Często wchodząc do mięsnego, widzimy całe stosy obranych z grubsza korpusów z róznego ptactwa. Leży toto na ladzie i razi w oczy estetów, którzy myślą, że pewnie to dla psa jest albo emerytów.
Tuż obok widać różne flaki i żoładki, wyrwane i skrwawione serca, wątroby od antybiotyków i anabolików opuchnięte, wszystko to obrzydzeniem napawa, prosektorium przypomina bardziej a nie kuchnię pachnącą.
Niestety nie każdy ma dostęp do wiejskiej kury, albo świeżonki jak Maks, któremu tata z mamą wałówki i rąbanki dowożą.
Nie każdy też wie jak się na wsi ze zwięrzętami chłop obchodzi. Bo źle się czesto obchodzi. Ostatnio pod Łowiczem widziałem krowy, mleczne, stojące całe życie przy korycie na metrowym łańcuchu, pod jedną świeżo wycielony cielak leżał.
Takiego kurczaka, to trza najpierw o głowę skrócić na pieńku siekierą, celnie rąbnowszy a potem patrzeć dokąd ucieka, bez tej głowy. Sam często krzaki przeszukiwałem, a on konał w kurniku. Czy kto pamięta z miastowych, że tego kuraka trza potem wrzątkiem oparzyć w kuble, wypatroszyć, ale tak, coby woreczka żółciowego nie naruszyć, albo, że taki kogut kamyki/zahiry w żołądku ma, dlatego po podwórku powinien chodzić z dumnie podniesioną głową, niczym Bulzacki po strzeleniu bramki, a nie w klatce siedzieć.
Albo czy jeszcze kto chodzi na staw, po rzęsę dla kaczek, coby zieleninę miały i wodą pachniały? Wcześniej trza było portki podwinąć, jak się mówiło, na pijawy, bo te potrafiły się przyssać?
Teraz jest przemysłowa hodowla, i ludzi przemysłowych też coraz więcej, takich co telewizor mają tam, gdzie jeszcze do niedawna mózg występował. Więc jest jak jest. Czyli jak wyżej widać.
No ale z tego co mamy też dobrego bulionu można nagotować. A ja takiego bulionu do róznych potraw używam. Bo bulion to podstawa w kuchni jest. Już to pisałem. Można na zupę, można do duszenia mięsa, można do sosu, do warzyw.
Kupić ze dwa korpusy z kurczaka, ze dwa z kaczki, którą ja cenię i powiedzmy 4 kawałki szpondera, do tego opakowanie watróbki z indyka, kilka serc i żoładków.
Z potokniętych korpusów odcinamy tłuszczu nadmiar ( ten pokroić i do lodówki jako dodatek do smalcu posłuży ), dzielimy te korpusy na pół.
Bierzemy torebki, takie z supermarkietu, w jakie wedliny pakują czy owoce i do każdej wrzucamy połówki korpusów, szpondera kawałek, żoładek, wątróbki, serce z indyka. I smyk do zamrażarnika.
Jak potrzeba to się wyjmuje i do garnka z zimną !!! wodą. Niech się zagotuje odkryte, zszumować trzeba. W tym czasie cebulę na gazie przypiec, tak coby całe mieszkanie zapachem wypełniła, a nawet na klatkę schodową z nim wyszła, niech się zły sąsiad ślini. A co tam.
Ogień przykręcić, tak aby aby. I przyszykować marchew, pietruszkę, selera ( tego ja duzo daję ) pora, kapusty nieco. Tak po półgodzinie dać te warzywa do gara, i popieprzyć, posolić, pojarzynkować, cebulę przypaloną wrzucic, a można ją opalić w umytej łupinie, to kolor da lepszy, szczyptę cukru, gałązke kopru młodego, ziele angielskie, listek jak kto lubi.
Niech się pogotuję, rychło pachnieć zacznie.
Warzywa i podroby widelcem macać. Jak chłop prawdziwy w domu jest, to te żąłądki i wątróbki do końca gotowania nie dotrwają.
Jak warzywa na sałatkę chcemy, to seler, marchew i pietruszkę wczesniej wyjąć, lekko twardawe.
Taki seler na zimno, to ja z majonezem wchłaniam, do mięsa z rosołu ( a sałatkę, u mnie dworcową zwaną, każdy chyba zna, z gotowanych i surowych warzyw i majonezu).
Tak po godzinie z okładem dobre powinno być.
Igła
Grzesiowi dedykuję, bo to w gotyckim nastroju miało być albo wisielczym. Grzesiu, ja nie lubię naleśników.
Bardzo mi się podoba ten przepis. Mam ochotę coś upichcić.
I chyba o to chodziło, prawda?
Wzorowo. Z życia wzięte. Tylko jarzynka po co? Jeżeli to ta jarzynka, co w 70% z chemii się składa. Zbytek niepotrzebny. Ja bym tym smaku nie psuł.
Potwierdzam metodę przygotowywania koguta do konsumpcji. I pieniek, i siekierę i konwulsje z opętańczym biegiem bez głowy. Pewnie niektórzy powiedzą makabra. Ale tak to jest. Potwierdzam też kamyki w żołądku. Pan Igła wie co mówi. W tym przypadku na pewno :-).
Pozdrawiam,
Komentarz w tekscie.
Taki wywar rosołowy, to ja prawie co dzień gotuję, tylko angielskiego ziela i listka nie dokładam, bo mi za bardzo galaretą z nóżek zalatuje.
A kurczak, lub kura latająca, ech dawno takiej nie gotowałam, ale kiedyś też pamiętam, jak Jacek na pieńku, tąką życia pozbawiał.
Co do Jarzynki, to ja ostatnio tzw. kogutki dodaję, a Pan Referent mówi chemia, a te sklepowe kurczaki to nie chemia?
Teraz my się chemią żywimy, bo latającego ptactwa coraz mniej, to i przyprawy coraz bardziej chemiczne.
Pozdrawiam serdecznie.:D
Ps. No i się wydało kto ten przepis na naleśniki podał, no no Grześ, a ja się nie domyśliłam.:D
te zwłoki?
Pani Algo,
jarzynka i inne tego rodzaju wynalazki, to przebiegły zabieg, który dodaje uniwersalnej "smakowitości". Smak ma to zupełnie chemiczny (po bliższym zapoznaniu nie ma żadnych wątpliwości), ale jak już się przyzwyczaimy, to bulion bez tego, z własnym smakiem i naturalnymi dodatkami, wydaje się niedobry. Mądrzy ludzie nad tymi wynalazkami pracowali. To jest manipulacja. Powszechnie akceptowany smak, statystycznie smaczny. Taki makdonald wśród przypraw. Ja jestem wrogiem weget, jarzynek itp. Słowem, sam do bulionu bym nie dawał, ale z drugiej strony ja nikomu nie bronię. Skromnie swoje własne zdanie zaznaczam. A że kurczaki ze sklepów na hormonach wzrostu i antybiotykach hodowane, to prawda. Ale Pan Igła nie o takiej kaczce i kurze pisze. A ja wiem o czym on pisze, bo taki prawdziwy drób jadałem.
Pozdrawiam,
Ja też jadłam, ale tu Pan Igła zaznaczył, że kupione ze sklepu trupy do używalności bulionowej doprowadza, z Jarzynami i cebulą upieczoną gotując, a taki Kogutek z kostki może chemiczny, ale dodany do tego chemicznego mięsiwa, prawie latającego imituje.
Ale to jest moje skromne zdanie, nikomu tego nie narzucam.
Pozdrawiam sedecznie z nad kostek kogutka, albo innych ziarenek smaku.
Pan Igła ma "słuszną rację",w opisie rewitalizacji trupów. Ja się czepiam tylko Jarzynki, chemicznego ulepszacza. Wiem też, że jestem w swoich apelach odosobniony, bo niby z czego sukces Podravki i innych tego typu przedsiębiorców. Pozdrawiam,
Ja szumowin nie zbieram. Gdy się pojawią zmniejszam ogień do minimum, po pewnym czasie szumowiny znikają, rozpuszczają się. Wydłuża to czas gotowania ale smaku bulonowi dodaje, bo w szumowinach albumina siedzi.
Pozdrawiam
Skomentuję to aliteracyjnie:
życie-żarcie-śmierć
Powinno się te trzy słowa zawinąć w kółeczko.
Byliśmy > jesteśmy > będziemy.
My.
Ja czy ty?
Twój post jest o jedzeniu (zgodnie z ideą blogu Smakoszkowego), w konwencji wisielczo-gotyckiej, o czym stanowi tytuł i ostatnie zdania postu.
Z tejże konwencji wychodząc, komentuję sobie z pozycji parapoetyckiej (->aliteracje). Nie twierdzę, że to jakiś szczególnie ważki komentarz.
Na co Ty się odzywasz a la kieszonkowy Wernyhora, w którego trzeba wrzucić monetę, aby powiedział więcej niż pięć słów na krzyż. I na jaki temat to było?
Nie mam drobnych :)
Nie mam drobnych, wydałem na totka, 12 mln jest do wzięcia. :)
Jak wygrasz te 12 baniek, to się za bardzo nie pysznij. Powiedz sobie "nic to Igłusiu, to marność jest" a jeszcze podatek trzeba zabulić.
...oraz wrzucam je do falującej wody.
Co najmniej do poniedziałku.
Bonne chance
Proszę rzucać wianki.
Tak wcześnie?
Wapory, czy zimne noce?
A może listonosz łomotał?
----------
Jak wezmę te 12 mln, to ubaw będzie po pachy.
I topienie Freemana, co puszczanie wianków przypomina.
Jarecki jest niezatapialny, z racji brzuszyska, napełnionego jareckim , maślanką, lebiodą, bułką z masłem, puszką po fasoli, i skorupkami po jajecznicy Nameste. Bo on wszystko wchłania. Brzuch, bo Jarecki to szlachetny człek jest.
Nie zgadzam się, by mój mąż miał w brzuchu puszkę po fasoli, a reszta...niech będzie, jak Panu zależy. Pozdrawiam.:D
...nędzną skórkę od pomidora podejrzewałam o przysporzenie panu Jackowi snów o Tomaszu Kammelu i potrójnych członkach! Teraz obstawiam te skorupki po jajkach.
A rosół przedni, panie Igło. Ja lubię mieszany, wołowo-kurczakowy, ale zdecydowanie bez podrobów. Zamiast korpusów wrzucam skrzydełka, bo mięso ze skrzydełek, wyjęte z rosołu, to ja przedkładam nad pierś i nóżkę. Takie skrzywienie. Jak mam świeży, to dorzucam też lubczyk. Substytutem lubczyku (marnym, ale zawsze) jest klasyczne magi, ale jak na mój smak, za dużo w nim glutaminianu. Chociaż ci, którzy lubią jarzynki i ziarenka, powinni w tym zasmakować.
Pozdrawiam,
Aby tylko te skorupki, Pan Igła, Jackowi serwuje puszkę po fasoli, a co do lubczyku, nie mam i go nigdy na ogrodzie nie miałam, ale za to mam takie ziele co się u nas na nie mówi bulion(może to ten lubczyk)i ja do każdej zupy i rosołu wkładam. Pozdrawiam.:D
Znalazłam o lubczyku:
http://akupresura.akcjasos.pl/lubczyk.html
czy tak wygląda "rosół", o którym Pani pisze? Ja, niestety, nie mam ogródka, czasem od rodziców przywiozę większą ilość różnego zielska i mrożę na zaś.
A tak swoją drogą, roślinka bardzo stosowna na dzisiejszą noc...
Pozdrawiam,
"Ale może doczekamy się dnia, kiedy wspomniana osoba, w ekranie TVN się nie zmieści."
Bon appetit
to jest mój bulion, a ja przez cały czas myślałam, że to nie ma swojej nazwy, a tu proszę,żywię mojego męża lubczykiem, to pewnie dla tego wciąż jest ze mną, dzięki za ten link.
Ho ho teraz to się będę popisywać, jak kto mnie spyta, co ja tam kładę do rosołu.
Pozdrawiam Kupalnie i miłośnie(to od tego lubczyku).