Znane są cztery podstawowe formy surowca, z którego można przygotować sól: pionowa, mokra, pozioma i śledź. W wersji dla zwierząt występuje jeszcze bryła, ale potrawa z niej przygotowana nie jest zbyt popularna wśród ludzi.
Oczywiście, dominuje forma pionowa. W tej postaci sól pierwotna występuje jako pionowy i półprzejrzysty słup. Oto kilka potraw, jakie można przygotować z soli pionowej:
z pomidorem: włożyć w sól ósemkę pomidora, potrzymać 1/2 sekundy, wyjąć, położyć na talerzu i przegonić po nim, lekko uciskając palcami (lub innym narzędziem); po minucie pomidora można zjeść (żeby się nie marnował); to, co zostanie na talerzu, to właśnie sól z pomidorem: najlepiej jeść jako apetizer;
z serem białym: włożyć w sól plasterek sera białego, najlepszy jest mokry i półtłusty, potrzymać, poruszając w płaszczyźnie poziomej lekkim, kolistym ruchem przez jakieś 1-1.5 sekundy; tak przygotowaną sól zjeść po 1/2 minucie odczekania (kto chce, może doprawić chlebem);
z befsztykiem: najlepszy jest angielski wariant potrawy; najpierw trzeba przygotować dodatki (plaster polędwicy wołowej ugnieść na desce zdecydowanymi ruchami dłoni zwiniętej w pięść; zanurzyć w słup soli pionowej na jakąś sekundę; odwrócić na drugą stronę i ponownie zanurzyć w sól; następnie smażyć na średnio ostrym ogniu, pod koniec smażenia wstawić patelnię w słup pieprzu (pionowego) i w kroplistą cytrynę; tak przygotowaną sól można spożyć razem z solą ziemniaczaną.
Sól mokrą można przygotowywać w dziesiątkach wariantów kiszonych. O tym kiedy indziej.
Sól pozioma nie jest zbyt popularna ze względu na swoją esencjonalność. Trzeba ją zwykle przyprawić, np. grzybem, który zawija się w sól poziomą (a następnie smaży).
Specyficzną formą soli jest śledź. Podobno można tę formę soli uzyskiwać z innych, ale nigdy tego nie widziałem i nie wiem, jak to się robi. Sól taką można jeść na surowo, albo ze śmietaną/jogurtem itd. O tym może ktoś inny; sam nie jestem specjalnym admiratorem tej postaci soli.
smacznego
PS. Wczoraj zauważyłem, że ktoś skasował moją jajecznicę. I komu to przeszkadzało? :(
Bo na soli to ja się nie znam, bo prawie nie używam. jedynie zestaw letni: chleb, dobre masło, pomidor świeży, no i sól, w innych wariantach jakoś mi nie podchodzi.
A co do skasowania wpisu, to wniosek, że jednak i na Smakoszka się jacyś wandale dostali.
Nie da się tekstu odzyskać?
Bo jakby się dało, to zawsze można go drugi raz wrzucić albo cuś, nie wiem, bo na tym się tyż nie znam.
Pzdr
bo w google jest kopia tegoż, więc mógłbyś wkleić jeszczo raz tę jajecznicę, tylko, że bez sensu bo komenty musiałyby być w tekście własciwym chyba?
Nie wiem, zresztą ty lepiej znasz tajniki netowe.
Spadam sobie już.
Tekst mam i kilka początkowych komentarzy (nauczony salonowym doświadczeniem *znikania*, robię czasem "save" swoich [i niektórych nieswoich] tekstów, ale od przypadku do przypadku).
Z tego wszystkiego zapomniałem o guglu [heh], dzięki.
Nameste, ktoś cię nie lubi! To możliwe? :-)
Źle to jednak jest trochę pomyślane. Trzeba szybko poprawić, bo zaufanie do użytkowników okazało się zawodne. Niepotrzebny jest osobne nazwisko (Smakoszek), każdy powinien podpisywać się nazwiskiem z Salonu. Nie może też być tak, że każdy może wejść i wykasować albo zmienić tekst. Zwykły blog zintegrowany i już. Administratorzy powinni się tym zainteresować. Walory techniczne Salonu już przeszły do legendy. Wkurza mnie to. Zatrudnijcie (administratorzy) Pana Eumenesa. Ja mogę się na ten cel opodatkować.
Jak to nie ma twojej jajecznicy, będę interweniował u najwyższych czynników, skandal.
Co do soli na befsztyku nie ma zgody. Wołowinę solimy po, a nie przed. No chyba ze to przenośnia jest ?
A śledzie jak najbardziej, męska ryba. I dobra.
Na końcu linków.
Tu może nie być zgody. Pytanie, kiedy robić wyjątki od Reguły:
### Tylko barbarzyńcy solą XYZ po usmażeniu. Sól taka, sypana później, nie ma duszy i nie przenika dostatecznie do wewnątrz potrawy. ###
...sformułowanej dla jajecznicy [dzięki za dodanie do spisu], ale wg mnie Bardzo Uniwersalnej.
Bardzo mi przykro:C
To nie tak.
Pokpiwasz sobie ze mnie prostaka. Ja wiem.
Wołowina ma taką strukturę mięsa, że sól ją zakłóca ( co nie oznacza, że nie można jej wcześniej marynować, można ale bez soli ).
Najpierw obróbka cieplna, potem solenie.
Nie umiem tego do końca wytłumaczyć, bom prostak, jak zaznaczyłem.
Chodzi o to, że wołowina po posoleniu kurczy się i twardnieje.
Natomiast jeżeli poddasz ją pieczeniu tak jak ty to napisałeś, to po zdjęciu z ognia ( wrzątku, waru ) chłonie sól do środka i zachowuję luźna strukturę mięsa.. Tak jest.
no wioskaniesamowita ztym wykasowanie, niestety...
moż dasię jakoś zmienić zasady freebloga- bo czasem pojawiają się takie kwiatki
No, do znakomitej większości rodzajów wołowiny to święta prawda jest. Ale nie z polędwicą wołową najwyższej jakości (z tego, co sam przećwiczyłem).
A poza tym, wołowina jest tylko dodatkiem, nie? ;)
A to bym spróbował.
Bo ja czasem do dobrej wołowiny mam, amerykańskiej, z kostką, ale raczej karkową, lub z udźca.
Choć amerykańska nie jest lubiana w europie, ma żółte przerosty tłuszczu jest kleista, ale właśnie za to ją cenię, za kleistość i kruchość. 3/4 min na ruszcie i już.
No dobrze, to już się przyznam. Tak się skoncentrowałem na soli, że może coś pokręciłem z resztą (tzn, resztą wołową, bo za "sól z serem" i "sól z pomidorem" głowę dam!). Po angielsku (w moim amatorskim pojęciu), to znaczy krótko i ostro (niech w środku prawie surowe będzie). Wyżej napisałem "na średnio ostrym ogniu", ale sam nie wiem, czy tak dobrze. A gdyby mięso solić razem z pieprzem, *tuż przed* zakończeniem smażenia?
Muszę to przemyśleć.
Żyzń (jakby powiedziała Xiężna) :)
Grunt, że potomność ;) nie utraciła przepisu.
Rzeczywiście, znam takich, co to pomidora/ser/mięso traktują jako dodatek do soli, i znają jakieś siedemdziesiąt cztery różne formy jej występowania (wśród nich oczywiście sól w formie pionowej, poziomej i śledziowej). I mimo, że wiedza to imponująca, to zazwyczaj odpowiadam: "nie, dziękuję, nie jestem głodna". A potem tylko patrzę z podziwem i przerażeniem.
Pozdrawiam,
Ja rozumiem solnym pojęć pomieszanie, bo tam jeszcze cebula była.
Ale na stepy szirokije, w wołowinę bahate, wracając.
Tak.
Taki dobrej jakości kawałek wołowiny, proponuję lekko właśnie stłuc, popieprzyć, poziołować, troszkę sosu sojowego kropnąć, czosnku i cebuli posiekanych dać, można sosu chili, jak ostry chłop jesteś.
Potrzymać z godzinę, oliwy dodać, dalej marynować, nawet na noc.
I wtedy piec, na ostrym ogniu/patelni. Co do krwistości to jak to już kto lubi.
I na talerzu solić.
Można do tego młode kartofle w skorupce ugotowane dać, po przekrojeniu grubą solą posypane.
Ale komentów szkoda! Pozdro.:D
Nameste, nie awanturuj się! Wołowinę soli się później, bo stwardnieje i żadne sztuczki nie pomogą.
No doprawdy, zatkało mnie! Można z wielu rzeczy się wyzuć (np. z cukru, tej białej śmierci ;), albo z homara – cholernie pracowita [w jedzeniu] potrawa; nie mówię, że z cebuli, to żadne wyrzeczenie [jako się rzekło gdzie indziej, wulgarna to jarzyna, nad Filipikami przemyśliwuję]). Ale z soli?!
(I dalejże wspominać Wareżskie wyprawy, legendy o Sadko, 1000 i 1 noc; sól cenniejszą od złota itd.)
Trzech rzeczy bez soli nie ma: mórz, życia i kuchni dobrej!
Nie będę się awanturować. Tyle że nie jeden raz jadłem (sam smażyłem) polędwicę soloną *przed* smażeniem, miękką & soczystą jak trzeba. Do tego sól z pomidorem (oczywiście bez żadnych paskudztw typu cebula) i ew. sól z ziemniakiem. Choć wariant z ryżem półspieczonym (szybka akcja!) na sosie pobefsztykowym też niczegowaty.
Komentów też sporo ocalało, zapraszam na inspekcję. Choć jeszcze nie skończyłem układania – kupa roboty :(.
Ale gdzieżbym śmiała (i była w stanie) soli się wyrzec! Też znam tę bajkę o królewnie, co to tatusia jak sól kochała, któreż to wyznanie król-tatuś docenił dopiero, kiedy soli w całym królestwie zabrakło. Wszystkich innych przypraw może zabraknąć, ale soli - nigdy. Tylko właśnie jako przyprawy. A ja jedynie chciałam powiedzieć, że znam takich, co to jako danie główne ją traktują.
Pozdrawiam,
A to przepraszam :). Prawdę mówiąc, do głowy mi nie przyszło, gdym pisał ten żart [z ziarnkiem prawdy w środku ;)], że są tacy Niezrównoważeńcy, którzy nie tylko literacko, ale i w życiu praktycznym biorą sól za danie główne. Czyżby Pingwin...?
...i żarcik oczywiście przedni, zwłaszcza sól pozioma inspiruje.
Na szczęście to nie Pingwin jest tym przesolonym barbarzyńcą. Tak się składa, że to ja przy garach stoję (bo lubię, a co!).
Nie ze mną te nr Brunner.
Ja to wszystko przewidziałem, jak prezydent Wałęsa.
I opisałem na swoim blogu.