulinarnym. Ze niby kazdy tu moze. O ile go nie wygryza.
No to dzisiaj ja polecam cos do gryzienia. W sensie konsumowania, ma sie rozumiec. W ramach pewnych eksperymentow, ale nie, nie typu: sos z bialych dzdzownic zbieranych spod pnia w noc ksiezycowa czy galka oczna krowy gotowana na twardo, tylko raczej w rodzaju 'kapusta kiszona z bananami i miesem mielonym'.
Polecam wiec zupe... z orzeszkow ziemnych, a raczej z pasty z nich. Latwe, szybkie, chyba niedrogie i - wg mnie - smaczne, spelnia zatem podstawowe wymogi stawiane przeze mnie aktywnosci kulinarnej. Pomysl nie jest moj, pelnej odpowiedzialnosci zatem nie biore, tylko czesciowo, w przypadku przypisania mi zaslug, to i owszem, chetnie. No i nie wolno byc uczulonym na orzeszki ziemne, o czym dobrze jest nie zapominac, bo ta przypadlosc, choc rzadka, istnieje. Ale w dzisiejszych czasach bywaja i na jablka uczuleni, dobrze jest wiec spytac, zanim ktos spuchniety nam sie osunie przy stole i zepsuje cala radosc wspolnego, z trudem przygotowanego, posilku, cham jeden. No chyba, ze wczesniej sam nie wiedzial, to bedzie to doskonala sposobnosc, zeby sie dowiedziec, czy go wlasnie nie zatrulismy. Dodatkowa radosc.
Potrzebujemy:
- 2 filety z kurczaka
- 150 gram pasty z orzeszkow ziemnych (lub tzw. maslo orzechowe), jesli to mozliwe, to najlepiej z kawaleczkami orzeszkow [ja zazwyczaj dodaje pasty/masla wiecej, na wyczucie]
- litr wody
- pol pora
- kilka zielonych galazek selera
- 2 kostki rosolowe z kurczaka
- 1 lyzeczka sambalu (potworrrrnie ostrrrra przyprrrrawa)
- lyzka stolowa sosu sojowego
- 2 lyzki stolowe keczapu
- ewentualnie (bardzo podnosi oryginalnosc, smak i wyglad) - 100 g kielkow lucerny (alfa-alfa)
- sol, pieprz do smaku
Gotujemy w wodzie (wszystko umyte najpierw!) kurczaka z porem, selerem i kostkami rosolowymi ok. 10-15 minut. Bulion cedzimy, wyrzucamy por i seler, filety kroimy na male kawalki i z powrotem je do gara, dorzucamy cala reszte, po zagotowaniu jeszcze chwilke gotujemy mieszajac dobrze i dodajac wg uznania sol i pieprz, wylaczamy. Dodajemy kielki.
Na talerzu przybieram to jeszcze listkami pietruszki lub selera. Efekt murowany, wyglada jak rzadkie g. na talerzu, ale zwazywszy np. wyglad bigosu, na ktory nieznajacy go cudzoziemcy odwracaja sie ze wstretem, nie nalezy sie przejmowac.
Lejda
PS. niewprawiona z blogami mialam troche klopotow z wklejeniem tekstu,ktory najpierw polecial jako komentarz, mam nadzieje, ze nie namieszalam za bardzo, jesli tak, to przepraszam i ide mieszac w garach
No i widzisz. Nie dość, że pozwalasz sobie w przepisie na jakiś postmodernizm ironicznej intelektualistki (ze zboczeń dopuszczalny jest sarmacki turpizm, co najwyżej ;) i ledwie maskowane kpiny z bigosu, to jeszcze serwujesz jakieś kosmopolityczne danie. Więc nie tylko rozdawca miejsca na tzw. stronie głównej pomija zupę zoz na rzecz wódy azjatyckiej i gnieciucha z pyr, ale jeszcze żadnego komentarza nie uświadczysz.
A mnie aż kusi, żeby zainwestować (ale to poważna inwestycja byłaby!) w przygotowanie zupyZoz, bo za cholerę nie potrafię sobie wyobrazić, czym to może smakować (zakładam, że smakuje, bo nie zakładam, że się tam umartwiacie; w imię czego?)
(I nadal będziesz murem obstawać za kapustą?)
- albo ktos nie wie, o czym to jest,
- albo ktos jest uczulony i woli nie wspominac.
Ja jestem uczulony.
Nie, nie na orzeszki.
Na maslo z orzeszkow.
Jak ja to pierwszy raz zobaczyłem, dawno temu to było, jak oni tutaj tym karmia dzieci, grubo na tym waciannym białym chlebie nałozone, z gory jeszcze potraktowane dzemem, to mnie sie do dzisiaj robi mdło, kiedy widze takie masło z orzeszkow.
Orzeszki, nie powiem, czasem lubie sobie połuskac, ale masło wrogiem jest mi nieprzejednanym.
Ach, Nameste, mnie tam braki (komentarzy) nie przeszkadzaja, choc za twoimi latam (jesu, dojde w tym salonie do perfekcji w lizusostwie), lubie sobie mianowicie posiedziec cichutko w kaciku i patrzec, obserwowac (=czytac), a jak juz mnie wezmie, to i sama cos napisze, czasami czlowiek musi, inaczej sie udusi. No i lepiej chyba, zebym sie nie rozgadywala, juz to za sprawa innych...
Za kapusta, w zasadzie w kazdej postaci, rowniez na surowo, nadal jestem. W zyciu wiec nie kpilabym akurat z bigosu, co innego z bigosowych. (Aha, praktyczna porada, kapusta w trakcie gotowania mniej smierdzi, tak, nie bojmy sie tego slowa, jesli w trakcie gotowania polozyc na niej gruba kromke starego chleba. Na zapach ukochanej cebuli na razie nie mam pomyslu).
Panie Stary (jakos tak mi automatycznie to "panie" pasuje, przy nicku 'stary', taka calkiem libertynska widac nie jestem) - podzielam zdanie co do kanapki z maslem orzechowym, tez nie rozumiem tej kombinacji. Ale w przepisie chodzi o paste z orzechow (oczywiscie to jest to samo, ale nazewnictwo potrafi zdzialac cuda).
A zupa orzechowa jest pyszna. Przy odpowiedniej potrzebie wyrafinowania, polegajacej glownie na jak najmiejszym wysilku przy maksymalnym efekcie:-).
Wziąłem sobie cytat z Ciebie na tytuł nowego postu (o niczym ;). No i trochę poinwestowałem, np. znalazłem sambal z dostawą via internet. 5 złotych z groszami; tylko ten skład... "E330, konserwanty: E200, E210". Jakby był tylko jeden, no, góra dwa "E"...
[uwaga, reklama:]
http://www.masala.com.pl/index.php?d=produkt&id=73